Rzeczpospolita w artykule internetowym pisze, że Jerzy Gorzelik nie ma sentymentu do Polski.
„Nie odczuwam, bo żywię go do mojej nacji. Można mówić o związku z różnymi aspektami polskości czy niemieckości. W warstwie językowej z pewnością bliżej mi do Polaków. Jeśli chodzi o inne elementy kultury, bliżej mi do kultury niemieckiej, ale też czeskiej (...) Patriotyzm to umiłowanie ojczyzny. A moją ojczyzną nie jest Polska, tylko Górny Śląsk.”
W komentarzu pod artykułem czytam:
„Mieszkam na Śląsku wśród rodowitych Ślązaków. Czuję i widzę coraz silniejszy nacjonalizm. Im więcej RAŚu np w Dzienniku zachodnim tym gorsze relacje z sąsiadami; nieufne spojrzenia, z luźnych pogawędek zrobiło się chłodne "dzień dobry". Z relacjami dzieci na razie nie ma problemu, to zasługa szkoły. Ale jak wprowadzą np gwarę to wszystko pęknie. Ktoś tu wspomniał o roku 1934 - ma rację. Tutaj to tak właśnie ewoluuje. „
„Oglądałem niedawno film "Tryumf Woli" Leni Riefenstahl. Jest to dokument o Parteitag w Norymberdze w lecie 1934 r. Rozentuzjazmowane tłumy i liczne przemówienia, m.in. Hitlera. Otóż w tych przemówieniach ani słowa nie było o Żydach, wojnie, "ciosie w plecy", Lebensraum, Korytarzu. A jedynie o pracy, jedności oraz "naród z partią". Tak było w 1934 r. Zaledwie kilka lat później słowa były zupełnie inne. Dlatego kiedy Gorzelik mówi, że nie chce oderwania Śląska od Polski, to ja mówię: DZISIAJ tak mówi. „