Tak, byłem ale bynajmniej nie jako szpieg czy rozbijacz. Zależało mi (naprawdę!) przede wszystkim na tym by posłuchać i zrozumieć, a po drugie (na ile trema i zdolności pozwolą) by pokazać, że ta nasza (prawicowa) strona świata to też są normalni ludzie. I wiecie co – chyba się udało. Choć troszkę.
To spotkanie to był wykład profesora Marcina Matczaka, aktywnego ostatnio prawnika z Uniwersytetu Warszawskiego, wspierającego swą wiedzą opozycję w jej walce o sądy, demokrację itp. Publika to jakieś 70 osób, głównie starszych ale dobrze orientujących się w polityce, świetnie wykształconych, o dużym życiowym dorobku. Organizatorem był Klub Tygodnika Powszechnego.
Całego wykładu i dyskusji streszczał nie będę, można go posłuchać tutaj. Przytoczę natomiast te myśli prelegenta, które wydały mi się najważniejsze.
1. Prelegent zaczął od tego przypowieści. Brzmiała ona mniej więcej tak:
Konstytucja podobna jest do autostrady po której jedzie samochód. Kiedyś uchwalając konstytucję umówiliśmy się, że tą właśnie autostradą będziemy podążać. No i po tej autostradzie jedzie samochód, czyli Polska. Kierujący tym samochodem (rząd i parlament) mogą wybrać sobie czy jechać szybciej czy wolniej, lewym pasem czy prawym ale nie mogą zjechać z tej autostrady czy pojechać pod prąd. Nad przestrzeganiem zasad czuwa zaś policjant, czyli sądy. Jak kierujący zjeżdżają z tej autostrady (łamią konstytucje) to policjant (sądy) zwraca mu uwagę i wymusza by samochód jechał zgodnie z przepisami.
Przyznam szczerze, że tą przypowieść początkowo łatwo łyknąłem. Potem jednak przyszła refleksja: co ten obrazek ma wspólnego z trójpodziałem władzy, z zasadą niezależności i WZAJEMNEJ kontroli każdej z trzech władz? Co to ma wspólnego z anglosaskim ujęciem demokracji zdefiniowanym w zasadzie „checks and balancies”? Wszak przypowieść mówi o posiadającym pełnię władzy policjancie (sądach), który mówi nam (Polsce) gdzie mamy jechać, a demokratycznie wybrane władze mogą podejmować tylko mniej ważne decyzje np. wybrać szybkość jazdy i pas ruchu.
Mam wrażenie, że ten obrazek to sama istota sporu wokół sądownictwa. Środowiska sędziowskie chciałyby nadal mieć taką przewagę nad pozostałymi władzami jaką policjant ma nad kierowcą, a przez to decydować o najważniejszych sprawach dla Polski. Natomiast PIS chciałby większego zrównoważenia sił wszystkich trzech władz ( przeginając być może w drugą stronę).
2. Bardzo mnie ucieszyło, że prelegent w wielu swoich wypowiedziach podmiotowo, a nawet z pewnym szacunkiem odnosił się do polityków i wyborców z drugiej strony. Mówił, że wbrew stereotypom wyborca PISu nie jest prostakiem, któremu nic w życiu nie wyszło, że działania PIS w wielu obszarach wychodzą naprzeciw realnym potrzebom społecznym, że Bronisław Wildstein to dzielny człowiek choć z wieloma jego poglądami nie sposób się zgodzić itd. Była też krytyka tego co i my piętnujemy w czasach Platformy: akcji „zabierz babci dowód”, określeń w stylu „dożynanie watahy”, skoku na Trybunał Konstytucyjny pod koniec kadencji itd. Te fragmenty bardzo mnie cieszyły. Świadczyły bowiem o tym, że pomimo ostrego sporu, przynajmniej opozycyjne elity potrafią w wielu obszarach zachować trzeźwy osąd i samokrytyczną postawę. To rodzi nadzieję na przyszłość.
3. Na koniec sprawa, która chyba najbardziej mnie zaskoczyła. Otóż prelegent, przy całym wyważeniu swoich wypowiedzi, kilkakrotnie i to w różnych kontekstach mówił o tym, że strona PISowska wykazuje „myślenie faszystowskie”, a jednocześnie piętnował nazywanie opozycji „zdrajcami”. Ja, w swojej wypowiedzi (tak, przemogłem się i zabrałem głos), poparłem postulat zaniechania mówienia o „zdrajcach” ale jednocześnie poprosiłem, by nie mówić też o „faszystach” bo to jest tak samo dehumanizujące i tak samo niszczące dla wspólnoty. I tu właśnie się zdziwiłem, bo prelegent w swojej odpowiedzi (ale też pomruki słuchaczy) wyraźnie pokazały mi, że obecni uważają słowo „faszystowski” za całkiem uprawnione w stosunku do rządzących, w przeciwieństwie do słowa „zdrajca” oczywiście.
Na koniec podkreślę, że nie spotkałem się na tym spotkaniu z żadną agresją czy zaczepkami. Nie wiem czy to nie zbytni idealizm z mojej strony ale aż się marzy się by obie strony częściej się odwiedzały na takich spotkaniach: ktoś z KODu na spotkaniu w Klubie Ronina, ktoś z Klubów Gazety Polskiej na spotkaniu Akcji Demokracja itd.
Czy to nie byłoby piękne?