Było tak, było tak: szósta rano, Okęcie, z 12 lat temu. Monika, Jacek i ja. Lotnicho, nikt z nas chyba nigdzie wcześniej nie leciał. Liczę sobie fugi w płytkach hali odpraw, prawą stopę podnoszę, potem lewą. Już już mamy iść do odprawy, a Monika mówi: - Chłopaki, jaj sobie nie robię, brzuch mnie boli…
Jacek na to wyniośle: - Aaaa, to jest normalne przed podróżą…
Monika na to (szósta rano, klamoty, lotnisko): - Jacek, ale mnie boli w inny sposób…
Jacek łypie na mnie, zaraz odprawa. Monika też, lekko zgięta, łypie.
- A w jaki inny?
- A wy się co na mnie patrzycie, kurwatej? – odezwałem się, bo nie zajmowałem czasu wcześniej w tej opowieści.
Jacek wymyślił w tym czasie sposób: - A wiesz, Monika, jeszcze mamy 10 minut, idź może kurde do kibla, siądziesz na klozecie, jady wypuścisz, się oczyści ustrój…?
Monika na to: - Sam se idź-kupe zrób, chyba nie polecę z Wami…
A wtedy ma pięterku na Okęciu było ambulatorium.Dotaszczyłem tam Monikę, zamknięte, wracamy na dół, ona ledwie żywa, Jacek pyta:
- Była w kiblu...?
Zostawiliśmy ją wtedy na pastwę.
Następnego dnia (czasy przedkomórkowe) schodzę do recepcji spod palm, dzwonię do niej. Nikt nie odbiera, nikt nie odbiera, nikt nie odbiera, wreszcie mama Moniki, że tak tak, jest już wszystko okej, że dziękuje Jackowi i mi, bo jakby poleciała, to by się wyrostek rozlał, że Monika na ostatnich nogach była i piętnaście minut po naszym wylocie już na stole była.
Jacek siedzi pod parasolem z kalpiriunią z oliwką w środku, dochodzę, mówię: - Te, Monika, mały włos, by nie wykitowała!
- Ślepa kiszka?
- Ano!
***
Mija dwa lata mniej więcej. Stoimy na Okęciu, fugi liczymy. Monika, Jacek i ja. Szósta rano. Jacek jak Jacek, ja jak ja, Monika nie ma ślepej kiszki, ale trzyma się z nami pod rękę. Wchodzimy, samolot, pierdoły, lecimy do Tunezji. Jacek na zewnętrznej w fotelach, Monika w środku, ja przy oknie. Lecimy. Dwie godziny, przykimałem, Monika przechyla się, opiera o mnie, do okna filuje, lądujemy powoli, ogląda te obrazy, ogląda...
- Ale kurwa, miała być Afryka, chłopaki… Żadnej żyrafy tu nie widać!
Jacek nie otwierając oczu na to:
- Zamknij pasy, ślepa kiszko, z nami jesteś!
(Za tydzień: po dziesięciu latach niewidzenia się: Się spotkamy; z Moniką i Jackiem).