Od kilku tygodni robię wszystko, żeby unikać włączania telewizji na Fakty czy Wiadomości. Bo wiem, jak moja żona przeżywa to GÓWNO, które wylewa się z ust wszelkich poncyliuszopodobnych.
Daleki jestem od zachwytów nad projektem Gowina, ale on przynajmniej nie próbuje - jak wcześniej rządzący - chować głowy w piasek i udawać, że problem nie istnieje.
Jesteśmy z żoną po nieudanym in vitro przed laty. Wszystkie embriony "wykorzystane". WSPANIAŁY synek adoptowany jako niemowle, WSPANIAŁA córka adoptowana, gdy miała 5 latek. Cieżka to była droga, cieżka jak cholera. I patrząc teraz na oboje śpiących dzieci, NICZEGO nie żałuję.
Jak ktoś ma ochotę, może się powyżywać. Nazwać mnie mordercą, zwyrodnialcem czy kimkolwiek. Porównać moje działania do aborcji, holocaustu czy czegokolwiek innego. Obiecuję niczego nie skasować. Żonie blogu nie pokażę (zresztą i tak o salonie nic nie wie)...