Premier Wielkiej Brytanii Gordon Brown powiedział, że jego kraj nie może ratyfikować Traktatu Lizbońskiego przed orzeczeniem Sądu Najwyższego w tej sprawie.
Sąd, na wniosek biznesmena Stuarta Wheelera, ma zdecydować, czy brak referendum w tej sprawie, jest zgodny z prawem. Sędzia Sądu Najwyższego zaapelował do brytyjskiego rządu o odłożenie ratyfikacji traktatu do czasu wydania werdyktu. Stuart Wheeler to milioner-eurosceptyk, którego zdaniem rząd obiecał obywatelom referendum.
Może to jest metoda? Może eurosceptycy powinni się połączyć i szukać sprawiedliwości w sądach?
Moim zdaniem najwięcej w kwestii prawnej mają do zarzucenia swoim rządom Francuzi i Holendrzy. Tam były referenda na temat konstytucji europejskiej. Francuzi i Holendrzy jasno powiedzieli „Nie". Rządy tych krajów ratyfikując Traktat Lizboński mimo negatywnych wyników w referendach pokazały pogardę dla demokracji.
Ale każdy z krajów członkowskich Unii ma własną konstytucję. Pytanie czy konstytucje te przywidują dobrowolne zrzeczenie się przez rządy części suwerenności bez referendum. Jestem przekonany, że co najmniej w części krajów sprawa może wcale nie być taka jasna prawnie.
To, że sędzia brytyjski zaapelował o wstrzymanie się z ratyfikacją, pokazuje, że Sąd traktuje sprawę poważnie i nie wiadomo jaki będzie wyrok. Gdyby w W. Brytanii zostało zorganizowane referendum, prawdopodobnie Brytyjczycy zagłosowaliby na „Nie".
Jedną Irlandię Unia Europejska może jeszcze szantażować, dwóch krajów (w tym W. Brytanię - jeden z największych i najbogatszych krajów UE) już nie da rady. To byłby koniec pomysłów na Europejską Federację. Kibicujmy więc Brytyjczykom. Może u nich też wygra demokracja.
