ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE
303
BLOG

ŁAZĘGA

ŻYCIE W NIEBYCIE ŻYCIE W NIEBYCIE Kultura Obserwuj notkę 0

Wrócił na stare śmieci: z włóczęgi, z beztroskiego szwendania się po nieznanym świecie,  wędrówce przez egzotyczne grajdoły Był już sterany licznymi przygodami w stylu Indiany Jonesa. Jednak zastał nie to, co zostawił; ujrzał ludzi, których przedtem nie widział, zobaczył fircykowate twarze uśmiechnięte do  sera.

Kiedyś zachwycał się wszystkim, co było duże, rozległe. Roztkliwiał się nad piramidami, Colosseum, katedrami, wszelkiej maści pomnikami potęgi Człowieka. Lecz teraz, kiedy pojazd, który nadjechał, nie pozwolił, by choć trochę zdążył docenić jego śliczną karoserię, by zdążył zapłakać nad skrzynią biegów, tylko bez uprzedzenia zmiażdżył mu nogę i przejechał po niej wszystkimi kołami jak przez obwodnicę, wehikuł ten raz na zawsze oduczył go ujawniania gniewu nie w porę i niekontrolowanego wypadania z domu Matyldy. Bo gdy zezłoszczony na nią, jak zwykle wyprysł z jej domu, w tym miejscu skończyła się idylla tego, co zwykle, a zaczęła historia z innej beczki: wprawdzie wypadł z jej mieszkania na parterze, lecz tym razem nie na pustą ulicę, tym razem prosto pod rozpędzoną furgonetkę, bezpośrednio na jej zdumioną maskę. Teraz nie było w tej chwili. Teraz omdlał, a leżąc w niewygodnych skrętach obolałego ciała, czując, że nadchodzi przedwczesny moment na żegnanie się z poprzednimi majakami i  nie ma co liczyć na nowy zapas sił, czy odświeżoną ochotę na życie, że przyszedł raptowny czas na witanie się z nieznanymi przerażeniami, z lękami, których już nie będzie miał szans przeżyć do końca i zracjonalizować po swojemu, czuł się coraz gorzej, gdy zaś ocknął się, panowała ciemność i na dodatek bolało go biodro.

Nie mógł wyjść z krzaków. Leżał w nich, jak przetrącony listek figowy i modlił się, by już nikt więcej tędy nie przejeżdżał, by pozwolono mu choć trochę pospać. Uderzenie, choć początkowo sądził, że bez większego trudu będzie mógł się wykaraskać z jego skutków, odczuwał coraz mocniej: górną częścią ciała, nienaturalnie skręconą, leżał w zaroślach, natomiast nogą i resztówką drugiej - na asfalcie.

Pojął, że znowu czekają go długie miesiące szpitala i rekonwalescencji, pobyty na wysłużonych dostawkach, głupawe rozmowy ze szlafrokami wychodzącymi na peta. Zrozumiał, że ponownie grożą mu odgrzewane wersje nudnych tematów i powrócą nudne omawiania tego, co tam, panie, słychać na szerokim świecie, co w polityce, gdzie tam komu co piszczy w trawie, że zacznie się przymulone komentowanie, wyjaśnianie, narzekanie, rewelacje o tym, co się ostatnio mówi, kto kogo gdzie na czym przyłapał, co na obchodzie, kiedy wypis, znowu zaczną się nieśmiertelne gadki o żonach, laskach i innych breweriach.

Pojął, że wkrótce spadną na niego odstręczające nastroje, krótkie żale zakończone smutkiem, zbędne chwile zastanawiania się nad swoim zbędnym życiem, zaczną się obsesyjne rozważania o rozlanym mleku. I ruszą lawiny poprzednich urazów i obaw, które, choć otrząsną się ze swoich zabliźnionych ran, a choć nastąpią, powolnie, majestatycznie, lecz nieuchronnie, to już niebawem nabiorą rozpędu i rozszczepią się na pojedyncze zmartwienia. I naraz ujrzał przed sobą wszystkie swoje lęki, wszystkie swoje zagrożenia, które nigdy dotąd nie były aż tak jednorodne, które przedtem były wieloznaczne, nie odzwierciedlały jednego przeżycia, jednego urazu, ale były sumą wszelkich utrat, kwintesencją tych, co już się wydarzyły i tych, co dopiero w nim nastąpią…

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura