navigo navigo
1495
BLOG

O waflu krzemowym i rzeźbie z brązu

navigo navigo Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 297
Mamy jeszcze w Polsce magistrów sztuki - rzeźbiarzy prawdziwych.

Naprawdę.

Nie wiem, jak długo się uchowają, ale - jeszcze są.

Okazuje się, ze nie wyginęli jak dinozaury, albo jak ten lepszy pieniądz wypierany przez gorszy ze słynnego prawa Kopernika.

Na własne oczy widziałam.

Na otwartej niedawno wystawie w ZPAP "Ambasadorowie Sztuki", otwieranej przez nuncjusza Stolicy Apostolskiej, Ryszard Stryjecki przedstawił popiersie Lecha Kaczyńskiego wykonane z białego marmuru. Popiersie było realistyczne, i dłuta Artysty ze starszego  pokolenia.

Ale widziałam też  rzeźby młodszych i całkiem młodych.

 I mimetyczne (z portretów - bardzo udane brązowe popiersie Jerzego Giedroycia autorstwa Karola Badyny),  i w innej stylistyce, jak drewniany "Mówca" Andrzeja Zwolaka czy przejmujący krwawy strzęp (nie mam pojęcia z czego zrobiony) z cyklu "Krzyknia" Jacka Kucaby...

A dzisiaj, w rocznicę pierwszego wykładu inauguracyjnego wygłoszonego na Politechnice Warszawskiej w języku polskim w 1915 roku, trafiłam na uroczystość odsłonięcia portretu Jana Czochralskiego - brązowego popiersia,które przynosi zaszczyt i tworcy,  Marcinowi Nowickiemu, i tym, którzy go kształcili i przyznali mu dyplom magistra sztuki.

Skoro o rzeźbie prawdziwej, to oczywiście nie napiszę ani słowa o CSW czy "instalacjach organicznych" w Orońsku.

Zawiedzeni?

Trudno.

A co z tym waflem? 

Hm...

Nie wiem dokładnie:)))

Nie jestem ani chemikiem, ani metaloznawcą.

Chodzi o wafel krzemowy, stosowany do mikroprocesorów i innych układów scalonych. Wafel ten ( a później też -  grafen) by nie powstał, gdyby nie odkrycia polskiego uczonego, chemika, inżyniera, który zyskał międzynarodową sławę jako autor licznych patentów (między innymi na stop BahnMetall - metal B), i którego chciał zwabić na stanowisko dyrektora do swoich zakładów wytwarzających duraluminium  w Ameryce Henry Ford... Ford nie dał rady -  bo profesor Ignacy Mościcki, prezydent odrodzonej Polski, miał większą zdolność przekonywania... Oczywiście, i sam wielce szanowany Prezydent Mościcki nic by nie wskórał (Czochralski miał wojowniczo wolną naturę), gdyby nie patriotyzm uczonego i jego chęć powrotu do Kraju. Twórca decydujacej o rozwoju elektroniki metody hodowli monokryształów tak mówił o swojej decyzji objęcia katedry na Politechnice Warszawskiej (w 1929 roku): "Przyjechałem tutaj, żeby pracować dla Państwa Polskiego. Żeby resztę życia swojego, siły i zdolności poświęcić Polsce. Nie oczekiwalem żadnych korzyści. Kiedy przywiozłem do Polski połtora miliona złotych, zainwestowałem je w przemyśle. Szedłem tam, gdzie miałem nadzieję przynieść swoimi radami pożytek. Za rady techniczne udzielane różnym przedsiębiorstwom otrzymywałem ok. 2 tys. zł. miesięcznie. Pieniądze te przekazywałem na cele społeczne". Słowa te Jan Czochralski wypowiedział... w trakcie procesu sądowego o zniesławienie, jaki musiał wytoczyć atakującemu go koledze - zazdrośnikowi...

Proces o zniesławienie, wygrany przez Czochralskiego, to początek przykrości, jakich miał jeszcze doznać najczęściej cytowany polski uczony - w swojej Ojczyźnie.

Wiele o tym już napisano.

Dość wspomnieć, że po wojnie Jan Czochralski nie miał możliwości pracy naukowe w Polsce. Profesorowie Politechniki Warszawskiej się go wyparli (coś mi to przypomina...);  i uchwałą senatu uniemożliwili Czochralskiemu powrót na Politechnikę, mimo że sąd uniewinnił go z zarzutu rzekomej kolaboracji z NIemcami. Obrona była trudna, gdyż przyznanie się do podziemnej pracy dla polskiego wywiadu i AK oznaczało nieuchronne i znane z losów tylu innych Polaków konsekwencje.  Oczyszczony przez sąd z zarzutów, Czochralski miał propozycję wyjazdu do Austrii i podjęcia tam zaszczytnej pracy; nie zdecydował się jednak na opuszczenie Kraju. Wyjechał do rodzinnej Kcyni na Pałukach, gdzie zajął się produkcją laku do pieczęci, płynów do trwałej ondulacji, i najsłynniejszego z tych "wynalazków",  środka na katar "z Gołąbkiem". Niestety, życie na prowincji nie gwarantowało spokoju. Po wizycie "smutnych panów" z Urzędu Bezpieczeństwa Jan Czochralski dostał zawału serca i zmarł w 22 kwietnia 1953 roku.   

A prace Czochralskiego kontynuowali już inni...  Gordon K. Teal, John B. Little...

Oczywiście, nie w Polsce.

W Polsce - ostatecznie przywrócono dobre imię Janowi Czochralskiemu dopiero w 2011 roku (między innymi dzięki kwerendom archiwalnym IPN). Fakt, że zaraz potem polski parlament ogłosił rok 2013 rokiem Jana Czochralskiego.... Bagatela, zaledwie 60 lat po śmierci...

"Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie?..."

A jeśli - jak zawsze - Norwid, to...  jeszcze coś... 

Żałujemy naszych "wystrzelanych" do wroga brylantów - poetów, wciąż modlimy sie za dusze Baczyńskiego, Gajcego, Trzebińskiego, Czecjhowicza, Pietrzaka, Schulza... tylu innych.

Myślę, że Jan Czochralski też ich opłakiwał. Sam pisał wiersze (pod pseudonimem Jan Pałucki), a w jego domu w pobliżu Belwederu, przy ulicy Nabielaka 4, gromadzili się we czwartki artyści. Bywali tam Staff, Makuszyński, Nowaczyński... 

 

navigo
O mnie navigo

homo viator Wszystkie moje teksy i zdjęcia są objęte prawem autorskim.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie