Palestrina2005 Palestrina2005
82
BLOG

Unia, traktat i demokracja - przykłady z Francji i W. Brytanii

Palestrina2005 Palestrina2005 Polityka Obserwuj notkę 42
 

Gdyby we Francji zorganizowano referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego przeciwko głosowałoby 53 proc. wyborców - wynika z sondażu ośrodka IFOP, który ukazał się w dzienniku "Sud-Ouest". Na "nie" w referendum głosowałoby 53 proc. badanych, a za - 47 proc.

Wszyscy pamiętamy referendum we Francji w 2005r. kiedy to eurokonstytucję odrzuciło 55% głosujących. Prezydent Chirac zapytał wtedy Francuzów - „czy chcecie eurokonstytucji". Francuzi odpowiedzieli „Nie", lecz „głos ludu" nie znaczył nic dla eurobiurokratów. Dwa lata zastanawiali się jak obejść prawo, jak mimo sprzeciwu obywateli wprowadzić eurokonstytucję w życie. I wymyślili - zmienią w dokumencie parę zapisów, inaczej go nazwą i zaakceptują bez pytania ludzi o zdanie w referendum.

Moim zdaniem, to co zrobił rząd Francji, to być może z punktu widzenia prawa jedynie „balansowanie na krawędzi prawa", ale z punktu widzenia demokracji działanie rażąco niedemokratyczne.

Oczywiście rząd Francji może powoływać się na zasady demokracji pośredniej, gdzie decyzje podejmują przedstawiciele społeczeństwa wybrani w wyborach i twierdzić, że mają pełnomocnictwo od obywateli do decydowania o zmianie ustroju państwa (dalsze zrzeczenie się suwerenności przez Francję). Ale... skoro władze Francji raz odwołały się nie do demokracji pośredniej lecz do demokracji bezpośredniej (referendum) to należy uznać głos obywateli w referendum, ponieważ decyzja demokracji bezpośredniej ma przewagę nad pośrednią.

Tak wiec, po przegranym referendum w kwestii Traktatu rząd Francji nie ma żadnego pełnomocnictwa, aby zatwierdzać coś co zostało odrzucone w referendum.

Jeszcze gdyby rząd Francji mógł twierdzić, że przez te dwa lata zmieniły się opinie społeczeństwa na temat eurokonstytucji/traktatu. Ale jak widać z sondażu, mimo „europrania mózgów" Francuzi wcale poglądów nie zmienili i dalej nie chcą traktatu/eurokonstytucji.

Można powiedzieć, że rząd Francji łamie podstawowe prawa demokracji, ignoruje zdanie swoich obywateli i używa kruczków prawnych do „ominięcia" wyników referendum. Jak żałośnie w tym miejscu jawi się „troska" francuskich „elit" o poszanowanie wolności wyboru i demokracji. Wolność wyboru we Francji ogranicza się już chyba tylko do kwestii aborcji, bo na to, że rząd będzie robi to czego chcą obywatele - nie ma co już liczyć. Rząd raczej będzie szukał kruczków prawnych, aby obywateli ignorować i nie dopuścić do głosu... oczywiście w imię jakiegoś niezdefiniowanego „wyższego dobra" jakim jest traktat.

W Wielkiej Brytanii z kolei sprawa Traktatu została zaskarżona do Sadu Najwyższego i nie wiadomo jeszcze czy ostatecznie W. Brytania traktat ratyfikuje. Sąd, na wniosek biznesmena Stuarta Wheelera, ma zdecydować, czy brak referendum w tej sprawie, jest zgodny z prawem. Sędzia Sądu Najwyższego zaapelował do brytyjskiego rządu o odłożenie ratyfikacji traktatu do czasu wydania werdyktu. Stuart Wheeler to milioner-eurosceptyk, którego zdaniem rząd obiecał obywatelom referendum.

Sondaże pokazują, że Brytyjczycy zdecydowanie chcą referendum. Jeden z sondaży pokazuje że aż 88 procent Brytyjczyków opowiada się za przeprowadzeniem referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego.

W tym przypadku także rodzi się pytanie jakie pełnomocnictwo ma rząd brytyjski do ratyfikacji Traktatu bez referendum. Stuart Wheeler w swoim wniosku twierdzi, że obiecano referendum. Skoro obiecano referendum, to można powiedzieć, że wyborcy głosując na Partię Pracy głosowali ze świadomością, że decyzja odnośnie traktatu będzie przedmiotem referendum. Skoro mieli taka świadomość to znaczy, że przekazali wiele aspektów władzy rządowi, ale głosując byli przekonani że władza nad traktatem pozostaje w rękach ogółu obywateli - a więc wyborcy nie przekazali rządowi uprawnień do ratyfikacji Traktatu.

Wydaje się, że wniosek do Sądu Najwyższego jest jak najbardziej uzasadniony. Miejmy nadzieję, że sąd zarządzi referendum w W. Brytanii.

Wszyscy krytykują Irlandię za referendum w sprawie traktatu i odrzucenie tego traktatu w referendum. Ale rządy krajów krytykujących Irlandię powinny spojrzeć na siebie - czy naprawdę zachowują się zgodnie z normami demokratycznymi czy też stosują kłamstwa i kruczki prawne aby normy te obejść? Czy szanują zdanie swoich wyborców, czy też na siłę chcą „wepchnąć" Europie traktat, którego nikt nie chce? Bo tak naprawdę traktatu nie chcą nie tylko Irlandczycy. Gdyby zrobić ogólnoeuropejskie referendum wynik byłby bardzo niepewny. Jednak europejscy biurokraci boją się. Boją się wystawienia się na bezpośrednią ocenę swojej pracy przez „plebs". Bo przecież eurobiurokraci już sobie wszystko zaplanowali, mają piękne harmonogramy i piękne wizje. Nie potrzebna im jakaś tam głupia demokracja - to dobre dla „plebsu"...

 

 

niepoprawny politycznie, miłosnik prawicy i wolności słowa...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka