oranje oranje
572
BLOG

Ludzie z których wystają dwururki

oranje oranje Technologie Obserwuj notkę 7

Pojechaliśmy do Konrada, mojego ojca chrzestnego. Stefan: „ho ho ho…” dodawał sobie rano animuszu, trzy lata w końcu starszy od swojego brachola; przed lustrem wiązał krawat i pohukiwał w oczekiwaniu na zapowiedziany wyjazd. W Polsce byłem, opisuję, jak było.

Binio nas załadował, Stefan z przodu, Stefan z tyłu, Stefan znowu jednak z przodu, wyciągnij-se nogi Tatuś do nawiewu…, (ja na to od razu: „heh, Tatuś, jedziemy do Holandii…"), (Stefan w odpowiedzi: „ty zasrańcu, ja ci dam Holandię, sama utanazja i pedały! I nie gadaj, gdzie mam siedzieć, bo sam-se siądę!”). Binio oczywiście łypie i potakuje, maminsynek! Śnieg sypie. Śniegi, zasypana chata.

Binio kupił 13 puszek wcześniej, Pan Józek dostał klucze "jak nas nie będzie", żeby Kropka i Erwirę w obejściu futrować, a i uważać, baczenie mieć, kurek gazu dokręcać, wreszcie: brum brum, pojechaliśmy. (Puszki z psem na okładce, Erwira skarmia psią paszę łapczywie od lat, tyle, że słabo na razie szczeka).

Jedziemy, jedziemy na wschód naszego kraju, Stefan się znowuż przesiada, Binio mruczy pod nosem, że za dużo przystanków, śniegi walą w zachodniopomorskim, Stefan mówi, że jak zima, to i śniegi. Ja – nic. Zajeżdżamy po dwóch godzinach do wuja Kondzia czyli do stefanowego Brachola. Wujek Kondzio w takiej sobie jest – bym rzekł – kondycji, rurki mu z klaty trochę wystają, w pidżamie i na wózku, ale – bez przesady.

Oczywiście Ciocia Kazia, oczywiście: „siądźcie”, oczywiście: „kawa, herbata, noclegi, jedzenie, jak was dawno nie widzieliśmy, zostańcie na noc” i tak dalej.

A ja tylko czekałem, przez cały czas ich spotkania, na jedno: ”ty wiesz!”.

***

 (Dwa lata wcześniej, stylizuję mniej-więcej wypowiedź Stefana):

 …było tak – mówi Stefan – że na rok przed wojną, jak miałem 7 lat, a Kondzio miał, cicho cicho, ze pięć, to znaleźliśmy w stodole dubeltówkę, ale że jednorurkę. Urżnięta była, łamana, jednolufowa, ale u nas się mówiło, że „dubeltówka”.

 …w środku, zajrzałem, patron był, złożyłem, strzeliłem w niebo. Nic. Potem jeszcze raz i znowu: nic. Dałem Kondziowi, on tak samo odciągnął kurek i paf: nic! No to ja w Kondzia celując z obrzyna i cyk: - nic. Kondzio we mnie w odpowiedzi, w twarz, kurek odciągnął: nic. Patrzymy: jedzie listonosz na rowerze. Wystawiamy lufę, Kondzio celuje, ja strzelam. Nic.

 …złapał nas w stodole brat Stasiek. Najpierw złamał strzelbę, potem zatrzasnął, strzelił w powałę, a potem tak nas pobił, tak nas pobił, ale tak nas pobił, że nie chce mi się gadać! I dlatego zawsze, zawsze jak się z Kondziem widzimy, to mówimy sobie: „ty wiesz!”.

Powiedzieli sobie. Byłem świadkiem.

 

oranje
O mnie oranje

Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś. Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie