nikander nikander
175
BLOG

Poluzowanie ilościowe, ale do gospodarki

nikander nikander Pieniądze Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Proszę nie traktujcie tej notki jako kłótni w naszej konfederackiej rodzinie, ale jako szukanie "stanowiska uzgodnionego" w walce na propozycje i argumenty.


Poluzowanie ilościowe – wstyd mi za was Panowie.

        Każdy głos mówiący o tym że coś trzeba zrobić z istniejącą architekturą monetarnączytam uważnie. Tak samo było z artykułem „Luzowanie ilościowe? Tak, ale dla ludzi, a nie dla finansjery” panów Siekierskiego, Chołoniewskiego i Górnika opublikowanego w piśmie „Do Rzeczy” https://dorzeczy.pl/kraj/89237/Luzowanie-ilosciowe-Tak-ale-dla-ludzi-a-nie-dla-finansjery.html Powiem jasno: Panowie spieprzyliście koncepcje, w miejscu w którym ona była najmocniejsza.

       Przypominam zatem postulaty inicjatywy „Poluzowanie ilościowe dla ludzi” („Quantitative Easing for People”)

   1.  luzowanie ilościowe nie działa,
    2. luzowanie ilościowe jest ryzykowne i szkodliwe,
    3.  potrzebne jest takie działanie, które nie spowoduje wzrostu prywatnego i publicznego długu, nie pogłębi nierówności i nie wywoła baniek spekulacyjnych,
    4. zamiast trafiać na rynki finansowe dodatkowe pieniądze powinny trafiać do realnej gospodarki na finansowanie inwestycji zapewniających ochronę środowiska, budowę tanich mieszkań czy poprzez bezpośrednie przekazywanie ludziom pieniędzy w postaci tak zwanej dywidendy społecznej,
    5. Europejski Bank Centralny powinien ten plan jak najszybciej wprowadzić w życie.

       Jeśli ktoś uważa, że przekazywanie wykreowanych przez bank centralny pieniędzy do gospodarki jest błędne, a czynią tak autorzy, to powinien się dwa razy zastanowić:

   -  po pierwsze, czy ma elementarną wyobraźnie zastosowanych w ten nowej sytuacji strategii kotwiczenia waluty i instrumentów polityki pieniężnej.
    -po drugie co chce osiągnąć.

Argumentacja w stylu:
...Rozdawnictwo pieniędzy (określane czasem jako „pieniądze z helikoptera”) czy inwestycje w wybrane przedsięwzięcia zwiększyłyby zależność ludzi i firm od arbitralnych decyzji rządu. Rząd działałby pod stałą presją różnych grup nacisku, z których każda chciałaby przekonać go do swoich racji, co do tego kiedy, komu i ile rozdać oraz gdzie i ile zainwestować…każe domniemywać, że autorzy nie domyśleli ani jednego ani drugiego.
      Propozycja obniżenia podatków i uzupełnienia wpływów budżetowych emisją pieniądza nie wytrzymuje krytyki.
      Obniżenie podatków wywołałoby pojawienie się sporej nadwyżki po stronie pobytowej, niczym nie zrekompensowanej po stronie podażowej - co musiałoby wywołać duży impuls inflacyjny. Zakładając, że potrzeby emisyjne polskiej gospodarki to około 40 mld zł rocznie to mówimy o kwocie, na którą rynek musiałby zareagować i to zareagować odczuwalnie. Z pewnością ożywiliby się importerzy co musiałoby odbić się na kursie złotówki a pieniądze wypływałyby na tzw. „chińskie łąki” nie stwarzając żadnych szans na pobudzenie gospodarcze. To co ludziom prawą ręką dałoby obniżenie podatków inflacja zabrałaby im lewą ręka. Taki stan cybernetycy nazywają dezolacyjną (niszczącą) pętlą sprzężenia zwrotnego.
      Wiem: rozwiązanie ma tę zaletę, że „brzmi dobrze” i mogłoby być przebojem kampanii wyborczej. Gawiedź – czasem nazywana bydełkiem wyborczym - by się na to łatwo dała nabrać.
      Zatem inicjatywę „Quantitative Easing for People”przekazania pieniędzy do realnej gospodarki należy uznać za rozwiązanie, którego powinniśmy się trzymać. Pieniądze przekazane do gospodarki na inwestycje, w końcu, i tak trafią do ludzkich kieszeni, jednak z pewnym opóźnieniem tak, aby spotkały większą podaż towarów i usług, będących wynikiem tychże inwestycji. Zostaje utworzona ujemna (stabilizująca) pętla sprzężenia zwrotnego. Cel inflacyjny byłby zachowany, a ludzie zyskaliby realnie a nie nominalnie. Już na samym usunięciu zatorów płatniczych nasza gospodarka mogłaby zyskać około 6% PKB, bo takie są jej obecne skutki.
      W Konfederacji na Rzecz Reform Ustrojowych wypracowaliśmy sposób rozproszenia emsjji do gospodarki, który takie twierdzenia jak „...Rozdawnictwo pieniędzy (określane czasem jako „pieniądze z helikoptera”) czy inwestycje w wybrane przedsięwzięcia zwiększyłyby zależność ludzi i firm od arbitralnych decyzji rządu. Rząd działałby pod stałą presją różnych grup nacisku, z których każda chciałaby przekonać go do swoich racji, co do tego kiedy, komu i ile rozdać oraz gdzie i ile zainwestować…”czyni niedorzecznymi bo wyklucza wszelkie działania urzędnicze. Koncepcja ta została przedstawiona na sejmiku w Niemcach 17 listopada ubiegłego roku. Jest prosta:
   -  z wyemitowanych pieniędzy byłyby dokapitalizowane udziały pracownicze w przedsiębiorstwach,
   -  równymi kwotami wynikającymi z podzielenia kwoty emisji przez ilość pracowników uprawnionych.

      Według naszych szacunków byłoby to od 2,5 do 5 tys. zł rocznie na pracownika w zależności od parametrów monetarnych takich jak stopa inflacji i wzrost PKB. Te pieniądze pracowałyby w przedsiębiorstwach tak długo jak długo pracowaliby w nich ich właściciele czyli pracownicy. Wtedy moglibyśmy Pracownicze Fundusze Kapitałowe zutylizować z pożytkiem dla naszej gospodarki.
      Ma się rozumieć, że z pożytków pieniądza suwerennego skorzystaliby tylko przedsiębiorcy, którzy dysponują urządzeniami księgowymi do ewidencji pracowniczego majątku produkcyjnego w programach jego budowy. I jeszcze rzecz nie do przecenienia: pieniądze można by przyznawać na takich warunkach, które wyeliminowałyby szarą strefę i kreatywną księgowość wspieraną luksemburską optymalizacją podatkową i cenami transferowymi.
      Jeśli ktoś nigdy nie tworzył spółki, a w szczególności nie pisał umowy spółki lub statutu, ten może mieć problemy ze zrozumieniem terminu „dokapitalizowanie udziałów”. Śpieszę zatem wyjaśnić, że kapitał przedsiębiorstwa jest jednym z parametrów, który musi być zaewidencjonowany w sądzie rejestrowym. Nie jest to zatem coś co można przejeść. Ewentualną stratę wspólnicy muszą pokryć z własnej kieszeni. W takim przypadku – po zatwierdzeniu bilansu – uaktywnia się konto „Należne wpłaty na poczet kapitały”. W spółkach właścicielsko-pracowniczych nałożyłoby ono dyscyplinę nie tylko na „kapitalistów” ale także na pracowników – współwłaścicieli. Zatem wymóg posiadania przez przedsiębiorstwa „urządzeń księgowych służących do ewidencji pracowniczego majątku produkcyjnego” staje się oczywisty.
      Nie wytrzymuje także krytyki argument, że rozproszenie emisji tylko tych przedsiębiorstw, które mają plany budowy własności pracowniczej nie spełnia warunków powszechności rozproszenia emisji i że jest niesprawiedliwy. Owszem, spółek właścicielsko-pracowniczych i to opartych o nowy , poświęcony im, rozdział kodeksu spółek jeszcze nie ma. Chodzi o to aby najpierw pojawiło się prawo, a później mnogość spółek pracujących na tych zasadach. Przecież planujemy te nasze rozwiązania nie na dysfunkcyjny stan prawny i stan faktyczny. Wszystko powinno odbyć się zgodnie z przyjętym harmonogramem.
      Pracownikom sfery budżetowej należy wytłumaczyć, że oni mają wyposażone miejsca pracy dochodami z budżetu, tymczasem przedsiębiorcy muszą zrobić to kosztem obniżenia własnej konsumpcji. Warto także uświadomić obywateli, że płace w budżecie są średnio o 25% wyższe niż w realnej gospodarce i te płace uzyskiwane są w warunkach bezstresowych. Nie sprzyja to naszej gospodarce i płodzi biurokrację. Rozproszenie emisji do gospodarki byłoby właśnie tym wyrównaniem szans.
      Do „rozproszenia emisji” należałoby wykorzystać istniejącą strukturę, aby nie tworzyć nowej i jest to możliwe. Rozliczenia można dokonać w deklaracji PIT pracowników i w ten sposób koszty obsługi systemu spadłyby do zera. Należałoby jedynie zgrabnie połączyć system fiskalny z Bankiem Gospodarstwa Krajowego oraz sądami rejestrowymi, aby stosowna informacja dotarła wszędzie i w miarę tanio. Mamy zdolnych informatyków i z tym problemem zgrabnie by się uwinęli. BGK dodatkowo obsługiwałby – jak by to modnie nazwać - „chmurę kapitałową”. Byłoby to szczególnie ważne przy zmianie pracy przez pracowników. Pieniądze „szły by” za pracownikiem. Przy przejściu do innego przedsiębiorstwa pytanie o wielkość wniesionego kapitału mogłoby stać się pytaniem istotnym.
      Powiecie, że wyjdzie na to samo co obniżenie podatków. Nie wyjdzie na to samo. Obniżenie podatków to natychmiastowe zwiększenie konsumpcji i to dla wszystkich. Dokapitalizowanie udziałów, to „zaaresztowanie” pieniędzy aby pobudzały gospodarkę.
      Jeszcze zapytanie: a co z tym planktonem gospodarczym, który swojego kapitału nigdzie nie musi ewidencjonować? Czy oni też by coś dostali?
      Otóż, ktoś kiedyś Polakom nawkładał do głowy, że „małe jest piękne”. Trzeba im jasno powiedzieć, że małe jest nieefektywne i piekielnie drogie. Przyczyna takiego stanu rzeczy, w którym samodzielna działalność gospodarcza, która w wielu przypadkach jest marnym substytutem etatu, dostarcza lepszej „jakości życia w pracy” tkwi w utrzymywaniu u nas konfliktowego modelu stosunków przemysłowych. Widać to szczególnie na terenach wiejskich i małomiasteczkowych. Etat u sąsiada na takich warunkach jakie narzuca prawo spółek i prawo pracy radykalnie obniża prestiż społeczny i tu należy upatrywać uporu „trwania na swoim”. Deproletaryzacja oparta o współwłasność mogłaby tę sytuacje radykalnie zmienić.

      Jedynym mankamentem dokapitalizowania wyemitowanym groszem udziałów kapitałowych pracowników i właścicieli jest to, że „...Polacy już wyszli z folwarku ale folwark nie wyjdzie z nich nigdy...”. Jakoś trudno nam sobie wyobrazić, że polscy pracownicy mogliby stać się współwłaścicielami przedsiębiorstw, w których pracują, a państwo by ten proces wspomagało.
      W naszych konfederackich zamierzeniach widzimy szereg dalszych przewag tego modelu, jednak, aby się nie rozpisywać, odsyłam do dokumentów: https://www.dropbox.com/s/u2ipvlo8hl6aii5/PDG%20-%20raport%20Niemce%2017%20listopada%202018r%20.pdf?dl=0  Dzielimy tam dywidendę społeczna na dywidendę produkcyjną i dywidendę konsumpcyjną w sposób, który powinni zrozumieć nasi wyborcy.

      Politycy oczywiście będą przeciw, gdyż odbieramy im zabawę w kręcenie kiełbasek wyborczych z wykreowanych z powietrza pieniędzy. Jednak o nich nie musimy się tak bardzo martwić. Wybaczcie ale art. 220 naszej konstytucji to dar niebios.

Polecam także dla rozjaśnienia: https://youtu.be/u98F_LQ0STQ


nikander
O mnie nikander

Józef Kamycki - obecnie na emigracji wewnętrznej

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka