Wieczór był towarzyski, więc poranek nie był rześki. Od ósmej jednak – z piętra z legowiska słyszę: Stefan się krząta po kuchni, garnkami tłucze, zdezorientowanego Kropka zawezwanego w niejasnym celu z podwórka tresuje, rumory czyni. Nawet Erwira się przypałętała, co wychwytuję uchem skacowanego polską imprezą osobnika. Za oknem roztacza się dzień jak carski rubel, żeby nie polska brzoza na widoku, to nic, tylko sprzedawać Eskimosom, Żydom albo Niemcom po kawałku.
(Stefan tłucze garnkami, ale bezpośrednio nie narusza paktu o nieagresji, więc przekręt pod kordłą i jeszcze urywam ze dwie godzinki. Wreszcie – schodzę w gaciach).
- Do dupy ten wasz remont!
-?
- Co nic nie mówisz?
- Wodę wstawiam na kawę.
- Co? Mówiłeś coś?
- Mówiłem. Zmień baterię w aparacie. Po co nosisz aparat bez baterii?
- Binio mi kupił to noszę, ze trzy tysiące kosztował…
- A baterie masz?
-?
- BATERIE MASZ?
- Mam, ale używam oszczędnie. Czekej czekej, już wstawię, Kropek cicho…
- Kawy chcesz?
- Twojej nie chcę, nie umiesz robić kawy, zaprawiłeś się, hehe wczoraj, patrz Erwira…
- ?
- A remont był do dupy!
- Co było Tatuś do dupy? Dach jest? Jest! Wierzba dachowa jest? Jest! Kaloryfery-rury są? Są…. Piec jest…
- Ty mi o piecu nic nie mów, od góry Binio kazał palić, nowoczesność, koń by się uśmiał…, w piecu palić od góry!
- Tatuś, biorę kawę, idę pod gruszkę…
- Ty zawsze jak ważny temat to uciekasz, Binio to ze mną chociaż rozmawia, prawdę mówiąc zawsze krzyczy…
- No dobra, rozmawiamy. Gdzie jest Binio?
- W Poznaniu albo w Międzyzdrojach, abo co?
- No to on teraz z Tobą rozmawia?
- Teraz nie rozmawia, bo go nie ma, ale ty durny jesteś, jak go nie ma to nie rozmawia!
- Jasne Tatuś.
- Remont do dupy!
- Idziesz pod gruszkę?
(idziemy pod gruszkę, Stefan, Erwira, Kropek i ja).
- Co z tym remontem nie tak?
- Normalnie za starych czasów to brałem widelec Dziadka Mikulskiego ze Stanisławowa, ten wiesz, taki konkretny i jak w rury zastukałem w kuchni, to u ciebie na górze dzwonił cały kaloryfer. Pod kontrolą byłeś. A teraz gównianne rurki plastikowo-miedzianne, do dupy. Stare rury były lepsze.
- Tak jest.
- Gadać ci się nie chce z ojcem?!
- A nie możemy tak sobie posiedzieć bez gadania?
- Zjemy coś?
- A co masz?
- Dzwoniłeś z tej całej Irlandii i wspominałeś o grochówce, tej mojej, prawdziwej, groch moczyłem, boczku i golonki kupiłem, to jak…?
- To jeszcze Tatuś z godzinkę…
(mija godzinka, pojawia się w oknie pokoju byłym biniowym, macha widelcem wiadomo którym)
- Idę idę...
(…wstawia parujący gar wielkości półwiadra na stół, w środku widzę wystające boczki wędzone, szczeciniaste skóry golonki, wystaje z gara chochla nabierka, Stefan zadowolony dwa specjalne wielkie-głębokie talerze wyciąga, nalewa…, kopiaste się robi, nikt normalny by tego nie zjadł…)
- Tatuś, stop, to jest zepsute, skąd tę grochówę wziąłeś?
- Co ty mówisz?
- Kiedy robiłeś grochówę?
- Tydzień temu, wstawiłem potem w słoiki, zakręciłem, zagotowałem, co ty mnie tu przesłuchujesz?
- Tatuś, chwila…, nie jedz tego, któryś słoik był niezakręcony czy coś…
- Nie denerwuj mnie, pewnie chcesz po picę iść nad jezioro, ojciec robi grochówkę, a ci nie smakuje…, wstyd.
- Tatuś, nie jedz tego, naprawdę, daj na próbę Kropkowi, zobaczysz, że Krop tego nie ruszy!
- Krop nie ruszy bo gorące, żaden pies nie ruszy gorącego, ale ty nic nie wiesz, nie chcesz jeść ze mną, to ja nie mam przyjemności z tobą…
- Tata, stop, chwila…
- Do widzenia!
(Tel do Binia: Binio, słuchaj, jest tak, że jestem u ojca i właśnie załadował sobie kopiec jakiejś kiszonki do talerza, ledwo wyszedł ze szpitala po złamaniu, wieczorem będzie znowu na niewydolność żołądka, Binio: a co je? – Grochówę przeterminowaną własną sprzed tygodnia, Binio, to nie są jaja, gadaj z nim, Binio: Smakuje mu? – Binio, nie ma znaczenia, ale nie chodzi o to, że ojciec sraczki dostanie, tylko naprawdę się zatruje! Binio: Dorosły jesteś, mnie tam nie ma, miej baczenie na wszystko, trzask, koniec rozmowy).
- Zjadłeś?
- Pewnie, że zjadłem! Twoją porcję też. Więcej ci nie nagotuję grochówki, wiesz ile golonka kosztowała?
- A jak się czujesz?
- Nie twoja sprawa, teraz na godzinkę idę się położyć.
- Miskę sobie weź.
- Co?
- Miskę weź.
- Dupy mi przez godzinę teraz nie zawracaj…
(po godzinie słychać z pokoju Stefana minutnik nakręcany godzinny w kolorze pomarańczowym, trzydziestoletni)
- Jak się czujesz?
- A bo co?
- A bo to, że masz 83 lata, żdżarłeś pół wiadra grochówki, golonki, skóry z owłosieniem…
- …z chlebem…
- ...właśnie, z chlebem, jak się czujesz?
- Słabo. Co byś tak powiedział, jakbyś poszedł do sklepu i kupił tak z pół litra angielskiej gorzkiej?