Nathii M. Nathii M.
962
BLOG

"Polacy to naród cierpiący" - notka polityczna z romansem w tle

Nathii M. Nathii M. Polityka Obserwuj notkę 47

- O, interesujesz się polityką? - nie omieszkał zauważyć Brockley Sid na urodzinach s24, kiedy wtrąciłam półgębkiem jakieś zdanie.
- Ale o niej nie piszę, ani się na jej temat nie wypowiadam, bo nie chcę mieć jatki na blogu.

Moskwa, kilka tygodni wcześniej. W orientalnej restauracji połączonej z pubem, na etapie czwartej whisky, A. przytulił klatkę piersiową do moich pleców i uniżenie wyszeptał mi do ucha:
- Porozmawiajmy o polityce...

Jak na artystyczną bohemę przystało, mam chłopaka i mam kochanka. Poznaliśmy się w różnych okolicznościach, ale obaj panowie mieszkają w tym samym mieście i obaj pracują w różnych niepopularnych na s24 rosyjskich państwowych instytucjach. A. ma etat w (jak to określa) "ministerstwie propagandy", czyli w branży zajmującej się opracowywaniem informacji. Polityka rajcuje go mocniej niż seks, wódka, papierosy, czy treningi kung fu. Dla S. to bardziej smutna konieczność łącząca się bezpośrednio z jego zawodem. Z dalece posuniętym obiektywizmem wymieniliśmy się historyczno-politycznymi poglądami na pierwszej randce. Okazały się one zbieżne, więc do tematu nie wracamy. S. mi zaimponował umiejętnością analizy z odrzuceniem wszelakich otoczek. Nie mówił o rzeczach łatwych dla naszych narodów, ale mówił mądrze. O sprawy polsko-rosyjskie pokłóciliśmy się tylko raz i nie odzywał się do mnie wtedy przez miesiąc. Poszło o siatkówkę.

Panowie są świadomi sytuacji, a w normalnych okolicznościach na pewno by się polubili. Ale pewnie się nie polubią. To trochę przypomina film animowany, w którym właścicielka przedstawia ukochanemu psu nowo zakupione śliczne kociątko ze szczebiotem: "Na pewno się zaprzyjaźnicie!".


- Dobrze. Mów.

Z ust A. popłynał radosny słowotok przy akompaniamencie odgłosów opróżniania kolejnej szklanki. Formułował opinie totalnie rozbieżne z oficjalnym stanowiskiem pracodawcy. Zbliżone poglądy na temat wielkich możnych tego świata mają również jego koledzy po fachu i w ramach mojej matematycznej ignorancji zastanowiłam się, jakim cudem sto odrębnych minusów daje jeden, wielki, kolektywny plus. Kiwałam mu głową ze zrozumieniem, nawet po skończonej przemowie. Cień frustracji wystąpił więc na jego rozentuzjazmowane jeszcze przed momentem lico. Chciał mnie zaciekawić.

- Polacy są szczęśliwi, kiedy mogą cierpieć.

Dla odmiany, teraz to ja się zachmurzyłam. A. się zrelaksował i dodał:

- Rosjanie też bardzo lubią cierpieć!

A. jest w połowie Żydem, więc nie mogłam się powstrzymać:

- Żydzi też lubią się robić na permanentnych męczenników.

Ponieważ tamtej nocy miałam na imię Nathii, a nie Milion, i nie interesowało mnie cierpienie za miliony, tylko lekkie BDSM w hotelowym zaciszu, zamknęłam mu usta pocałunkiem i wyciągnęłam na parkiet w rytm jakiejś pościelówy, konkretnie "Show me heaven" Marii McKee. Upozorowany na japońskiego mistrza sushi kirgiski barman podstawił nam w tym czasie nowe drinki.


Do tematu wróciliśmy w mailach. Standardowy obrazek polskiej współczesnej martyrologii to przykuty do krzyża cierpiętnik. Mocno przeżyłam, jak większość z nas, tragiczną śmierć polskich elit w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem. Celowo nie piszę "prezydenta", gdyż wciąż należy podkreślać, że na pokładzie znalazły się osoby pełniące kluczowe stanowiska w państwie. To, że nie powinno tak być, jest tematem na odrębne rozważania. Ale losy tego kraju toczą się dalej i równolegle z wyjaśnieniami tamtego zdarzenia należy zająć się żyjącymi. Dlatego nie zamierzam się nigdzie przykuwać, bardziej chciałabym, żeby zajęto się stanem polskiej edukacji, problemem emerytów, zachowaniu zatrudnienia przy jednoczesnej eliminacji rozdmuchanego systemu biurokratycznego, prowadzeniem sensownej polityki prorodzinnej, wzmacnianiem prywatnej przedsiębiorczości, restrukturyzacją firm państwowych - co niekoniecznie równa się sprzedaniu ich zagranicznym inwestorom. To są zagadnienia interesujące mnie przede wszystkim. Nie cierpię mydlenia oczu, tematów zastępczych. Naprawdę, ile można o gejach, parytetach, Palikocie i in vitro. Chciałabym, żeby rozwiązywano problemy i rozliczano z efektów. Nie jestem dzieckiem Solidarności - mam w nosie, kto się za te sprawy weźmie. Kto skończy gadać, a zacznie działać - tego ja poprę w wyborach. Do tej pory po 1989 różne ekipy swoją szansę miały, a co z tego wynikło - widać za oknem. Bzdura, że mam "poglądy pisowskie", jak to niedawno Infidel powiedział. Zdecydowanie nie chcę być zaszufladkowana. "Niepraktykująca katoliczka" nieuznająca tabu w życiu uczuciowym nijak się ma do wizerunku mohera. Mierzi mnie pisowska retoryka, personalne rozgrywki w prokuraturze pod płaszczykiem "walki z korupcją" i cała masa innych rzeczy. Tak samo, jak jestem rozdrażniona nieporadnością rządu PO, waleniem kotka za pomocą młotka w trakcie całej kadencji skoro to ładnie wygląda w TV, i czołobitnością wobec zagranicy. Na drugim biegunie jest inny Polak Cierpiący. Taki, który wiecznie musi się kajać, za wszystko przepraszać, rodzi się z kompleksem wmontowanym w postaci czipa, sądzi, że nie jest godny tego, tamtego oraz owego. Woli wyjechać na zmywak do UK niż poszukać aktywniej pracy w kraju. To nic, że zna angielski i jest po studiach. W życiu mu przez myśl nie przejdzie, że nawet w UK może znaleć pracę we własnym, wyuczonym zawodzie! Nie zatrudni się jako socjolog, tłumacz, specjalista od PR... nawet nie mierzy tak wysoko, nie daje wiary własnym kwalifikacjom, więc zgłasza się do sprzątania ulic! (Autorytety twierdzą, że polski dyplom o kant dupy rozbić.) Ci, którzy odważnie spróbowali, odnieśli sukces. Znam takich ludzi. Skrajnym przypadkiem jest moja koleżanka z klasy w podstawówce, która po ukończeniu technikum hotelarskiego w naszym małym mieście wyjechała jako recepcjonistka do Anglii, a po roku wygrała konkurs na stanowisko sekretarki w brytyjskim sądzie! Przebojowość, zaangażowanie, opanowanie - tym zdobyła serca komisji po okresie próbnym. Bez kierunkowego wykształcenia. Dlaczego tylu absolwentów studiów administracji skrobie ziemniaki i płacze, że nie ma dla nich nic lepszego? To smutne, jeżeli Polacy muszą emigrować. Ale, skoro póki co uważają, że muszą, czemu mają o sobie tak niskie mniemanie? Bo w telewizji im ciągle o tym jęczą i wiecznie każą się przed czymś korzyć? Bo "Polska straciła szansę, by siedzieć cicho"? A może - po prostu - lubią cierpieć?

Rządzą nami schematy. Na akcję "Kochamy Ob-Ciach" specjalnie wybrałam kozaki z Venezii za 700 zł, torbę z Venezii za ok. 300 zł, czarny, skórzany płaszcz (akurat kupiony w promocji, więc cenowo bez szaleństw), sweterek z Wallis za 350 zł, szaliczek z PennyBlack za 200 zł i okulary Ray Ban za 700 zł. Pod rękę wzięłam "Nasz Dziennik" za 2,60 zł. W tramwaju pasażerom gały wychodziły na wierzch, zapewne z uwagi na dysonans. Marzy mi się normalny, zdrowy obywatel, poszukujący różnych źródeł, umiejący analizować, obiektywnie oceniać sytuację, wyciągać wnioski. Akcja to dla mnie jajo-happening, żadna polityczna agitka. Będą się pod nią podpinać partie polityczne, np. swoją piękną buzię ujrzałam na stronie internetowej PiSu, co mi bardzo nie przypadło do gustu w obliczu przedstawionych wyżej tłumaczeń. Chodzi mi tylko o to, by nie dać mediom narzucić sobie jakiejś jednej prawdy objawionej. Do tego można być całkowicie apolitycznym. Prawa moralne i honor są w nas - należy je znaleźć i za nimi podążać. Jak mądra matka mówi dziecku: "Masz pięć dróg. Konsekwencje powiązane z nimi są takie, śmakie i owakie. Wybór jest wyłącznie twój, ale moim obowiązkiem jest cię o wszystkim uczciwie poinformować". I tego właśnie mi brakuje. Aby wypracować własny punkt widzenia, należy zapoznać się z przeróżnymi źródłami. Każdy z nas przygotowując się do egzaminu pod koniec wie, jak mało umiał na początku.

Nie jestem "pisowskim moherem". Walczę z etykietkami i kocham wolność wyboru.

Nathii M.
O mnie Nathii M.

C'est moi.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka