Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak
802
BLOG

Dziękujemy i doceniamy

Marcin Kacprzak Marcin Kacprzak Polityka Obserwuj notkę 62

Przeglądam te wszystkie opinie i komentarze na temat tego, jak wypadła nasza kadra na mistrzostwach Europy i jestem tym zmęczony bardziej niż oglądaniem walki w wykonaniu naszych piłkarzy. Opowiadała mi kiedyś taka znajoma, która zajmuje się rekrutacją przedszkolanek, że ona pierwszy odsiew robi w ten sposób, że wyrzuca do kosza wszystkie te aplikacje, w których autorki napisały „pszeczkole”. I wtedy dopiero zaczyna wczytywać się uważniej w resztę. Tak samo ja wyrzucam od razu do zsypu wszystkie uwagi w stylu, jak to ktoś u mnie ostatnio napisał „Nawałka-won”. Razem z nimi lecą w to samo miejsce te wszystkie zabawne opowieści o zmienianiu bramkarza przed karnymi. Kusi mnie żeby w tej samej przesyłce umieścić fachowe opinie o braku zmienników – może jednak jeszcze się wstrzymam, ponieważ tu zderzamy się z takim oto problemem: na ile kto oceniający interesuje się futbolem. Czy ogląda ten ktoś tylko ważne mecze reprezentacji, czy może ogląda też sparingi i wie na którym miejscu w danym momencie jest powiedzmy Cracovia. Pozornie nie ma to znaczenia, bo z piłką jest tak, że każdy ma prawo oceniać ją jak chce, na przykład moja siostra kibicuje tym, którzy mają ładniejsze koszulki i kto jej co zrobi? Ważne jednak jest to, żebyśmy pamiętali o tym, że ilość obejrzanych meczy ma jednak wpływ na jakość naszej oceny. Na przykład: jak ja mam się złościć na Błaszczykowskiego, który nie trafia karnego w meczu o półfinał, skoro ja wstawałem w środku nocy, żeby obejrzeć sparing z Meksykiem, albo nie mogłem długo dojść do siebie, po tym jak za selekcjonera Bońka przegraliśmy mecz eliminacyjny z Łotwą. Nie mogę mieć ani cienia pretensji do Nawałki, bo pamiętam niemoc i degrengoladę w meczu z Macedonią pod wodzą Fornalika. Zacząłem świadomie oglądać piłkę nożną od Mexico 86 i tym samym wraz z naszą reprezentacją stopniowo zanurzałem się w gównie po uszy. Pamiętam rzut koszulką Koseckiego, pamiętam początki Wójcika, gdzie piłkarze chcieli uciekać ze zgrupowania w Rosji, bo w ich pokojach hotelowych łaziły karaluchy i nie było koszulek na zmianę. Jechałem tez niegdyś ponad tysiąc kilometrów do Austrii, żeby zobaczyć jak umieramy stojąc w nic już nie znaczącym meczu z Chorwatami. Nieznaczącym, ponieważ nie było już żadnej szansy na wyjście z grupy. Moja perspektywa oceny wczorajszej porażki jest więc zupełnie inna, niż u kogoś, kto sobie włącza mecz raz na jakiś czas, dla czystej rozrywki. Powtarzam – i moja opinia i osoby mniej w to wkręconej są równoważne, w tym sensie, że po prostu każdemu z nas czasem coś się wydaje lepiej lub gorzej i nie ma to wpływu nawet na latające po dworzu ćmy.

I można w tym iść dalej. Dlaczego miałbym toczyć nic nie wnoszące dyskusje o tym, że nasza kadra to jedenaście osób i zmiany raczej nie wnoszą do naszej gry nic poza oczekiwanym zwiększeniem natężenia nerwów. Przecież ja to wiem od lat kilkunastu przynajmniej. Wiem, że Kapustka nie zawsze grywał w Cracovii, wiem że Grosicki nie zawsze grał w pierwszym składzie przeciętnego Rennes,  Piszczek walczył jak lew o miejsce w składzie Borussii, bo ichnie media parły na grę młodego Durma, a Błaszczykowski praktycznie stracił cały sezon przez kontuzje i wypożyczenie do Fiorentiny gdzie był statystą. Każdy kto zna te fakty, i każdy kto lubi tych chłopaków i jest z nimi w szarej ligowej rzeczywistości zapomina o gderaniu i cieszy się, że ten Pazdan, który w Legii prezentuje często niesamowitą elektrykę, czyli gra jak odbezpieczony granat, nagle ma swoje pięć minut i dokłada z bebechów osiem razy więcej niż może, a robi to, bo ma orła na piersi. Z takiej oto materii ten Nawałka, „genialny strateg bez jaj” uszył reprezentację, która wskoczyła do najlepszej ósemki w Europie.

Wczoraj o północy byłem rozgoryczony, nie dlatego że miałem jakąś pretensję do jakiegoś piłkarza czy kogoś ze sztabu. Nam się zdaje, że przebywanie tam wyżej, wśród najlepszych to jest juz sam cud i cukierki. Nie, tam też się przegrywa, odpada, identycznie jak wtedy, gdy ostatnie mameły nie wychodzą z grupy. I to nam się właśnie przydarzyło, dlatego wczorajsza porażka ma słodko-kwaśny smak. No i ta bliskość czegoś co smakowałoby już naprawdę dobrze, a po prostu nam uciekło. Dziś już jednak patrzę na to co osiągnęliśmy bardzo spokojnie.

Kiedy jakiś diabeł każe mi się nieco krytyczniej temu wszystkiemu przyjrzeć, to myślę sobie o tym, czy kibice Danii, Grecji, Czech, Szwecji, Hiszpanii, Anglii, Chorwacji i jeszcze innych, których piłkarze oglądali nasz mecz z Portugalią na płaskich telewizorach z browarem w łapie, choćby przez chwilę nie pomyśleli o nas z zazdrością.

Na koniec jeszcze o tej słynnej estetyce gry. Na pewno nasze granie bywało toporne, ale inne nie mogło być w świetle przedstawionych wyżej faktów. Męczyliśmy się tymi ich zmaganiami z naszą narodową słabością futbolową, cieszyliśmy się kiedy ją pokonywali, i razem z nimi dziś jesteśmy w melancholijnym nastroju. Ale jak to w życiu czas zmienia ogląd sytuacji i jak mniemam z każdym dniem historia kadry Nawałki będzie obrastała coraz grubszym tłuszczykiem legendy. Dziś jeszcze uświadomiłem sobie, że nasza reprezentacja wyróżnia się jeszcze jedną ciekawą cechą. Oni wszyscy, oprócz kilku drobnych wyjątków nie ulegli modzie na tatuowanie się od stóp do głów. To musi świadczyć, że mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie zwariowali w tym dziwnym świecie futbolu, gdzie wariuje dziewięciu na dziesięciu.

I za to należy się zwykłe, nieco już zapomniane w naszej rzeczywistości słowo.

Dziękujemy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka