No proszę, jak szybko życie dopisuje post scriptum do tematów poruszanych zupełnie niedawno. Dopiero co, a konkretnie 16 maja wygłosiłem opinię iz komercjalizacja placówek ochrony zdrowia bez urynkowienia systemu ubezpieczeń i likwidacji urawniłowki w finansowaniu to ordynarny sabotaż co spotkało się z gwałtownym odporem w komentarzach a słowem - kluczem była - jak się nietrudno domyslic - onkologia.
Bo przecież onkologia jest kosztowna, i kto sobie z tym poradzi jak nie Państwo?
No to Szanowny Czytelniku dowiedz się: PAŃSTWO SOBIE NIE RADZI. I ludzie walczą na wlasną rekę, pomimo regularnie opłacanych składek. Proszę:
"Dziennik Bałtycki": Gdyby nie oszczędności na bankowym koncie i determinacja najbliższych 28-letni Paweł z Gdyni, chory na raka tarczycy, do dziś czekałby w którejś z licznych kolejek, by zacząć leczenie. Uratował życie, bo omijał kolejki, lecząc się prywatnie. Same badania diagnostyczne kosztowały go 2 tys. zł. Dzięki wizycie w prywatnym gabinecie błyskawicznie dostał się na operację.
Leczenie uzupełniające radioaktywnym jodem, w Gliwicach, otrzymał już na fundusz. Teraz musi brać hormony tarczycy w tabletkach, więc znów usiłuje się dostać do endokrynologa, oczywiście prywatnie. W innych rodzajach nowotworów złośliwych, wymagających chemio- czy radioterapii, leczenie jest jednak tak kosztowne, że pacjent nie byłby w stanie sam za nie zapłacić. Tymczasem Polska na onkologię przeznacza najmniej pieniędzy w Europie. A Pomorze na tle innych regionów wypada najgorzej. Dlatego w Europie Zachodniej, nie mówiąc o Stanach Zjednoczonych, udaje się wyleczyć z raka 70-80 proc. chorych, a u nas o połowę mniej. Przygnębiającą, aczkolwiek prawdziwą sytuację chorych na raka pokazali wczoraj w Warszawie autorzy "Białej Księgi" polskiej onkologii. W przygotowanym przez Ośrodek Analiz Uniwersyteckich raporcie porównano wyniki leczenia dwóch najczęstszych nowotworów - raka piersi i raka jelita grubego, w kilkunastu krajach mniej i bardziej rozwiniętych, od Czech, przez Węgry, Słowację, kraje skandynawskie (Finlandia, Szwecja, Dania), Hiszpanię, Włochy, Portugalię, Wielką Brytanię, Francję i Niemcy. We wszystkich tych krajach choroby nowotworowe jako przyczyna zgonów zaczynają wyprzedzać choroby układu krążenia. Eksperci ostrzegają, że liczba zachorowań na raka będzie rosnąć wraz ze starzeniem się społeczeństw. I trzeba się do tego przygotować. Tymczasem Polska przeznacza na zdrowie najmniej pieniędzy (1200 USD na osobę rocznie), nawet w porównaniu do takich krajów jak Czechy i Słowacja (1500 USD PPP) czy Węgry (około 1750 USD). Wbrew opinii NFZ - mamy zdecydowanie za mało tomografów komputerowych i rezonansów magnetycznych.Paradoks polega na tym, że na Pomorzu nawet te, które są, pracują na pół gwizdka. - Mamy aparaty, które mogłyby pracować na dwie zmiany, ludzi gotowych je obsługiwać, jednak liczba badań limitowana jest kontraktem z NFZ - tłumaczy dr Irena Czech, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Centrum Onkologii w Gdańsku. Choć to nie wina pomorskiego NFZ, który nie ma pieniędzy, to niskie kontrakty limitują liczbę pacjentów, których WCO może przyjąć, zdiagnozować, leczyć. Z tego samego powodu wydłuża się kolejka chorych w Gdyńskim Centrum Onkologii. - Aby się dostać na oddział chirurgii onkologicznej, trzeba czekać miesiąc, na ginekologię - 6 tygodni, na chemioterapię 2-3 tygodnie, na radioterapię szpitalną - 3-4 tygodnie. Kontrakty na ten rok na tzw. programy terapeutyczne (leki z wyższej półki na raka piersi, nerki, jelita grubego itd.) praktycznie się skończyły. I trudno się dziwić, gdy na chemioterapię niestandardową na Pomorzu (dane z 2009 roku) NFZ przeznaczył 1,99 zł per capita, a dla porównania - w Podlaskiem - 6,22 zł, Świętokrzyskiem - 4,75 zł, Warmińsko-Mazurskiem - 3,64 zł. - Pacjent powinien dostać lek, bo spełnia medyczne kryteria, jak mamy go odesłać? - pyta dr Czech. Szuka więc wtedy dla niego miejsca w ośrodkach Elblągu, w Warszawie, Bydgoszczy, które dostają lepsze kontrakty i którym fundusz płaci za nadwykonania. Lub chory ustawia się w kolejce i czeka, aż jakiś inny pacjent zakończy leczenie. - Absurd polega na tym, że i tak w grudniu tamte ośrodki w kraju wystawią rachunki i Pomorski NFZ będzie musiał zwrócić im pieniądze za leczenie - tłumaczy prof. Marzena Wełnicka-Jaśkiewicz, wojewódzki konsultant ds. Chemioterapii.
Jolanta Gromadzka- Anzelewicz "Dziennik Bałtycki".
I tak to wlasnie wygląda. Dlatego uprasza się osoby bojące się prywatyzacji systemu ubezpieczeń zdrowotnych o niewycieranie sobie ust onkologią bo fakty jakie są - widać. A jest tak dlatego, że Państwo nie jest zainteresowane leczeniem ludzi. Nie ma w tym żadnego interesu, bo pieniądze "na NFZ" jest ono władne wydrzec obywatelowi w każdy sposób i na cel dowolny także bez podawania przyczyny - chodzi o obracanie pieniędzmi, nie o obywateli. Stara sentencja mówi: "Kto prawo stanowi ten może je zmienić". Więc pytam: Dlaczego go nie zmienia? I dlaczego kazdy grosz który wpada w rece Państwa (dowolnej jego agendy) to jak krew w piach?
Leczą tak, jak budują stadiony. Ot co.