Soren Sulfur Soren Sulfur
721
BLOG

Polska winna dążyć do nuklearyzacji

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka Obserwuj notkę 21

Od momentu rozpoczęcia wojny na Ukrainie sprawy obronności są na porządku dziennym.  Budowa tarczy antyrakietowej, sprawnych sił zbrojnych, obrony terytorialnej - wszystko to potrzebne i logiczne, ale ostatecznie pytanie zawsze pozostaje: przecież jednak Rosja ma broń atomową?

Nawet jeśli uda się wykazać błędy w rozumowaniu, zawsze ten argument kończy dyskusję. Rosja to mocarstwo atomowe. Jak przed czymś takim ma bronić tarcza antyrakietowa? Helikoptery? Wyszkolenie?  Moskwa ma tyle ładunków nuklearnych, że Polskę może dosłownie zasypać.

Teoretycznie chroni nas parasol atomowy państw NATO. Poleganie na NATO jednak jest równie złudne co poleganie na UE. To nie są wieczyste organizacje, brak jest gwarancji, że będą istnieć za lat dziesięć czy nawet za rok, ani że będą chciały działać. Tworzenie obronności tylko w oparciu o te elementy to budowa zamków z piasku. Najgorsze, co można zrobić z punktu widzenia strategii to pozwolić, by nasze bezpieczeństwo zależało od woli działania kogoś innego. Nawet jeśli Polska gospodarka będzie podporą Niemieckiej istnieje zasadnicza różnica między obroną siebie a obroną konta w banku.

Bomba atomowa to odpowiednik broni palnej w stosunkach międzynarodowych - jest wielkim wyrównywaczem. Nie jest ważne czy kraj jest mały, czy duży, posiadanie arsenału jądrowego wyklucza bycie ofiarą. Nawet skromny arsenał stu-stu pięćdziesięciu gotowych do użycia ładunków skutecznie niweluje zagrożenie w myśl słów DeGaulle’a: „Nikt łatwo nie zaatakuje kraju, który może zabić 80 milionów Rosjan, nawet jeśli Rosjanie mogliby zabić 800 milionów Francuzów. To jest gdyby było tyle Francuzów.”

Czy Polska może sama zbudować bombę? Owszem. Mamy wiedzę, ekspertów. Za czasów gierkowskich prowadzono badania nad pozyskaniem ładunków wodorowych i neutronowych. Można spotkać się z opiniami, że gdyby istniała wola oraz odpowiednie środki, zbudowanie bomby zajęłoby przynajmniej pięć lat. Dziś tworzenie głowic atomowych to nie jest wiedza tajemna, za to nadal wymaga to sporej mobilizacji przemysłowej i dopracowania szczegółów. Niezbędnym i najdroższym elementem jest posiadanie własnych reaktorów jądrowych do produkcji materiału rozszczepialnego (chodzi o pretekst do jego produkcji, patrz niżej dop.Sulfur ). Tak się zaś składa, że nie tylko Polska miała (i ma) placówki „doświadczalne”, ale w nadchodzącej dekadzie ma powstać również elektrownia atomowa. Pod płaszczykiem zaspokajania potrzeb cywilnych Polska pozyska tą podstawową zdolność.

A środki przenoszące? Najskuteczniejsze są rakiety balistyczne. Polska dysponowała w latach 60-tych zaczątkami własnego programu rakietowego, jednak zostały one zarzucone na żądanie ZSRR. Obecnie stworzenie rakiety to program bardzo skomplikowany i wymagający, jednak da się go przeprowadzić również pod pozorem rozwijania zdolności kosmicznych - do celów cywilnych. Polska stworzyła swoją agencje kosmiczną, potencjał zaś, chodź skromny na tle innych państw, jest obiecujący. Tutaj jednak bez pomocy może być trudno. Szczęśliwie Ukraina ma jedną z najlepszych – rosyjskich - technologii rakietowych.

Sytuacja jest wiec podobna do tej z energią atomową - specjaliści są, zaczątki technologii także, oraz doświadczenia historyczne - zaczątki ich wykorzystania są zaś już obecne. W razie braku rakiet można użyć samoloty (pociski odpalane z odległości). Polska ma techniczne możliwości nuklearyzacji. Problem leży gdzie indziej.

Porządek światowy opiera się na kilku filarach, w tym na NPT, traktacie o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej. Jego przestrzeganie nie zależy do dobrej woli, ale od interesów największych graczy globalnych, którzy nowych państw atomowych nie chcą, gdyż zmniejsza to ich zdolność projekcji siły i moc wpływów. Najlepiej jest być krajem z bronią atomowa, gdy nikt inny jej nie ma. Względnie-gdy ma ją tylko kilka innych krajów.

Gdyby Polska zaczęła nuklearyzację nie groziłby nam los Korei Północnej-izolowanej i będącej wyrzutkiem społeczności międzynarodowej z innych powodów. Pakistan czy Indie zbudowały broń atomową. I nic im się z tego tytułu nie stało.  Jednak mogły to zrobić, ponieważ były w specyficznej sytuacji strategicznej, z dala od stref geopolitycznego ścisku. Indie rozwinęły broń  przeciwko Pakistanowi, Pakistan przeciwko Indiom. Obydwa państwa mają zupełnie odmienne geopolityczne położenie niż Polska – Pakistan był wspierany przez Chiny, mocarstwo atomowe. Nasz przypadek jest inny i bardziej przypomina casus Izraela czy Korei Południowej.

Kraj leżący w zapalnym punkcie globu musi utajnić swój program atomowy z w dwóch powodów - po pierwsze, ponieważ wtedy najlepszym sposobem na danie odporu jego arsenałowi jest nie dopuścić do jego powstania. Kusi więc swoich wrogów do wykonania ruchu wyprzedzającego. Po drugie dlatego, ponieważ mocarstwa uznają to za niebezpieczną prowokację destabilizującą ład światowy. Dlatego Korea Południowa broni atomowej nie rozwinęła, mimo iż jej sąsiad ją posiada, Izrael do dziś nie przyznał się, że ją posiada, a Iran swoje ambicje drogo przypłacił.

Polska, gdyby prowadziła nuklearyzację otwarcie, spotkałaby się z wielkim oporem ze strony sojuszników i ryzykowałaby reakcję ze strony Rosji. Koszt zbudowania broni niekoniecznie zwróciłby się - komplikacja sytuacji geostrategicznej Polski częściowo zbalansowałaby pozyskane korzyści. Utrzymanie takiego projektu w zupełnej tajemnicy byłoby współcześnie  praktycznie niemożliwe.

Znacznie korzystniejszym sposobem jest nuklearyzacja potencjalna. Na świecie istnieje parę państw, które gdyby chciały, to broń atomową mogą zbudować w krótkim czasie (ok.roku). To Korea Południowa, Niemcy oraz Japonia. Polska powinna zaadoptować ten sposób myślenia o broni atomowej. W przeciwieństwie jednak do tych państw, które po prostu mają opcję nuklearyzacji, my powinniśmy pójść o krok dalej.

Polska powinna tak rozwinąć swój program energetyki jądrowej oraz program kosmiczny, by być w stanie zbudować broń atomową ad hoc. Nie w przeciągu roku, ale znacznie szybciej. Jak szybko? Tak jak to tylko możliwe bez prowadzenia otwarcie programu atomowego. Innymi słowy cywilne programy powinny być tak skonfigurowane, by praktycznie były programami wojskowymi.

Dzięki temu bez formalnego posiadania takiej broni faktycznie dysponowalibyśmy jej strategicznymi efektami. Taka „broń potencjalna” miałaby nadal możliwości odstraszania, ale bez reperkusji międzynarodowych i problemów natury strategicznej. Nie prowokujemy w  ten sposób, lecz ostrzegamy. Nie łamiemy traktatu NPT, lecz go honorujemy. Wzrost napięcia, niestabilna sytuacja? Wystarczy wydać decyzję i za kwartał bomby są gotowe. Byłoby to zgodne z strategią „jeża” - budowy wojsk obrony, czyli czynienia z siebie celu maksymalnie trudnego, nieatrakcyjnego. W odpowiedzi na naciski moglibyśmy odpowiedzieć błyskawiczną nuklearyzacją której nie da się zatrzymać prewencyjnie ani dyplomatycznie ani militarnie. Obawa, że moglibyśmy do tego stopnia popsuć innym państwom szyki jest nad wyraz skuteczną metodą, gdyż wykorzystuje myślenie strategiczne przeciwko niemu samemu: „gdyby chcieli, to co mogą nam zrobić?”

 

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka