Był ktoś, kto trzy lata temu w ogóle dopuszczał myśl, że pewnego dnia, za jednym zamachem, zniknie problem z prezydentem Kaczyńskim i jego współpracownikami? Oczywiście, że nikogo takiego być nie mogło, bo przesiąkliśmy złudnymi aksjomatami, z których najgroźniejszym jest: „żyjemy w pokojowej Europie, a na dodatek mamy NATO”.
Przeświadczenie to kłóci się nieco z corocznymi wydatkami na militaria poszczególnych państw, ale kto by tam łączył jedno z drugim, co nie?! Pokój w Europie, współpraca z Rosją i Niemcami, Rosja zresztą jest już cywilizowana, demokratyczna…
No, ale nic. Wydarza się coś, co do głowy by nam nie przyszło, myślę o 10.04.2010 i co się dzieje? Ano, nic się szczególnego nie dzieje. Państwo zdaje egzamin, organizuje pogrzeby, przesiewa ziemię na metr w głąb i tak dalej. Państwo Polskie odznacza jakimiś medalami Rosjan za „współpracę na miejscu tragedii”, jednocześnie jacyś inni Rosjanie pędzą z miejsca katastrofy do najbliższego bankomatu i czyszczą konto jednej z ofiar.
I co?
Ano dalej nic szczególnego. Co się zdarza później?
Raport MAK. Z mniejszym lub większym oporem zostaje przełknięty przez „polskie społeczeństwo”. Mógł ktoś przewidzieć tezy raportu? Niby już mógł, ale nawet lista nieprawidłowości zgłoszona przez komisję Millera sporządzona była raczej dla polskiego, wspomnianego już tu wcześniej, społeczeństwa, a nie po to, by cokolwiek z tego ziarna wyrosnąć miało.
Październik 2010. Człowiek z ulicy wchodzi do biura poselskiego, zabija kogoś, kogoś innego rani. Deklaruje, że zrobił to z pobudek politycznych, a biegli orzekają, że jest zdrowy psychicznie. I co się dzieje z aktem w Polsce dotychczas „niewyobrażalnym”?! Niby co ma się dziać?! Nic. Gość dostaje dożywocie i tyle, o czym tu w ogóle gadać?!
Wrak Tupolewa (celowo niszczony) i czarne skrzynki wciąż w Moskwie?! Nieprawdopodobne? Jakie tam nieprawdopodobne, śledztwo trwa, poczekamy, to wrak dostaniemy.
Idziemy dalej: zamiana ciał w trumnach. Rzecz też wcześniej „nie do pomyślenia”. Przyczyny takie, przyczyny owakie, nie wiadomo kto jest za to odpowiedzialny. Urzędnik jakiś anonimowy. Cóż rodziny? Łykać łzy i w bezsile złorzeczyć. Cóż społeczeństwo? „W zasadzie pomyłka, no, fakt, przykra sprawa, ale się zdarza…”. Pozamiatane.
I rośnie ta eskalacja nieprawdopodobieństw. Dziś pozamieniane ciała w trumnach są już usprawiedliwiane, są już oswojone. Jutro – aż się waham, by to napisać – oględziny wnętrza tej czy innej trumny pozwolą na wnioski, które dziś w głowie się nie mieszczą. Cóż będzie?
Nic nie będzie. Jako społeczeństwo kroczymy drogą nieprawdopodobieństw i przyjmujemy za własne opowieści o normalności. Bo tak społeczeństwu mówią w telewizji, bo tak przekonuje je premier rządu.