"My Naród" "My Naród"
574
BLOG

Jak nie komunizm to kontrkultura

"My Naród" "My Naród" Polityka Obserwuj notkę 16

W komunizm nikt tak naprawdę już nie wierzy. Jego siła nośna się skończyła. Żałośni epigoni budują kapitalizm w Chinach w tempie 10% wzrostu PKB rocznie, albo tak jak na Kubie lub w Korei Płn. desperacko starają się przetrwać w myśl zasady – po nas choćby potop. Obecnie na każdym polu komunizm przegrywa i nie stanowi zagrożenia dla świata, ponieważ jego recepty okazały się gorsze od choroby, którą chciał leczyć.Kontrkultura jest zjawiskiem, z którym trudniej się zmierzyć. Nie pomoże tu żaden wyścig zbrojeń, żadna doktryna „powstrzymywania” i „wyzwalania”. Kontrkultura to nowe wzorce obyczajowe, ideowe, styl i sposób życia zapoczątkowane pokoleniowym buntem młodzieży.Ta negacja zastanego świata miała i swoje cenne wątki – ekologia, prawa kobiet, potępienie przemocy, akceptacja wszelkich odmienności. Jednocześnie podważono cały fundament składający się z wartości cywilizacji europejskiej. „Zabrania się zabraniać”, „Nie wierz nikomu po trzydziestce” spowodowały erozję autorytetów i swoistą dyktaturę tolerancji, która w dojrzałej formie stała się polityczną poprawnością. Z pacyfizmu będącego zagrożeniem wolności Zachodu (bo do czego mogło doprowadzić jednostronne rozbrojenie?) oraz z politycznych urojeń takich, jak fascynacja bohaterami pokroju Che Guevary, Mao Tse-tunga czy Lwa Trockiego większość tego pokolenia przynajmniej w części się wyleczyła, ale pozostał pod-świadomy lęk i wpływ tych obsesji poprzez film, muzykę, a zwłaszcza media. Jakie to obsesje? Obawa przed nadmierną represyjnością państwa, hedonizm połączony z krytyką konsumpcyjnej cywilizacji, relatywizm oraz wrogość wobec tradycji. Skutkami tego procesu jest swoboda obyczajowa, kryzys rodziny, narkotyki, fascynacja religiami Wschodu i kult samorealizacji cokolwiek miałoby to znaczyć.Ten młodzieżowy bunt uzyskał poparcie czołowych intelektualistów. Jean Paul Sartre wmawiał młodzieży, że jest rewolucyjną siłą, która obali stary porządek. W Niemczech kontrkulturowa rebelia zdobyła sympatię niemal całej elity intelektualnej z Günterem Grassem i Henrich Böllem. Uniwersytety amerykańskie i zachodnioeuropejskie stały się twierdzami lewackiego radykalizmu: pacyfizm (oczywiście antyamerykański), antymilitaryzm, negacja zachodniej demokracji. Opresyjna jest tradycyjna rodzina, szkoła, uniwersytet, właściwie cały system społeczny. I wszystko to trzeba zburzyć w imię prawdziwej wolności, której się nie da pogodzić z władzą rodziców nad dziećmi, nauczycieli nad uczniami a policji nad całą resztą. A głównym wrogiem byli ci po trzydziestce, prawicowcy. To studencka rewolta doprowadziła do upadku de Gaulle’a oraz przyczyniła się do wycofania Amerykanów z Wietnamu i osłabienia Zachodu.Kontrkulturowe wystąpienia, których apogeum przypada na rok 1968 miały swoją specyfikę w różnych krajach. Amerykanie preferowali seks, narkotyki, rock and roll i hippisowski pacyfizm. We Francji dominował swoisty anarchizm, a w Niemczech doktrynerstwo, które miało się przerodzić w terroryzm. Nie będzie wielkim odkryciem stwierdzenie, że KGB z radością powitała nowe prądy na Zachodzie, dyskretnie wspierała terrorystów i pacyfistów, przymykając oko na fascynację towarzyszem Mao. Erozja tradycyjnych wartości Zachodu była z punktu widzenia ZSRR dużo cenniejsza niż „dziecięca choroba lewicowości”, jakby to określił towarzysz Lenin.Nie trzeba dodawać, że dla kontrkultury, mimo deklarowanej wszechtolerancji, takie pojęcia jak patriotyzm, więź narodowa, judeochrześcijańskie fundamenty Europy to były tylko reakcyjne zabobony, które należy wypalić rozgrzanym żelazem.Pokolenie barykad z 1968 roku wyrosło już z krótkich spodenek i nikt nie domaga się, by różnice bogactwa zostały natychmiast wyrównane, nikt też nie chce przeprowadzać rewolucji, ale właśnie to pokolenie, zdecydowanie już po „trzydziestce × 2” znajduje się w dzisiejszym establishmencie, to są profesorowie, politycy, ludzie mediów, którzy teraz decydują o kształcie Europy. Co im zostało z