jozek jozek
91
BLOG

Gosposia ukradła

jozek jozek Polityka Obserwuj notkę 28

 Jakiś czas temu podtrzymując tradycję ‘nocnych rozmów rodaków’ debatowałem z jednym z przyjaciół o życiu, świecie, rzeczywistości, no i o tym, co tam panie w polityce. Nadmienię iż przyjaciel lubi wygłaszać sądy jasne, proste i ostateczne, takież ma również poglądy, co przy moich wątpliwościach, dystansie i upartym dzieleniu włosa na czworo jako ten 'l’avocat du diable', dyskusji nam z reguły nie ułatwia. Tak było i teraz. To co jest proste w takiej dyskusji tete-a-tete, zwłaszcza z osobą z którą się zjadło onegdaj beczkę soli, to naturalny brak podtekstów osobistych czy doszukiwania się jakichś niejasnych i ciemnych powodów posiadania takich a nie innych poglądów. Z drugiej strony stopień zażyłości pozwala nawiązać do wątków bardziej personalnych, gdzie chcąc przekonać oponenta do swych racji, można użyć argumentów z życia codziennego.

 

Temat oczywistą oczywistością zszedł na katastrofę smoleńską, przyjaciel jako zatwardziały konserwatywny macho bronił wytrwale tezy spisku i zamachu, upierając się na samym końcu, że zgoda-owszem, zamach nie mógł być zorganizowany z pieczołowitą premedydatacją, skoro pilot mógł wcześniej odlecieć np do Mińska, no to zamach w takim razie zorganizowano tak sobie ot ad-hoc, w minutę, na poczekaniu. Chcą lądować to czemu nie, ‘debeściaki’ są ponoć, nu dawaj znamienitaja akazja, wot strielmy se polskawo Priezydenta i masę Polaczków razem z nim, tak po prostu - no bo przecież ‘Ruscy już tak mają’. Tutaj bezpośrednich kontrargumentów zabrakło, więc jak klasyczny adwokat diabła wytknąłem mu jedynie, że gdy obtarto mu samochód, to oskarżył gromko sąsiada zza płotu (z którym toczy wieloletni spór o miedzę, a w zasadzie parkan), iż zrobił to gwoździem, z premedytacją, złośliwie i z czystej zawiści. Później okazało się, że to małżonka parkowała tak niefortunnie w markecie, co przyjaciel musiał z ciężkim sercem uznać, niemniej sąsiada nie rozgrzeszył na zasadzie ‘jeśli nawet tego sam nie zrobił, to z pewnością mógł’.

Tu zaczęliśmy debatować głośno, co by też było, gdyby małżonka się nie przyznała, zasugerowałem iż przyjaciel byłby zdolny do potraktowania ciężką siekierą karoserii nowo nabytego przez sąsiada Subaru, co z pewnością skończyłoby się aktywnym udziałem policji, straży pożarnej, sądu, być może służb szpitalnych, bo sąsiad nie ułomek. Tutaj rzewne refleksje przyjaciela ogarnęły, czerwone wino robiło zapewne swoje, iż być może nawet drania nie powinno się pochopnie oskarżać, jeśli nie ma stuprocentowych dowodów. ‘No, no, ciepło, ciepło’ – myślę sobie, łapiemy dystans, może perspektywa eskalacji i strat (cielesnych) po własnej stronie zadziałała, jeśli nawet tak, to przynajmniej pomyśli dłużej, niż taki co strzela przez drzwi, a potem pyta ‘kto idzie? ’.

- ‘A jakbyś sam sobie to auto porysował to co? Mógł to zrobić twój syn. Albo mógł też i sąsiad, lecz nawet nie zauważył. Możliwości zawsze jest wiele, jeśli się nie wie na pewno’

W tle szły w telewizorze wiadomości, rzuciliśmy odruchowo okiem.

- ‘A jak ten tam kontroler lotów się na przykład upił, to co? Nie przyzna się, a tamci przecież go będą kryć do końca świata…’

Przyjaciel nadstawił pusty kieliszek. - ‘A ja i tak wierzę, że to spisek Ruskich i Tuska. Oni wszyscy zawsze tacy sami’. Ano widać, cholera.

 

Przypomniała się anegdota z dawnych lat (historia znana w wielu wersjach), gdy zginęła pamiątkowa brosza należąca do Pani Dziedziczki - po wstępnych przepytaniu domowników podejrzenie padło w naturalny sposób na Gosposię, która równie naturalnie wyparła się wszystkiego. Rewizja nic nie dała, co wytłumaczono łatwo faktem posiadania przez Gosposię armii adoratorów, każdy sztuka-w-sztukę oczywiście podejrzanej konduity, co potwierdzili zgodnie służba i życzliwi sąsiedzi. Gosposia dostała wypowiedzenie w trybie natychmiastowym, powiadomiono policję, która rozpoczęła energiczne śledztwo, które trwało dość długo niestety. Przesłuchano wiele osób, Gosposia miała z Państwem od dawna zatargi o zaległe pobory, pyskata była, przyłapano ją kiedyś jak przywłaszczyła sobie porcelanowy kubek, zazdrosne kucharki jej nie lubiły i chętnie opowiadały o rozlicznych awanturach. Choć motyw kradzieży wydawał się być jasny, niestety bezspornych dowodów nie znaleziono, no i w efekcie do oskarżenia o kradzież nie doszło.

Minęło kilka lat, Gosposia wyprowadziła się z miasteczka, nie mogła znaleźć żadnego zajęcia, uczciwi ludzie wytykali ją palcami ‘o, idzie ta złodziejka ze Dworu’. Później jedna z Kucharek zaczęła rozpowiadać, jakoby ktoś widział rzeczoną broszę u Pani, podobno odebrano ją najmłodszemu paniczowi podczas zabawy, który potem płacząc zaklinał się iż znalazł ją w kącie sypialni pod łóżkiem. Nikt oczywiście Kucharce nie uwierzył, ponoć widywano ją kiedyś plotkującą z Gosposią na targowisku w sąsiednim mieście, więc zaufania do takiej mieć nie można.Ludzie wiedzą swoje.

 

Pozdrawiam/J.

 

PS. Przyjaciel na odchodnym jeszcze rzucił:

- ‘Naprawdę wierzysz, że spisków nie ma? Naiwny jesteś?!’.

Lekko mnie tu zaskoczył: - ‘Ależ oczywiście, że wierzę - są jak najbardziej!’

Tyle, że głównie nieudane, tak w 95%, a publika często myli intencje i rzeczywiste działania’

-‘Myślisz o Smoleńsku???’

-‘Nie, o działalności CBA i agenta Tomka’

-‘A ty zawsze taki sam…’

-‘Ano.’

Uściskaliśmy się.

jozek
O mnie jozek

niedogmatyczny liberał, nierewolucyjny antysocjalista, zaszczepiony dożywotnio na polityczną poprawność, bez amnezji po peerelu, ale też i bez komuszych fobii, uznaje wszelkie racje pod prostym warunkiem 'przekonaj mnie'

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka