menda menda
125
BLOG

Kto tupie nogą Donalda Tuska?

menda menda Polityka Obserwuj notkę 21

Po raz kolejny pan premier Donald Tusk popędzał wczoraj prezydenta, by ten podpisał nieistniejący już traktat lizboński. Dzisiejsza Gazeta Wyborcza krzyczy na głowę państwa stanowczym tytułem "Gdzie jest podpis pod traktatem?". Skąd ta impertynencja, ten arbitralny ton, te naciski?

Aby zbliżyć się do odpowiedzi na to pytanie, należy najpierw rozpoznać dwa przeciwstawne poglądy na polską politykę zagraniczną. Według pierwszego, Polska ma być samodzielnym podmiotem w stosunkach z państwami obcymi, niezależnym od ich interesów, a więc nawet kosztem niezadowolenia po stronie partnerów zagranicznych. Pogląd zaś drugi przewiduje dla Polski rolę przedmiotu w paneuropejskich i panświatowych grach politycznych. To ostatnie stanowisko zasadza się na przekonaniu, iż inne państwa winny decydować o naszej roli na arenie międzynarodowej, bo to one wiedzą najlepiej, co jest dobre dla Polski i tym samym - jak przekonują zwolennicy teorii "przedmiotowej" - dla Europy. To z kolei twierdzenie opiera się na - mówiąc najdelikatniej - beztroskim założeniu, iż interes Polski jest tożsamy z interesami najsilniejszych państw europejskich. Konsekwentnie, jakiekolwiek  próby naszych władz stanięcia w poprzek tym interesom, uznawane są za sprzeczne także z polską racją stanu i - a contrario - wszelkie działania polegające na wypełnianiu cudzych dyrektyw i cedowaniu polskiej suwerenności na innych, są przedstawiane jako działania zgodne z interesem Rzeczpospolitej

Dzisiejsza Gazeta Wyborcza w artykule Jacka Pawlickiego pod sarkastycznym tytułem "Bush Europy Środkowej" kpi sobie z polityki zagranicznej Lecha Kaczyńskiego, przedstawiając go jako warchoła, który - o zgrozo! -  "zirytował Nicolasa Sarkozy'ego"  bo ociąga się z podpisaniem traktatu lizbońskiego, "wystawił do wiatru Angelę Merkel" bo "prowadził bój na niby o pierwiastek (...) grając na nosie Niemcom" i zaangażował się w sprawę Gruzji, przez co pani kanclerz musiała "stanąć przeciw Putinowi", a "dla Niemców był to zgrzyt, bo niemiecka gospodarka wymaga aby stosunki z Rosją były kordialne".

Gdy się głębiej zastanowić, o co premier oraz najbardziej wpływowa gazeta w Polsce mają pretensje do prezydenta, to dojdziemy do wniosku, że są to wyłącznie te elementy jego działalności, które stawiają Polskę jako podmiot polityki europejskiej, kiedy Polska mówi głośno swoje zdanie, nie czekając aż ktoś silniejszy podejmie decyzję za nią. Chodzi tutaj o sprawy systemu głosowania w UE, traktatu lizbońskiego i wojny w Gruzji. We wszystkich tych kwestiach Lech Kaczyński występował z pozycji gracza, a nie pionka, co nota bene Wyborcza doskonale rozumie, albowiem próbuje ową postawę wyśmiewać: "Uwierzył, że odnosi same sukcesy, że jest wielkim graczem. Że buduje przeciwwagę dla Rosji i Zachodu". Przy czym słowo "wielkim" jest tutaj tylko retorycznym listkiem figowym, albowiem, co wynika z dalszej analizy przykładów "niesubordynacji" Kaczyńskiego, Gazeta Wyborcza ma do niego pretensje, że chce być w ogóle jakimkolwiek graczem. Małym, dużym, średnim - nie ważne. On ma w ogóle nie grać, on ma być rozgrywany - to rozkaz ( "Gdzie jest podpis pod traktatem?" ).

Niezwykle ciekawe są powody, dla których Gazeta krytykuje postawę Kaczyńskiego względem Gruzji. Otóż według Gazety, Kaczyński swoją jednoznaczną reakcją wywarł moralną presję na Angelę Merkel, która musiała zająć krytyczne stanowisko względem rosyjskiej okupacji, co z kolei zaszkodziło niemieckim interesom gospodarczym z Rosjanami. Patrzcież jaka troska Wyborczej o niemiecko - rosyjskie kontakty gospodarcze, na drodze których staje polski kartofel!

Nasze elity, zarówno medialne, których przedstawicielem jest Wyborcza, jak i polityczne, reprezentowane przez Donalda Tuska, doskonale zdają sobie sprawę, że nie da się istnieć w polityce międzynarodowej jako jej podmiot, bez wchodzenia w drogę innym podmiotom, które realizują swoje partykularne interesy (nikt nie ukrywa, że reanimacja traktatu lizbońskiego to główny cel Niemiec i Francji, a nie "całej Europy", nie jest także tajemnicą, że np. Niemcy forsując dla Polski limity emisji dwutlenku węgla, zapewniły doskonałe prosperity swoim cementowniom, do których ustawiły się kilometrowe kolejki polskich tirów odprawionych z kwitkiem spod naszych fabryk, którym zakazano produkcji ). Jedynie bezwładny pionek, przesuwany po szachownicy nikomu nie wadzi i zaakceptuje bez słowa każdą pozycję, w której ustawi go gracz, na przykład pozycję klienta zachodnich cementowni lub bezrefleksyjnego sygnatariusza wszelkich podsuniętych pod rękę dokumentów. Aby więc Polska nie krzyżowała planów politycznych i gospodarczych zagranicy, celowo elity polskie, zarażone kompleksem prowincjonalizmu i łase na różnorakie profity i pochlebstwa z zachodu, próbują sprowadzić ją do pozycji pionka. Żadne, oczywiste wydawałoby się wątpliwości prezydenta na temat podpisu pod nieistniejącym dokumentem, nie zasługują w oczach Donalda Tuska nawet na polemikę, a stanowią jeno podstawę do coraz to bardziej bezczelnych nacisków na Kaczyńskiego, nacisków, których Tusk nie potrafi nawet merytorycznie uzasadnić, co stanowi asumpt do twierdzenia, że nie są one wynikiem żadnej przemyślanej polityki polskiego rządu, tylko projektu przedstawionego Polsce do akceptacji przez jakiegoś zwierzchnika.

Nie od dziś wiadomo, że tak jak niewygodnym dla Niemiec i Francji był głos Kaczyńskiego mówiący prawdę o tym, co dzieje się w Gruzji, tak niewygodnym dla tych krajów jest mówienie jeszcze bardziej oczywistej prawdy na temat traktatu lizbońskiego, który zgodnie z prawem unijnym, po odrzuceniu przez Irlandię, powinien pójść do kosza. Te sprawy, poruszane przez prezydenta na forum międzynarodowym, stanowią o Polsce jako podmiocie stosunków dyplomatycznych. Podpisanie traktatu pod dyktando dwóch wielkich krajów unijnych, chcących poszerzyć swoją władzę, tudzież oczekiwanie z decyzją wyjazdu do Gruzji na pozwolenie Niemiec, mających interesy z Rosją, których nie wolno Polsce - broń Boże - naruszyć, to postawa niewolnicza. To czynienie ze swojego suwerennego jeszcze państwa przedmiotu cudzych gier politycznych.

Jak widać, pan premier oraz wspierająca go medialna sitwa ma w tym swój polityczny cel, a - kto wie - być może i interes. Nie dziwi przeto nieustanna klaka, jaką Donald Tusk ma w mediach polskich i zagranicznych, albowiem - w odróżnieniu od krnąbrnego Kaczora - zrozumiał on, że w wielką politykę bawić się nie powinien, że należy ją zostawić silniejszym, którzy w odpowiednim momencie poinformują go, jakie stanowisko ma zająć Polska w swojej sprawie. Do Tuska zaś należeć będzie już tylko zakomunikowanie tego stanowiska u siebie, na prowincji. Doskonałym tego przykładem jest Angela Merkel, która stanowczo tupie nogą premiera Tuska w oczekiwaniu na podpis prezydenta pod nieistniejącym traktatem.

menda
O mnie menda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka