nonsecure nonsecure
2385
BLOG

Poradnik teisty: Jak zatłóc Boga kamieniem

nonsecure nonsecure Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 118

"Proste, nie?" - oznajmił bloger GPS.65 (http://gps65.salon24.pl/368902,paradoks-omnipotencji) w odniesieniu do tego, że poczuł się za odkrywcę najprzedniejszego wyjaśnienia paradoksu omnipotencji (wiki). Wyraził jednocześnie ubolewanie, że nigdzie dotąd w sieci nie natknął się na podobne w swej logiczności rozwiązanie. Nie szukając by to zweryfikować, nie dziwi, że nie może znaleźć swojego rozwiązania nigdzie, bo trudno wyobrazić sobie bardziej 'cienkie'. Żeby się Pan GPS.65 nie poczuł urażony na powyższe to uzasadnię.

"Bóg, będąc wszechmogącym, może stworzyć kamień, którego nie będzie w stanie podnieść. Nie tylko może, ale On to już zrobił! Tym kamieniem jest Ziemia!" - wyjaśnia  bloger po czym przenikliwie pyta:

"No bo co to znaczy „podnieść kamień”? To znaczy oddalić go od środka Ziemi. Ziemia to niewątpliwie kamień. Czy można przesunąć tak Ziemię, by się oddaliła od swojego własnego środka?"

 Błędnie założył bloger ten, że podnoszenie to przesunięcie obiektu względem samego siebie. Podnieść Ziemię, to nie przesunąć Ziemię względem Ziemi, ale względem dowolnie wybranego układu odniesienia, który Ziemią nie jest. W ten sposób to Bóg nie jest nawet w stanie podnieść ziarenka piasku, a tym bardziej duszy do Nieba.

 O ile widzimy, że argument jest słabiutki, to o całe miriady słabsza jest konkluzja, że to ma dowodzić temu, że "A zatem Bóg istnieje".

 Widzimy z powyższego, że teiści często uważają Boga za totalną bezmyślną amebę. Można zapytać dlaczego? Czy chcą Mu w ramach osobistych porachunków jakoś dogryźć? Przecież skoro ma się Boga za bezmyślnego, to nawet nie będzie tego świadom?

 W kwestii samego paradoksu:
1. Błędem wydaje się być samo zbyt dosłowne branie przedmiotowego pytania, bo przedstawia ono raczej metaforycznie zagadnienie, które jest związane z istotą wszechmocną.

Problem można bardzo łatwo logicznie wyjaśnić ale należy rozpatrywać w sposób konceptualny. Bóg jest twórcą pewnej rzeczywistości, która jest względem niego wirtualna, tzn on określa prawa w niej występujące. Będę się posługiwał analogią programisty pewnego rodzaju gry komputerowej czyli wirtualnej rzeczywistości (VR). Twórca VR (Bóg lub programista) ma dwie możliwości interakcji ze swoim dziełem. Może dokonać zmian w strukturze programu (prawa natury VR) lub może grać w stworzoną przez siebie VR pod postacią podlegającą jej prawom. Jako gracz VR jego wszechmocność jest ograniczona przez postać, pod którą wszedł do VR, którą to postać również tworzy na zasadzie pełnej wszechmocności jako twórca VR. Z perspektywy twórcy jest on w stanie zaprogramować dowolnie mocną postać, z wyjątkiem takiej, która przenosi cały wszechświat VR, ale nie dlatego, że nie może, tylko występuje brak punktu odniesienia, względem którego cały wszechświat VR można przenieść względem tej instancji VR. Natomiast w rzeczywistości twórcy ograniczenie to nie występuje, bo twórca może sobie 'skopiować program', 'podnieść komputer', 'odstawić na półkę', 'wyłączyć na noc' i wszystkie te zmiany nie są dostępne poznaniu w świecie VR, są niefizyczne, nierzeczywiste, niematerialne i 'bezczasowe' względem poddomeny VR. Warto zauważyć jednak, że globalnie wyżej wymienione cechy (niefizyczność, etc) nie występują, ponieważ fizyczność to to, co tworzy i wpływa na daną instancję (bez względu na jej położenie w hierarchii podrzędności), a nie wyłącznie to, czego świadoma jest sama instancja.

W notce z 2009r, którą przytacza bloger, jest manifest teisty, który należy jednak pochwalić, że przekonanie, że "Bóg o przymiotach wszechmocy i wszechwiedzy nie może istnieć, bo owe przymioty wzajemnie sobie przeczą" stanowi "o tępocie racjonalistów", bo wynika to faktycznie z niezrozumienia relacji pomiędzy domeną twórcy, a poddomeną stworzenia (VR). O ile słusznie obśmiał teista drzazgę w oku wyimaginowanych oponentów, to nie oznacza, że był w stanie zauważyć belkę we własnym, ponieważ:

2. Wszystko powyższe, mimo że możliwe wcale nie dowodzi istnienia twórcy (Boga) z bardzo prostego powodu, którego wytłumaczenia nie znalazłem u żadnego teisty. Chodzi oczywiście o trochę mniej popularne pytanie - skąd się wziął Bóg? Jedyną możliwą odpowiedzią przez teistę jest, że istnieje od zawsze. Nawet trudno to nazwać odpowiedzią świadomą, ponieważ nie jest możliwa inna. Teista nie może się zastanowić nawet nad sensem udzielonej odpowiedzi, ponieważ z miejsca stałby się ateistą. A pytanie jest bardzo zasadne, bo skoro może istnieć od zawsze istota wszechmocna i wszechinteligentna bez nadrzędnej ingerencji, to jakże oczywisty i prosty wniosek stąd płynie, że od zawsze może istnieć dowolnie mocna i dowolnie inteligentna struktura, która wcale Bogiem nie jest w rozumieniu egocentrycznego światopoglądu teistycznego. Dlatego jest to najprostszy i najdobitniejszy dowód na to, że Boga być nie musi, a jego istnienie jest zbędne. Coś jak to, że nad głową każdego człowieka lata kowadło tylko takie niewidzialne. Nie oznacza oczywiście, że Go nie ma, a to również z bardzo prostej przyczyny - inteligenta istota świata VR nie wie czy posiada twórcę, dopóki niezbicie i empirycznie tego nie dowiedzie. Oczywisty wniosek jest zatem taki, że Boga nie ma (podobnie jak kowadła), dopóki się nie dowiedzie, że jest, i to o takich parametrach, które satysfakcjonują egocentryczne pragnienia teistów - że myśli, że inteligentny, że kocha, że iniektuje duszę, karze, nagradza, itd...

3. Tak naprawdę nikt nie wierzy w Boga. Nawet teiści, tylko o tym nie wiedzą, a wiedzę tą przykrywa zwykły lęk przed nieznanym*. Rzecz naturalna. Dlaczego? Teiści wierzą bowiem w duszę, która jest nieśmiertelna, wieczna, bezczasowa, świadoma, jednoczy się z Bogiem, itd - a więc ogarnia całą dostępną świadomość wszechistnienia. Dlaczego zatem zamiast jak najszybciej się powiesić, teiści tak samo jak ateiści, starają się odkrywać tajemnicę życia - uwaga - za życia? Bo podświadomie wiedzą, że po śmierci, to 'mogą se nadmuchać'. ;) Podświadomie - zaznaczam. Oczywiście sami teiści nie są takimi bezmyślnymi, jakimi zakładają, że jest Bóg, więc aby rozwikłać ten paradoks tłumaczą sobie, że dostęp do tej wszechwiedzy i wszechświadomości jest zabroniony w przypadku samobójstwa. Proste? A jakie cwane? No biedaki muszą żyć ziemskie życie za karę... Obiektywnie wygląda to jak proteza przyszyta nierozpuszczalnym sznurkiem fi 2,5mm, ale i tak kluczowe jest to, że efekt zadowala pacjenta no i żeby pi razy drzwi narząd działał, a działa, bo endorfiny do mózgu pompuje.

Ktoś może zapytać, dlaczego ateista broni Boga przed teistami? Odpowiedź jest prosta. Teiści ukamieniowaliby Boga jak tylko dowiedzieliby się, że istnieje naprawdę. Cała wiedza teistów w Boga to warunki jemu postawione, które musi spełnić aby Bogiem być. Jednym z nich, wśród niezliczonych innych jest to, że ma być niedostępną tajemnicą. Nie trudno zgadnąć zatem, że jakikolwiek dowód na istnienie Boga zostałby przez teistów odrzucony gdyż nie spełniałby tego podstawowego warunku. Bóg jednak, jeśli istnieje, nie może być tak bezmyślny jak zakładają to teiści i ma wystarczający powód aby się nie ujawniać swojemu stworzeniu. Zresztą wybór pomiędzy byciem odnalezionym przez odkrywców lub ukamieniowanym przez wyznawców nie może stanowić dużego problemu dla istoty myślącej.

 

Dlatego popularny podział pomiędzy teistą a ateistą jest źle wyrysowany, bo w swej istocie to nie jest podział pomiędzy wiarą bądź nie wiarą w Boga, a raczej chęć (lub nie) odkrywania Jego powstania. Zatem jest to podział pomiędzy odkrywcami i nieodkrywcami. To tak jak jedni mówili, że za oceanem nie ma niczego (ala teiści), a inni wsiedli w łódki i popłynęli (ala ateiści). I to, wydaje mi się, jest prawidłowe rozumienie tej różnicy światopoglądowej.  

 

*) percepcja i procedowanie 'nieznanego' to imanentna właściwość ewoluującego mózgowia (sieci neuronowej), poprzedzająca pojawienie się świadomości, ale o tym nie teraz, 'nie dzisiaj' ;)

nonsecure
O mnie nonsecure

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie