Natknąłem się na szczególnej urody prasową recenzję filmu. Nie odmówię sobie przyjemności przytoczenia kilku jej fragmentów.
Oto w styczniowym numerze "Filmu", pan Łukasz Knap omawia "Tamarę i mężczyzn", kinową premierę sprzed tygodnia, w reżyserii Stephena Frearsa. Pisze, między innymi, iż film ten, którego akcja dzieje się na wsi:
jest filmem z anachroniczną narracją i niegdysiejszymi bohaterami ubranymi we współczesne kostiumy. Wszyscy są biali i heteroseksualni, co jest wystarczającym powodem, żeby postawić reżysera i scenarzystę przed komisją ds. realizmu. Pod tym względem angielska wieś jest dziś dużo bardziej postępowa.
Dawno nie odwiedzałem polskiej wsi, nie wiem, jak tam u nas z postępem - może ktoś da znać?
Pan recenzent kontynuuje tak:
Tylko czy można na serio traktować realia opowieści, której motorem jest męskie pożądanie do kobiety z jednym atutem, czyli zoperowanym nosem? Zresztą wystarczy porównać "Tamarę..." z najnowszymi komediami romantycznymi albo z ostatnią ekranizacją "Ślubów panieńskich" Fredry, żeby przekonać się o bezpruderyjnym podejściu Frearsa do seksualności.
Konia z rzędem temu, kto rozbierze, o co autorowi w powyższym fragmencie mogło chodzić?
Na koniec, recenzent "Filmu" pisze o reżyserze, iż ten:
Puszcza też oko do współczesnej brytyjskiej kultury brukowej. Jej dziećmi są postacie dwóch angielskich blachar, które pełnią funkcję greckiego chóru - komentującego wydarzenia, ale też siejącego intrygi.
Nie jestem za dobry z klasyki, nie wiem, czy chór grecki "też siał intrygi", mnie natomiast zaintrygowało to, że postrzelona fanka perkusisty topowej kapeli oraz jej satelicka kumpela, wyglądające tak:
https://www.filmweb.pl/film/Tamara+i+m%C4%99%C5%BCczy%C5%BAni-2010-537022/photos/204584
https://www.filmweb.pl/film/Tamara+i+m%C4%99%C5%BCczy%C5%BAni-2010-537022/photos/204592
to taka brytyjska odmiana blachar.
Co ciekawe, pomimo że film jest taki zacofany, same twarogi i heterycy, panu jednak się podobało i ocenił, że pozycja dobra. Widocznie uznał, że zakalcowaty humor jest trendy.