Rzecz o szkołach katolickich. Z powodów osobistych ostatnio zainteresowałem się jedną z nich mianowicie:
Katolicką Szkołą Podstawową im. św Wojciecha w Bydgoszczy. Po przeczytaniu informacji o rekrutacji:
"Ze względu ma duże zainteresowanie przyjęciem do naszej szkoły prosimy Rodziców najmłodszych kandydatów - do klas 0" i "I "- by zapisywali dzieci z dużo wcześniejszym (kilkuletnim) wyprzedzeniem."
zbierałem szczękę z podłogi. W moim przypadku szukałem po prostu szkoły, która nie będzie kładła bzdurnych genderowych teorii do głowy, opowiadała o różnych modelach rodziny, wielożeństwie, uczyła maluchy jak się masturbować itd. Domyślałem się, że takich ludzi jak ja może być więcej, ale KILKULETNIE wyprzedzenie w przypadku ludzikow którzy mają max 7 lat to prawdziwe oblężenie tej szkoły i prawdziwe wotum nieufności wobec państwowych eksperymentów.
Czytałem dalej: kaucja bezzwrotna za samą rozmowę z dyrekcją wynosi 500zł, czesne maluchów 5400zł rocznie. Oczywiście będę płacił, o ile w ogóle uda się malucha do szkoły zapisać. Okazuje się, że rodziców gotowych wyłożyć tak duże pieniądze rocznie byle tylko ich pociechy uczyły się w szkole z normalnym systemem wartości, niepoddane gej-femino-talkowi jest mnóstwo.
Poszperałem dalej, okazuje się, że to nie jest wyjątek, katolickie szkoły przeżywają prawdziwe oblężenie. Z wielu powodów- bo mają wysoki poziom, bo dobrze wypadają na egzaminach, bo wprowadzają dyscyplinę w końcu bo oferują te wartości, które promują zamiast niszczyć rodzinę. Rodzice potrafią koczować w kolejkach pod sekretariatami przez całe dnie, wynajmować staczy, stają na głowie, byle zapewnić dziecku miejsce w szkole katolickiej.
Niech to będzie najlepszą ilustracją tego, gdzie Polacy mają społeczną inżynierię i promowanie "nowoczesnych tryndów homo, feminopozytywnych" i im podobnych.