tamtych lat? Całkiem sporo. To różne ideologiczne paradygmaty, które od lat przybierają kształt ustaw, to relatywizm, permisywizm, odgórne przyzwolenie na łamanie kolejnych tabu, przecież „zabrania się zabraniać”. Przykładem tego jest Unia Europejska. Prekursorzy Schuman, Adenauer, Da Gasperi nie mieli wątpliwości, że korzeni Europy należy szukać w chrześcijaństwie, ich wnukowie w projekcie Konstytucji Europejskiej nieźle się natrudzili, żeby to ukryć.A teraz chciałbym wrócić na polskie podwórko. Odnoszę wrażenie, obserwując polską scenę intelektualną i polityczną, iż ten przełom 1968 roku determinuje podział opinii publicznej. Są ludzie roku 1968 i nie chodzi tutaj o wydarzenia marcowe, które skądinąd wyklarowały sytuację na szczytach komunistycznej władzy, ale również w środowiskach opozycyjnych. Chodzi mi o grupę ludzi, wówczas o poglądach lewicowych, którzy wartości kontrkultury przyjęli za swoje niestety również z całą gamą fobii i obsesji tego nurtu. Dla nich rokiem zerowym jest rok 1968. Cała ich późniejsza działalność publiczna jest wytłumaczalna tym wyborem. Rok 1980 i wybuch Solidarności z tej perspektywy jest wydarzeniem drugorzędnym. To nie Solidarność ich ukształtowała, lecz to oni zamierzali ten wielki ruch społeczny przekształcić na swój obraz i podobieństwo. To oni u kolebki III RP pilnowali, żeby przejąć z całym dobrodziejstwem inwentarza tak zwane standardy europejskie, nie zająknąwszy się nawet nad ich kontrkulturowym rodowodem. To w kontrkulturowych źródłach zastygł Adam Michnik i środowisko Gazety Wyborczej. Ten strach przed prawicą, nacjonalizmem, fundamentalizmem, antysemityzmem paraliżował zdrowy rozsądek. Ten strach powodował fraternizację z ludźmi poprzedniego systemu.Znowu staliśmy się świadkami ciekawego procesu – przyznawania cenzurek politycznej poprawności. W ramach narodowej specyfiki tego zaszczytu dostąpili również niektórzy koncesjonowani katolicy, w tym paru biskupów. Analiza polskiego kontekstu kontrkultury wymaga zbyt wiele miejsca, powrócę do tematu w innym czasie na tych łamach.Z komunizmem sprawa jest chronologicznie prosta – zawiera się jako znaczące zjawisko na mapie politycznej świata w latach 1917 – 1991. Wiemy, że zbankrutował najpierw ideologicznie, a następnie upadł w wyniku ekonomicznej niewydolności. Realny socjalizm już nie powróci, będą tylko nostalgiczne i populistyczne odwołania do jego osiągnięć.Mniej więcej wiemy, jak się z komunizmu wychodzi: demokracja, wolny rynek, prywatyzacja, prawdziwy pieniądz, giełda i trudne powolne budowanie społeczeństwa obywatelskiego. Jak wyjść z kontrkultury? Nie wiem. Po prostu trzeba ją demaskować, przypominać, że jest tylko historycznym fenomenem, podobnie jak faszyzm czy komunizm. Przypominać do znudzenia, że społeczne skutki pewnych rozwiązań wywodzących się z tego nurtu są samobójcze. Nie bać się wojowników tolerancji, nie poddawać się iście heglowskiemu szantażowi, że to co rzeczywiste to rozumne. Bo nie zawsze tak jest. W Europie wartości pokolenia 1968 zwyciężają niemal na wszystkich frontach. Każdy, kto myśli inaczej, spotyka się z międzynarodowym ostracyzmem. Dyskryminowane ponoć mniejszości potrafią złamać karierę i życie każdemu, kto miałby odwagę powiedzieć coś na temat ich obyczajowych prawnych uzurpacji. I być może z dalekiej perspektywy historii powszechnej przemiany związane ze zjawiskiem kontrkultury mogą się okazać daleko bardziej ważkie i znaczące niż komunizm. Trzeba to otwarcie powiedzieć, że idee kontrkultury podobnie jak komunizm czy faszyzm podważają zasady, na których od czasów żydowskich proroków i greckich filozofów opiera się cywilizacja europejska.Demokratyczne parlamenty mają naprawdę większą władzę niż Ludwik XIV, monarcha bądź co bądź absolutny, który musiał się liczyć z zasadniczymi ograniczeniami swej władzy jak prawa boskie, których nijak nie był w stanie zmienić.   
"My Naród"
O mnie "My Naród"

Ciekawy, idący pod prąd, odporny na mody byle jakie. Krytyczny, wybierający z tradycji sprawdzone wartości.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka