oranje oranje
475
BLOG

Człowiek z dziecinnym wiaderkiem

oranje oranje Technologie Obserwuj notkę 6

Odpływ morza. Ja z wiadrem jak na grzyby, portki-nogawki do kolan, czapla brodząca, szlam w paluchach nożnych, zbieram mule podczas odpływu, czyli te czarne muszle (bieda ciśnie, kryzysy i w ogóle...), co to je niby można kupić za 10 euro, ale też lepiej nazbierać za friko. Ciemne niebo, zaraz pizgnie, zbieram, na Zatoce widzę: prom sobie śmiga jak codziennie do pierdzielonej Brytanii. Odpływ, normalna rzecz.

Z boku (zafilowałem) tak samo idzie w kursie kolizyjnym po morza dnie - facet. Wiaderko jednak ma takie, pomarańczowe, jakby tu powiedzieć, dziecinne. Ale wiaderko wiaderkiem, on idzie i ten kilometr czy dwa mamy dla siebie.

Piasku i kamieni i zdechłych krabów mamy na tej plaży, w odpływie, naprawdę, uwierzcie teraz: w bród. Żywego ducha tylko on i ja; a on co parę kroków kłuje trójzębem, a ja zwyczajnie: gadam z morzem.

Ja zbieram muszle, a on – dno kłuje. Prawdziwym trójzębem, z dobrym styliskiem, jak ze sklepu ogrodniczego!

Neptun. Doszedł.

- A ty czego ty kłujesz to dno?  - zapytałem uprzejmie, choć niegramatycznie.

On portki podciągnął, spojrzał na moje-mule w moim wiadrze, wysmarkał się i mówi, że: robaki zbiera. Mówi to kostropaty z lekka gość, sympatiko co by gadać, gość mamroczący z trójzębem, za parę godzin znowu wszystko to z przypływem zaleje woda, a on, że robaki zbiera...

- A pokaż robaki – mówię.

A on na to, że chwila…: i ciach wbija trójząb w taki maleńki kopczyk między stopami, wbija, wywraca, wyjmuje robaka białego, 15-centymetrowego, larwa jakaś oceaniczna, czy coś.

I się śmieje i wkłada do wiadereczka dziecinnego.

- Ładny, ładny… - chwalę, ale wciąż nie wiem po co mu te robaki.

A on jaśnieje.

Wyjmuje go jeszcze z wiaderka, robak wygląda jak mały tasiemiec (nie wiem jak wygląda duży tasiemiec, ale chcę pochwalić), pokazuje mi go ponownie, robak dynda, wyciągnięta dłoń, uśmiecha się, wkłada do wiaderka, idzie dalej z trójzębem.

Stoję w odpływie z opuszczoną szczęką. Ręką prawą, niemalże w paraliżu, wiadro już dawno mam na piasku, kreślę na sobie Znak.

(Mule, jak nazbierasz z morza, wrzuć do zlewozmywaka, wyszoruj pumeksem-gąbką twardą wszystkie muszle, wrzuć do wrzątku, jak się rozchylą odcedź, pij w tym czasie gin, w osobnym garnku roztop pół kostki masła i do garnka wrzuć 2 kilo koperku i 2 kilo białego wina i 2 kilo czosnku, mieszaj trójzębem. Potem maczaj jedno w drugim - przepis oranje).

 

 

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie