Każdy kieduje się w życiu jakąś hierarchią ważności. Dla mnie jest to rodzina, przyjaciele, przyjaciele moich przyjaciół, potem dopiero Polska, Polacy, czy jakaś tam racja stanu. Gdybym miał wybór: ratować z ognia Polaka który nie jest moim przyjacielem czy Chińczyka, który jest moim przyjacielem, wybrałbym Chińczyka. Nawet nie wspominam o rodzinie, bo tutaj, "patrioci" nawet nie podważą tego, że to zbiór rodzin tworzy naród.
Jeśli ktoś przedkłada "ojczyznę" ponad rodzinę w normalnym momencie dziejowym nie jest człowiekiem zdrowym na umyśle. Jest albo singlem albo człowiekiem nieszczęśliwym w swoim życiu rodzinnym. Dodam, że przez "normalny moment dziejowy" rozumiem sytuację taką, gdy wróg nie puka nam do drzwi i nie wywleka żon na dwór by je gwałcić. Tylko taka sytuacja jest na tyle alarmująca by opuścić rodzinę i zostać obrońcą ojczyzny.
Dlatego Ryszarda Siwca nie rozumiem. Postąpił lekkomyślnie zostawiając pięcioro dzieci na łasce losu. Mam tylko nadzieję że były wystarczająco duże i dość samodzielne. Czy pomyślał o tym? Chciałbym znaleźć gdzieś wywiiad z jednym z jego dzieci. Chociaż - może się mylę - może dziś jego dzieci doceniają czyn ojca... Tylko, czy 20 lat temu doceniały? Może to jakieś dziwne powołanie, które nie każdy ma?
Seawolf o Siwcu