Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
3372
BLOG

Fajny film wczoraj widziałem. Momenty były? Maaasz!

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Kultura Obserwuj notkę 59

       Wczoraj nasz kolega Lemming  poszedł do kina i jeszcze zanim zaczął się seans, zdążył mi zaesemesować, że oto zapowiadają film dla dzieci pod tytułem „Mr Peabody” „o psie, który adoptuje i wychowuje małe dziecko wbrew opresyjnym rodzicom”. Ja się za bardzo na postaciach z komiksów nie znam, ale o ile się nie mylę, ten pies i jego kumpel Sherman to jest bardzo stara, kompletnie zwariowana bajka, jeszcze z wczesnych lat 60., i, przynajmniej jak idzie o oryginalne intencje twórców, tam nie mogło być mowy o „opresyjnych rodzicach”, w dodatku zastąpionych przez psa. Nie te czasy i nie ten jeszcze poziom obłąkania. A więc, jak sądzę, przynajmniej zamiary były uczciwe.

     Lemming jednak nam donosi, że w najnowszej kinowej wersji tej fantastycznej bajeczki, problem tradycyjnej rodziny się pojawia, a ja nie mam powodu, by zakładać, że mu się coś pomyliło. W tej sytuacji, pomyślałem sobie, że skoro już o filmach mowa, dobrze by było przypomnieć inny film, jeszcze z roku 1980, który dziś nie mógłby powstać, a co więcej, nie bardzo wiadomo, jak to się stało, że powstał wtedy, natomiast doskonale wiadomo, dlaczego spotkał go taki los, jaki go spotkał.
     Chodzi mi o film Williama Friedkina („Francuski łącznik”, „Egzorcysta”) z Alem Pacino, zatytułowany „Cruising”. Gdyby ktoś nie wiedział, słowo „cruising” w języku angielskim oznacza snucie się po mieście w poszukiwaniu seksualnego partnera, i ze zrozumiałych dla każdego względów, dotyczy przede wszystkim środowisk homoseksualnych. Akcja filmu dzieje się w Nowym Jorku, gdzie pewnego lata dochodzi do serii bardzo okrutnych zabójstw, których ofiarami padają homoseksualiści. A żeby nie było żadnych wątpliwości, już niemal od pierwszej sceny wiemy, że zabójcą nie jest ktoś, kto „pedałów” nie lubi, ale jak najbardziej jeden z nich. Ponieważ sprawa dotyczy środowiska bardzo hermetycznego, w dodatku o tyle szczególnego, że perwersyjna przemoc jest tam wręcz wkomponowana w codzienny rytuał, policja nawet nie wie, jak się do sprawy choćby przymierzyć. Ponieważ jednak okazuje się, że wszystkie ofiary reprezentują bardzo charakterystyczny typ urody, pojawia się pomysł, by jeden z policjantów (Al. Pacino), który wypisz wymaluj odpowiada sylwetce kolejnych ofiar, wszedł w to środowisko, jako przynęta.
      Sam podstawowy pomysł może nie jest niczym szczególnie oryginalnym, natomiast to, co się dzieje dalej, robi wrażenie wręcz kapitalne. Otóż świat, w jakim Pacino musi się odnaleźć, jest tak straszny, że ja czegoś podobnego nie widziałem nigdy wcześniej, zanim na ten film wpadłem, ani tym bardziej już nigdy potem. Obraz tych gejowskich klubów to jest najniższy krąg piekła, gdzie króluje najbardziej perwersyjne i okrutne wyuzdanie, o takiej intensywności, że, jak mówię, ja czegoś podobnego nie widziałem nigdy wcześniej i już nigdy później. Co ciekawe, ludzie, którzy tam spędzają wieczory i noce, na co dzień są zwykłymi obywatelami, o których nawet nie bardzo można powiedzieć, że robią w jakikolwiek sposób wrażenie „innych”. Na co dzień chodzą do pracy, spotykają się ze znajomymi, mijają się na ulicy, natomiast wieczorami rozpoczyna się ów tytułowy „cruising”.
      W całym filmie scen ukazujących to piekło jest chyba pięć, z czego jedna w nocnym Central Parku, i jak mówię, homoseksualiści są tam bez wyjątku pokazani, jako opętane najdzikszą żądzą zwierzęta, dla których w dodatku zwykła kopulacja wywoływać może już tylko ziewanie.
      „Cruising”, mimo nazwiska reżysera i pierwszoplanowego aktora, no i faktu, że to jest zwyczajnie bardzo dobry film, dziś jest praktycznie niedostępny. Ja go akurat mam, bo przed laty jeszcze jakimś cudem go wytropiłem, natomiast jedyny jego ślad, na jaki dziś możemy trafić, to bardzo obszerna informacja na Wikipedii, z której dowiadujemy się, że podczas jego realizacji, nowojorskie środowiska homoseksualne wezwały do bojkotu produkcji, a samym już pracom realizacyjnym towarzyszyły nieustanne protesty, poczynając od zwykłych demonstracji, a kończąc na fizycznej agresji skierowanej przeciwko ekipie. Dodatkowo, już po zakończeniu zdjęć, producent zażądał od Friedkina usunięcia 40 minut z nakręconego materiału, oraz umieszczenia na początku filmu zapewnienia, że sytuacja opisana w filmie absolutnie nie pokazuje prawdy o społeczności homoseksualnej, stawiając jedno i drugie, jako warunek, by film w ogóle mógł ujrzeć światło dzienne. Jako ciekawostkę, warto wspomnieć fakt, że to właśnie w roku 1981 miała miejsce pierwsza edycja tak zwanych „Złotych Malin”, gdzie „Cruising” został nominowany w trzech głównych kategoriach: najgorszy film, reżyser i scenariusz. To zresztą wtedy też nominację, jako najgorszy reżyser, otrzymał Kubrick za „Lśnienie”.
      Już po latach, planując reedycję filmu w wersji DVD, Friedkin chciał jakoś włączyć usunięte sceny do fabuły tak, by akcja stała się bardziej płynna i logiczna, niestety okazało się, że wszystko zostało odpowiednio wcześniej zniszczone. Tyle satysfakcji, że usunął ten głupi tekst o niereprezentatywności.
      A ja się zastanawiam, czemu geje się tak na ten film oburzyły? Czy to jest możliwe, że oni robiąc to co robią, żyjąc jak żyją, czując co czują, jednocześnie gdzieś w głębi duszy wiedzą, że to jest złe? Otóż nie sądzę. Uważam, że z ich punktu widzenia to wszystko stanowi bardzo przyjemną zabawę, od której nie-geje powinni się odpieprzyć. Tam musiało pójść o coś innego. I ja chyba nawet wiem, o co. Otóż tam się dzieje tak, że przez to, iż Al Pacino zaczyna spędzać cały swój czas w tych klubach – one nawet mają swoją oficjalną nazwę „leather clubs” – i jest nieustannym świadkiem tego, do czego człowiek może się doprowadzić, powoli zaczyna wpadać w bardzo szczególny stan, gdzie on powoli się staje kimś dokładnie takim samym, jak oni. A to już tylko może sugerować najczystsze opętanie. I moim zdaniem, to musiało pójść właśnie o to. Nie o te pięści masakrujące odbyty, nie o ten mocz zalewający twarze tonących w żądzy ludzi (sic!), ale o to, że z tego filmu płynie jednoznaczna wiadomość, że tu chodzi o piekło w sensie dosłownym. To ta właśnie sugestia musiała ich doprowadzić do takiego gniewu.
      Bo to tak się właśnie zawsze dzieje. Nawet najgorsze nasze zachowania jesteśmy w stanie tolerować dopóki nam ktoś nie pokaże, że to są zachowania bezbożne. Właśnie tak – bezbożne. Inna sprawa, że to jest też bardzo ciekawe: czemu to ich tak nagle strasznie obchodzi, skoro oni nawet nie wierzą w to, że w ogóle istnieje jakiś Bóg? Jeśli któryś z nich jakimś nie został jeszcze tu zbanowany, może zaproponować jakąś w swoim mniemaniu inteligentną odpowiedź, i dopiero wtedy wyleci.

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura