oranje oranje
1281
BLOG

Osmarkany Jasio się dziwi (dość nudne)

oranje oranje Polityka Obserwuj notkę 12

- Wiesz co, ty to może się lepiej nie odzywaj, bo mieszkasz za granicą, za duży masz dystans i na dodatek nie czujesz już polskiej atmosfery – słyszę coraz częściej. Gębę mi zamykają, co szczególne, zarówno ludzie z podwórka jak i ci zza torów, by obrazowo rzecz ująć. Alternatywa jest zatem jedna: albo będę siedział jak osmarkany Jasio w kącie i przysłuchiwał się ich rozmowom o Polsce albo też będę się żołądkował nie bacząc na geopołożenie.

Liczyłem na to, że za sprawą niedawnej wypowiedzi Zbigniewa Brzezińskiego, drgnie. Że ci zza torów wysławiający dziś jego mądrość i zasługi okruszek swej aprobaty rzucą także skromnemu zmywakowi z Irlandii. Nadzieje jednak były płonne. Fiasko poniosła wiara w strategię żaby pod kuźnią i na akcji Zbig straciłem: dostrzeżenie formalnej (emigracja) i merytorycznej (tematyka) analogii głosu płynącego zza Atlantyku z głosem płynącym zza mórz Północnego i Irlandzkiego było na każdym z poziomów zbyt trudne.

Na dodatek ci z podwórka rzecz ujęli po swojemu: - Brzeziński pierdzieli jak potłuczony, zaraz widać, że mieszka za granicą, za duży ma dystans… - i tak dalej. I łypią na mnie znacząco, a we wzroku wyrok: siadaj w kącie, masz tu gałganek, wysmarkaj nos lepiej. Wszystko źle, mapy skłamane, kurierzy pogubieni. Nic nie nadąża za niczym…

Inna rzecz, że trochę racji mają jedni i drudzy: żyję w społeczności, która jeśli prowadzi samochód, to widząc dochodzącego do przejścia pieszego zatrzymuje się i uśmiecha. (Co ciekawe obyczaj ten przyswoili sobie w 100% Polacy tu jeżdżący). Żyję w miejscu, a niedawno się przeprowadziłem, gdzie nieznajomemu bez oporów mówi się „dzień dobry”, gdzie w obiegu rzeczywiście jest dobra moneta życzliwości.

Wiem, wiem, nudne to i sto razy słyszeliście. Ale jeszcze taki obrazek: po przeprowadzce powinienem pójść do urzędu skarbowego i wypełnić prosty formularz: mieszkałem tam, teraz mieszkam tu, imię nazwisko, data, podpis. Co mi zależy, pomyślałem i wysłałem im własnymi słowami, bez formularza, mejla na ten temat. Po trzech dniach dostałem zwrotnego: Dear oranje, Your address has been updated on our records as requested. Regards Emily Murphy, Fingal PAYE Customer Services.

Wzruszyło mnie nie to, że ta Emily zmienia jakiemuś gościowi adres zamieszkania nie widząc ani jego ani jego papierów, ale to, że wzięła i się podpisała własnym nazwiskiem. Dlatego i dla setki innych powodów przyznaję, że – być może, być może – wieloletnie przebywanie poza Polską może wypaczać spojrzenie na jej obecną strukturę. I prowadzić do nieuprawnionych wniosków, boć człowiek nie kamień – nasiąka.  

Teraz przyczyna, dla której zabrałem się za pisanie, choć mój wierny zmywak aż rży z niezadowolenia, że go zdradzam z klawiaturą: jak jest w ogóle to możliwe, że podczas licencjonowanej przez władze demonstracji po ulicach biegają grupami ludzie w kominiarkach? Jak to jest w ogóle możliwe, że są oni co najmniej zaaprobowani przez siły regularnie umundurowanej policji?

I proszę zauważyć, że ja nie pytam czy to byli kibole, skini, akwaryści, górnicy czy też tajniacy – ja pytam o tę zadziwiającą kohabitację z policją. To jest nie do wyobrażenia w moim, skażonym pobytem poza Polską, pojęciu państwa prawa. Może rzeczywiście nie powinienem się odzywać, ale weźcie pod uwagę jeszcze inną możliwość, o wy, zarówno z podwórka jak i zza torów: być może to Wy już nie widzicie tego syfu tkwiący w nim od lat i uznający go jako stan naturalny?

Hę?

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka