michałanioł michałanioł
133
BLOG

Finansowanie dla "500+"

michałanioł michałanioł Polityka Obserwuj notkę 2

W związku z programem 500+ palącym problemem stało się znalezienie środków na realizacje tej obietnicy. Spośród różnych propozycji podatkowych zaniepokoiły mnie najbardziej propozycje opodatkowania handlu podatkiem obrotowym. O ile opodatkowanie zagranicznych sieci handlowych nie wywołuje we mnie żadnego niepokoju, o tyle sugestie że podatkiem tym będą obłożone także mniejsze punkty handlowe i handel internetowy wywołał już u mnie pewien zgrzyt. Z oczywistych względów wspierać trzeba naszych i zabawa w jakąś formę obiektywizmu trochę mnie irytuje. W pewnym zakresie mogę zrozumieć, że z racji obecności w strukturach UE musimy zachowywać pozory, to jednak ten chocholi taniec by nas nie posądzono o protekcjonizm trochę mi działa na nerwy. Inna rzecz, że bardziej możliwe jest iż po kalkulacjach okazało się że pieniędzy będzie za mało. Jeżeli więc w grę wchodzi ten drugi powód, to ugrupowanie rządzące trochę mi podpadło, chociaż ciągle uważam ich za lepsza opcję niż poprzednią ekipę. Nie zmienia to jednak faktu, że wyciąganie łapy do raczkujących przedsiębiorstw i to naszych przedsiębiorstw, po pieniądze, po to tylko by uzasadnić wykonalność raczej nieprzemyślanego programu wyborczego jest już zagrywką, którą trudno jest oklaskiwać. Na szczęście ustawa o tym podatku jeszcze nie weszła w życie, więc ciągle są szanse, że ten chocholi taniec da efekty, które nie skrzywdzą naszych, czego bym sobie bardzo życzył. Sęk w tym, że skoro tak bardzo potrzeba pieniędzy to może lepiej zamiast środków do zarabiania na życie, opodatkować próżność? Już śpieszę wyjaśniać.

Jakiś czas temu pojawiły się w mediach pogłoski o podatku katastralnym i raz za razem wracają. Jednak w żadnym wypadku nie zamierzam postulować jego wprowadzenia. Na naszym słabym rynku i przy ograniczonych zasobach finansowych, oznaczałoby to gwałtowne i drastyczne osłabienie wartości nieruchomości, zubożenie majątków rodzinnych często gromadzonych i budowanych przez pokolenia, a także problemy dla wielu rodzin związane z zapłatą corocznej daniny państwu i to daniny od dachu nad głową, czyli podstawowej potrzeby każdego człowieka, która to nie ma nic wspólnego z próżnością. Dodatkową konsekwencją byłby gwałtowny spadek cen nieruchomości, a to oznaczałoby zwiększony ich wykup przez zamożnych obcokrajowców i negatywnie przełożyłoby się na możliwości mieszkaniowe wielu polskich rodzin. Tylko tego by nam brakowało, nowej formy rozbiorów i dramatów bezdomnych ludzi. Może trochę przesadziłem z porównaniami, ale taki rozwój wypadków nie jest tym, czego życzyłbym sobie dla mojego kraju i rodaków. Dlatego chciałbym zaproponować formą opodatkowania aktywów, ale nie aktywów trwałych w postaci nieruchomości tylko składnika majątku często używanego na pokaz, a dokładniej samochodów.

Pomysł ten przyszedł mi do głowy, kiedy zacząłem obserwować co jeździ po naszych drogach. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że spora ilość samochodów to pojazdy o wartości ponad 100 000 złotych. Najwięcej jest różnych wersji BMW i Audi. Ilości tych pojazdów jeżdżących po naszych drogach są oszałamiające. U mnie, na południu kraju to na dziesięć samochodów stojących w korku, przynajmniej dwa będą zaliczać się do najnowszych modeli tych marek. A to nie jedyne drogie zabawki na czterech kołach, które się poruszają po naszych drogach. Stosunek do samochodów w naszym społeczeństwie jest nacechowany głupotą, nieracjonalnością i jakąś formą popisywania się. Utożsamiamy drogi samochód po blokiem z wielkiej płyty, z lepszą pozycją społeczną i statusem. A wszystko to ciągle mieszkając na blokowisku, tak jak wszyscy inni. Mało tego, samochód po opuszczeniu salonu samochodowego natychmiast zaczyna tracić na wartości. Po roku użytkowania wartość takiego samochodu jest już przynajmniej o kilkanaście procent niższa niż w dniu zakupu, a i tak przy założeniu, że pojazd był garażowany i nie był intensywnie użytkowany. Zakup drogiego modelu nie jest podyktowana koniecznością lub praktycznością, to po prostu przejaw głupoty i próżności. W związku z tym dlaczego by nie opodatkować tych skrzynek na kołach. Moja koncepcja sprowadza się do obłożenia pojazdów podatkiem procentowym od wartości pojazdu w dniu opuszczenia salonu firmowego, czyli ma to być procent od wartości za jaką pojazd trafił do pierwszego właściciela.

Opodatkowane powinny być tylko pojazdy z wyższej półki. Wartość graniczna 100 000 złotych to moim zdaniem właściwy poziom, ponieważ od tej kwoty zaczynają się pojazdy, których forma przerasta treść i nie dają żadnych wartości dodanych. Podatek ten powinien być naliczany powiedzmy przez 4-5 lat od momentu pierwszej sprzedaży, w wysokości 1% rocznie, płatnego co miesiąc. Takie wyliczenie wyznaczyłoby miesięczną kwotę od 100 000 na poziomie 83 zł, z uwzględnieniem zaokrąglenia do pełnych złotych. Podatnikiem byłby posiadacz auta, w sensie użytkownik, na każdy pierwszy dzień miesiąca. Pewnie trochę kłopotów byłoby z leasingiem, ale w umowie leasingowej też jest wyznaczona wartość rzeczy leasingowanej, a użytkownikiem jest leasingobiorca, czyli gość który się popisuje furą chociaż go na nią nie stać.

Dlaczego postuluje by podatkowi podlegały pojazdy nie starsze niż 4-5 lat ? Bo wtedy są najwartościowsze, a z tego co zauważyłem, w większości wypadków użytkownicy tych pojazdów po tym okresie wymieniają swoje samochody na bardziej modne modele, więc każdy kolejny użytkownik to już raczej nie jest próżniak tylko zwykły kierowca, który jakoś musi jeździć do pracy, po rodzinę itp.

Dlaczego uważam, że to rozwiązanie jest lepsze od dobierania się do obrotów z działalności gospodarczej ? Bo podatek obrotowy najpewniej będzie musiała zapłacić przysłowiowa pani Krysia ze sklepiku osiedlowego, chociaż jej jedynym samochodem będzie stare, 12-letnie kombi, a lokalny cwaniaczek, czy manager z banku nie straci ani grosza. Mało tego, jeżeli ktoś kupuje taki pojazd i to nawet w leasingu, to najzwyczajniej uważa, że go na to stać, więc tym bardziej będzie go stać na 83 złote raz w miesiącu.

Czy nasza gospodarka coś na tym straci ? Wydaje mi się, że nie. Nasze firmy produkujące podzespoły dla zagranicznych koncernów raczej nie produkują dla drogich marek. Gdyby tak było, to chyba by się tym chwalili. A spadek sprzedaży takich drogich aut w najlepszym razie odbije się tylko na dilerach tych marek, a i to nie jest pewne. 83 złote miesięcznie dla użytkowników drogich pojazdów powinno być niezauważalne, więc raczej wielkiego przełożenia na spadek sprzedaży nie będzie miało. A jeżeli nawet, to może przełoży się to wzrost sprzedaży pojazdów z polskimi częściami i pośrednio wróci do polskich kieszeni. Ostatni argument, drogie pojazdy są produkowane przez zagraniczne koncerny i większość zysku z ich sprzedaży trafia do nich. Głupota naszych rodaków sprawia, że tylko czynią działalność zagranicznego kapitału bardziej opłacalną i to naszym kosztem, a przecież zamiast samochodu za 100 000, można by kupić pojazd za 70 000, a zaoszczędzone pieniądze spożytkować na cokolwiek bardziej pożytecznego i nie mam na myśli podróży, chociaż pewnie z podróży więcej pieniędzy zostaje u polskich biur podróży, niż z zakupu za drogiego samochodu. Najlepsza byłaby inwestycja, i to dowolna, na przykład w samego siebie. Byle, drogie panie, nie fryzjer.

Na koniec ważne ograniczenia, ten rodzaj podatku powinien dotyczyć tylko pojazdów osobowych. Nie powinien dotyczyć samochodów ciężarowych, specjalnych, autobusów lub pojazdów wolnobieżnych. To ograniczenie jest istotne z tego względu, by nie opodatkowywać pojazdów służących do zarabiania pieniędzy i nie nadających się do niczego innego. Osobowe pojazdy firmowe, mogą być opodatkowane tym podatkiem, bo w naszych realiach to są najzwyklejsze fury prywatne, a na listę środków trwałych zostały wciągnięte by móc sobie odliczać od kosztów część kwot związanych z zakupem i późniejszym użytkowaniem. Co do samochodów kombi, to nikt nie kupuje nowego kombi by dowozić zaopatrzenie do osiedlowego sklepu, więc tutaj nie rozmieniałbym się na drobne. Pewien problem mógłby być z taksówkami. Tutaj możliwe są ustępstwa, na przykład opodatkowanie w wysokości 50% wyliczonego podatku. Polacy są co prawda pomysłowi, ale nie wierzę, że zaraz wszyscy będą mieć taksówki, zwłaszcza dla zysku rzędu kilkudziesięciu złotych miesięcznie. Uważam takie rozwiązanie za dużo sprawiedliwsze. Do tego z cechami wychowawczymi, a co najważniejsze bez ryzyka zaszkodzenia małym przedsiębiorstwom.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka