Pan Profesor Kieżun ewidentnie współpracował z esbecją w jakimś zakresie. Zdaje się związane to było z jego wyjazdami zagranicznymi na początku lat 70. Tyle.
Nie ma co z tego powodu rozdzierać szat. Pan Profesor nie jest święty, ale nie jest też człowiekiem podłym, marnym czy bez klasy. Wręcz, przeciwnie, jego życiorys świadczy o czymś wręcz przeciwnym.
Problemem jest stan i kondycja społeczeństwa, pełen ludzi nijakich małych i płytkich, którzy za to żądają świętości i posągowej nieskazitelności od bohaterów. To fantazje i bajki, rzadko który święty był nieskazitelny.
Problemem numer jeden w Polsce jest właśnie brak rozliczenia nie tylko z tajnymi współpracownikami UB i innych służb sowieckich, ale też z etatowymi pracownikami tychże służb i ich mocodawcami.
Rozliczenie za pomocą odbrania stanowisk w administracji publicznej czy samorządowej, odebrania apanaży i rent, konfiskata majątku i wyrok więzienia nawet w zawieszeniu.
Oczywiście dla członków szwadronów śmierci "nieznanych sprawców" jedyną karą byłaby kara główna.
Tylko taka de-sowietyzacja ma sens, i wtedy można by wszystkich agentów podzielić na klasy w zależności od szkodliwości i stopnia tej współpracy.
Jestem pewien, że Pan Profesor należałby do klasy najnieszkodliwszych, takich których intencje nigdy nie powinny budzić wątpliwości.
Niewątpliwie jest zastanawiające dlaczego właśnie teraz "odkryto" dokumenty dotyczące Profesora. Trudno jest spekulować nie znając faktów.
