Marek Migalski Marek Migalski
4111
BLOG

Zasłużony koniec fałszywej misji premiera Glińskiego

Marek Migalski Marek Migalski Polityka Obserwuj notkę 115

 

Profesor Gliński ma pecha - w dniu oficjalnego zgłoszenia jego kandydatury na "konstruktywnego premiera" papież ogłosił, że rezygnuje ze swojej funkcji. Ale ta misja od samego początku była nieporozumieniem.
 
O ile dzisiejszą koincydencję z oświadczeniem Stolicy Apostolskiej można uznać za przypadkową złośliwość losu, o tyle dotychczasowe działania PiS w doniesieniu do misji Glińskiego były pasmem niepowodzeń. Zaczynając od końca - oficjalne wniesienie jego kandydatury w dwa dni po zakończonym "względnym sukcesem" (to określenie używane przez polityków PiS) szczycie UE było wysoce niefrasobliwe. Bo właśnie trwa festiwal Donalda Tuska i wychodzenie teraz ze swoim przenoszonym pomysłem było dalece niefortunne.
 
Ale już wcześniej widać było, że Jarosław Kaczyński i jego ludzie nie za bardzo wiedzą, co zrobić w sympatycznym profesorem. Po tym, jak 133 dni temu padło oficjalnie jego nazwisko w kontekście konstruktywnego votum nieufności, mieliśmy do czynienia z narastającym festiwalem wpadek medialnych samego kandydata, jak i jego otoczenia. Zdążył on już powiedzieć parę rzeczy, które stały w sprzeczności z programem PiS, zdążył pokłócić się już publicznie z niektórymi politykami tej partii, zdążył zaprezentować się jako kompletny beniaminek polityczny.
 
Ale to, co było najgorsze w tej nominacji, był oczywisty fałsz całej operacji. Bo przecież wiadomo było do razu, że jest on jedynie zabawką PR-owską w rękach macherów z Nowogrodzkiej, że nikt nie traktuje go tam poważnie, że jakby przyszło co do czego, to szefem rządu zostałby Kaczyński, a nie on. I ten fałsz, tę nieprawdziwość, to udawanie czuli wszyscy od samego początku. Stąd kpiny pod adresem profesora (nie zawsze najwyższego lotu), stąd ironiczne komentarze, stąd niepoważne traktowanie go przez media. Bo też właśnie od samego początku to był cyrk i "fejk". Wszyscy widzieli, że Gliński jest zabawką w grze, którą prowadzi ktoś inny, że ma jedynie zrobić dobre wrażenie, pokazać, że PiS nie jest partią tylko Brudzińskich i Suskich. Ale też wszyscy czuli, że to jedynie udawanie - że w rzeczywistości Brudziński czy Suski znaczą w tej partii niepomiernie więcej, niż zasłużony profesor, że to wszystko jest na niby, że jego misja jest oszukiwaniem wyborców.  
 
Dlatego dzisiejszy pech jest w pełni zasłużony i jest w jakimś sensie niezaplanowanym - ale ożywczym -   obnażeniem tej cudacznej gry. Dlatego nie żal mi PiS i nie żal mi Piotra Glińskiego. Od pół roku robili sobie z nas żarty, więc dziś to los sobie z nich zakpił.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka