Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski
213
BLOG

Wrzesień 1940: Przełom.

Andrzej Zbierzchowski Andrzej Zbierzchowski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 42

Minął rok. Pod butem hitlerowców była już znaczna część Europy, Niemcy po kolei i bez większych - nawet w zestawieniu z tymi z kampanii polskiej - kłopotów zajmował kolejne państwa: Danię, Norwegię, Belgię, Holandię i Francję. Przyszła pora na ostatni bastion oporu na Zachodzie - jak później mawiali Amerykanie: Największy i niezatapialny lotniskowiec świata - Wielką Brytanię.

Wielka Brytania, podobnie jak Francja, znajdowała się w stanie wojny z Niemcami od 3 września 1939 roku. Dziwnej wojny - pomimo formalnego jej wypowiedzenia ani Paryż ani Londyn nie dysponowały środkami do zaatakowania Niemiec. Anglicy próbowali zyskiwać na czasie, aby wzmocnić swoje siły lądowe (najpotężniejsza flota nie mogła pomóc w walce ze zorientowanym na wojnę lądową Hitlerem) i w zasadzie jedynym atutem, który Brytyjczycy mogli przeciwstawić Niemcom był RAF - jego neutralizacja była by równoznaczna z niemożnością pojawienia się Royal Navy w okolicach Cieśniny Kaletańskiej a więc w zasięgu Luftwaffe. Droga do Anglii stała by dla Niemców otworem a za kanałem czekały na Niemców nieliczne regularne wojska (co prawda brytyjski Korpus Ekspedycyjny udało się ewakuować z Dunkierki, ale utracił on całą broń i ciężki sprzęt) i odziały milicji Home Guard - odpowiednik późniejszego niemieckiego Volkssturmu.

Czas próby dla Wielkiej Brytanii rozpoczął się 10 lipca 1940 roku, kiedy to Luftwaffe rozpoczęła ataki na żeglugę na Kanale La Manche i sondowanie brytyjskiej obrony. Dochodziło do niewielkich potyczek prowadzonych ze zmiennym szczęściem, Niemcy dokonywali także sporadycznych nalotów na cele w głębi terytorium przeciwnika: Bombardowano między innymi Glasgow i Aberdeen

Taka była pierwsza faza Bitwy o Wielką Brytanię. Faza druga rozpoczęła się według źródeł niemieckich 13 sierpnia 1940 roku zmasowanym uderzeniem powietrznym na stacje radiolokacyjne na wybrzeżu i lotniska. Dla RAF przyszły ciężkie chwile - niemiecka taktyka prowadzenia nalotów zmuszała Brytyjczyków do trzymania samolotów na lotniskach do ostatniej chwili i uniemożliwiała ich koncentrację. Doszło do sytuacji, gdzie każdy dywizjon, a ściślej ta jego część, której pod bombami udało się wystartować musiał jak najszybciej uzyskać pułap operacyjny i ścigać oddalające się po wykonaniu zadania niemieckie bombowce - zazwyczaj osłaniane przez liczne Messerschmitty.

Jak Niemcy to robili? Bardzo prosto. Dowództwo Luftwaffe zdawało sobie doskonale sprawę z tego, że Anglicy dzięki radiolokacji mają możliwość monitorowania ruchu w powietrzu i reagowania nań, ale to wszystko. Radar dobrze odzwierciedlał sytuację obecną, ale nie był w stanie - bo i jak? - przewidywać ruchów niemieckich formacji juz nad terytorium Wielkiej Brytanii. Urządzenia namiarowe nie potrafiły także określić, jakie konkretnie samoloty się zbliżają, dlatego tez ataki Luftwaffe były mobilne i podstępne. Wyprawa bombowa potrafiła rozpaść się na dwie części i zaatakować dwa oddzielne cele, czasami z kolei dwie wyprawy łączyły się za linią radarów, innym znów razem Niemcy omijali cel ataku, aby zawrócić i zaatakować go od północy, zdarzało się także, że wyprawa nie skręcała, nie dzieliła się i nie łączyła jakby zapraszając RAF do ataku, tyle że... Były w niej same Messerschmitty. Dla RAF był to niezwykle ciężki czas, zakłady lotnicze nadążały z uzupełnianiem strat w sprzęcie, ale problemem palącym stawały się straty w ludziach - zwłaszcza w personelu latającym. Utrzymanie dotychczasowego sposobu walki przez Niemców mogło zaskutkować tylko i wyłącznie całkowitym zniszczeniem brytyjskiego lotnictwa, które w ówczesnej sytuacji nie potrafiło się skutecznie przeciwstawić niemieckiemu naporowi. Co prawda stosunek zestrzeleń był dla Brytyjczyków korzystny - 1,5-2,5 do 1 ale to jest bilans uwzględniający straty niemieckiego lotnictwa bombowego w całej bitwie. Bilans w zestawieniu myśliwce - myśliwce był dla Brytyjczyków niekorzystny, ponoszono też poważne straty na ziemi - m.in. poważnie uszkodzone zostały główne brytyjskie bazy w Tangmere, Hornchurch i Biggin Hill a Manston musiała być ewakuowana.

Anglię uratował przypadek. Nocą 24 sierpnia zabłądziła wyprawa bombowa mająca za zadanie zaatakować brytyjskie zakłady lotnicze Short produkujące m.in. bombowce dalekiego zasięgu Stirling. Nawigator wyprawy zgubił się nad zaciemnionym terytorium, postanowiono, więc wyrzucić bomby gdzie bądź i wracać. Traf chciał, że wyprawa znajdowała się akurat nad południowym Londynem...

Zbombardowanie Londynu spowodowało natychmiastową reakcję RAF - następnej nocy z lotnisk brytyjskich wystartowało 81 bombowców Wellington i obrało kurs na Berlin. Większość nie osiągnęła celu, ale 29 z nich dotarło nad stolicę Niemiec i zrzuciło bomby. Nalot nie spowodował większych zniszczeń, ale wywarł kolosalne wrażenie moralne na Niemcach, a Hitler wpadł w szał, zwłaszcza, że Goering zapewniał go, że żadna bomba nie spadnie na stolicę Niemiec. Odwołano naloty na lotniska i zakłady lotnicze. Celem stał się Londyn. Bombowce niemieckie przestały kluczyć, dzielić się i łączyć, co pozwoliło Brytyjczykom "odwiązać" myśliwce od obrony własnych lotnisk i skoncentrować wszystkie siły RAF w jednym punkcie, dodatkowo bombardowania Londynu nie przynosiły Niemcom korzyści ani strategicznych ani moralnych. Przynosiły tylko straty i wkrótce stało się jasne, że Luftwaffe - przynajmniej na jakiś czas straciła zdolność do wywalczenia sobie panowania pod niebem Anglii. Jak pokazuje historia kolejnych miesięcy - jedyna szansa uniknięcia wojny na dwa fronty została całkowicie zaprzepaszczona. Hitler tego jeszcze nie wiedział, ale to był właśnie ten moment, gdy jego klęska w II Wojnie Światowej została przypieczętowana...

O, jakże szybko nastrój prysnął wzniosły! Albowiem w kraju tym zaczarowanym gdzie – jak w złej bajce – ludźmi rządzą osły jakież tu mogą być właściwie zmiany? Tu tylko szpiclom coraz większe uszy rosną, milicji – coraz dłuższe pałki, i coraz bardziej pustka rośnie w duszy, i coraz bardziej mózg się robi miałki. Tu tylko może prosperować gnida, cwaniak i kurwa, łotr i donosiciel... Janusz Szpotański (ok. 1975) Kłamstwo nie staje się prawdą tylko dlatego, że wierzy w nie więcej osób. — Oscar Wilde Madness Of The Crowds - Helloween Sightless the one who relays on promise Blind he who follows the path of vows Deaf he who tolerates words of deception But they who fathom the truth bellow Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Guilty the one with his silent knowledge Exploiting innocence for himself Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game Dangerous he whom our faith was given Broad is the road leading straight to hell Shout! Shout! The madness of the crowds hail insane The madness of the game „...czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 15/2005 Lemingi maszerują do urn Tam gdzie gęsty las, a w lesie kręta ścieżyna kończą się raptownie, zaczyna się ogromne urwisko. Stromy, idealnie pionowy brzeg opada ku skłębionemu morzu parskającemu bryzgami piany i bijącemu wściekle o skały. Nad tą przepaścią siedziały beztrosko dwa lemingi i wesoło majtały nóżkami. - No i widzisz? - mówi jeden - Wiele nas to kosztowało, balansowaliśmy na granicy instynktu i zdrowego rozsądku, walczyliśmy z nieznaną siłą, na naszych oczach tysiące pobratymców runęło w dół ale my nie! Nam się udało! Jesteśmy ostatnimi żyjącymi przedstawicielami gatunku. Jesteśmy debeściaki hi hi hi... Tymczasem nieopodal, uważnie przepatrując knieję, przedzierał się przez gąszcze strażnik leśny Edward - przyjaciel i niezastąpiony opiekun wszystkich leśnych stworzeń. Właśnie usłyszał dziwne popiskiwanie i głęboka bruzda troski przecięła jego ogorzałe czoło. "Pewnie jakieś zbłąkane maleństwa kręcą się tu samotne" - pomyśał - "Czas po raz kolejny udowodnić swą szlachetność - i pomóc w potrzebie!". - Hop hop! - zawołał. Lemingom nie trzeba było dwa razy powtarzać...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura