Pawłowski Pawłowski
126
BLOG

Dlaczego lobby myśliwskie nie darzy miłością orła

Pawłowski Pawłowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 2
W Szkocji młodym ptakom drapieżnym przed opuszczeniem gniazda zakłada się obrączki z miniaturowym nadajnikiem. Z pomocą sygnału satelitarnego można śledzić przemieszczanie się tych ptaków. Ta praktyka spotkała się z ostrą krytyką środowiska łowieckiego.

Populacja orłów przednich w Wielkiej Brytanii (ponad 500 par) koncentruje się prawie w całości na terenie Szkocji. Istnieją trzy główne populacje w tym kraju, i dzięki nadajnikom GPS odkryto niedawno, że nie ma "wymiany krwi" między tymi oddzielnymi populacjami oraz że szkockie orły unikają latania nad większymi akwenami wodnymi, np. z wysp na stały ląd czy z wyspy na wyspę.

Ale wg. szkockiego związku łowieckiegoo (SGA- Scottish Gamekeepers Association) obrączkowanie tych ptaków jest zbyteczne a nawet okrutne. Już kilka lat temu stowarzyszenie wydało komunikat, iż o orłach wiemy już wszystko i nic nowego się nie dowiemy. Zatem obrączkowanie jest tylko szkodliwym ingerowaniem w bieg natury. Te słowa były wstępem do szerszej kampanii, uderzającej w organizacje chroniące przyrodę i oczerniającej ideę obrączkowania i śledzenia ptaków z pomocą technologii satelitarnej. W jej finale złożono petycję w szkockim parlamencie, wnoszącą o przeniesienie prawa do monitoringu ptaków na "niezależny" podmiot, nadzorowany przez rząd. Jak dotychczas, zadanie to spoczywa na RSPB oraz powiązanych agencji (organizacji zajmującej się ochroną ptaków w Wielkiej Brytanii). Policja również ma prawo wglądu do danych z monitoringu, jeśli podejmuje śledztwo w sprawie przestępstw dokonywanych na zwierzętach.

Petycja przedłożona przez lobby myśliwskie była długo rozpatrywana przez międzypartyjne komisje i ostatecznie parlamentarzyści ją odrzucili. Okazało się to być nie tylko fiaskiem działaczy z branży łowieckiej, hdyż cała sprawa uderzyła niczym bumerang w cały sektor. W szkockim rządzie uznano bowiem, że to właśnie komercyjne łowiectwo należy ująć w karby, a nie organizacje zajmujące się ochroną zasobów przyrodniczych. W prasie od dawna pojawiająły się zarzuty, iż to prywatny sektor łowiecki jest odpowiedzialny za nielegalne zabijanie orłów i innych lotnych drapieżców, które od 1981 roku są bez wyjątku objęte ochroną prawną.

Kiedyś brytyjskim orłom groziło całkowite wyginięcie. Ostatnim bastionem gdzie orzeł przedni przetrwał, były niedostępne szkockie góry. Orły były tępione ze szczególnym okrucieństwie od około1850 roku, kiedy w Szkocji zaczęto na masową skalę hodować owce. Powszechnie wierzono, że te wielkie ptaki na nie polują ( co było bzdurą, choć trzeba przyznać, że okazyjnie orły są w stanie porwać świeżo narodzone jagniątka). Szczęśliwie, trudne czasy przetrwał orzeł przedni i liczebność populacji wzrosła, gdy objęto je ścisłą ochroną w XX wieku. Mniej szczęścia miał inny gatunek orła, orzeł bielik, którego populacja na Wyspach Brytyjskich wyginęła bezpowrotnie. W ostatnich dekadach dokonuje się introdukcji tego gatunku, sprowadzając osobniki z licznej populacji norweskiej.

Orły mają się obecnie znakomicie pośród szkockich gór i południowych wzgórz. Jednak co jakiś czas w mediach pojawiają się doniesienia o martwych orłach,  celowo uśmiercanych. W ciągu 15 lat (w okresie przed 2017 r.) zanotowano ubytek 41 orłów. Znajdowane je martwe we wnykach, otrute lub zastrzelone, ale najczęściej po prostu znikały bez śladu, pomimo zakładanych ptakom nadajników satelitarnych. Śmiertelność tych królewskich ptaków w Szkocji jest 25 razy wyższa, niż gdziekolwiek indziej na świecie.

Już od dawna pojawiały się sugestie, że znikanie orłów może mieć wiele wspólnego z działalnością firm łowieckich, organizujących polowania na cietrzewie. Te podejrzenia wzmocniły właśnie dane z satelitarnego monitoringu orłów; ptaki znikały z radarów na lub wokół areałów,  gdzie poluje się na cietrzewie. Sygnał satelitarny zanikał a martwych ptaków nie udawało się odnaleźć w terenie. Nasuwa się konkluzja, że nieprzypadkowa była kampania branży łowieckiej, dyskredytująca obrączkowanie i śledzenie ptaków z pomocą nadajników GPS oraz zmierzająca do odebrania ornitologom prawa wglądu do danych z monitoringu.

Zresztą nie tylko orły padają ofiarą niezidentyfikowanych oprawców. Podobnie sprawa się ma z innym rzadkim ptakiem drapieżnym z rodziny jastrzębiowatych, błotniakiem zbożowym.  Na Wyspach Brytyjskich gniazduje ponad 100 par, głównie w Szkocji. Również młode ptaki tego gatunku są zaopatrywane w nadajniki GPS. I podobnie jak w przypadku orłów, wiele błotniaków znika z radarów śledzących ich ornitologów, czasami odnajdywane są martwe. Ich tempo ginięcia jest alarmujące. Obliczono, że średnia przeżywalność błotniaków po opuszczeniu gniazda to 4 miesiące, podczas gdy w okres rozrodczy te ptaki wchodzą dopiero po dwóch latach. Jeśli ten trend się utrzyma, nie wróży to dobrze błotniakom. Co ciekawe, najczęściej ślad po błotniakach urywa się na terenach polowań na cietrzewia lub w bliskim sąsiedztwie. Podobnie jak w przypadku orłów, trudno to zjawisko uznać za przypadkowe.

Szkocki rząd po zapoznaniu się z problemem, stanął po stronie środowisk chroniących ptaki. Że ptaki drapieżne padają ofiarą celowych prześladowań, świadczy chociażby nagranie kamery umieszczonej w pobliżu gniazda błotniaka- mężczyzna wypala ze strzelby do podnoszącego się do lotu drapieżcy, po czym zbiera pióra i odchodzi. 

Kilka dni temu w szkockim parlamencie uchwalono wreszcie nową ustawę (Widlife Managment and Muirburn Bill), która nakłada konieczność uzyskania licencji na organizowanie polowań na cietrzewia, zakładanie wnyków i pułapek oraz wypalanie wrzosowisk (to ostatnie jest stosowane dla zwiększenia różnorodności flory). Licencje na odstrzał cietrzewi mogą zostać cofnięte, jeśli na terenie łowisk dojdzie do naruszenia ochrony gatunków zagrożonych, jak ptaki drapieżne właśnie. Dodatkowo, szkocki oddział RSPCA (brytyjskie stowarzyszenie działające w obronie praw zwierząt) uzyskał ekstra uprawnienia do przeprowadzenia dochodzeń na terenach łowieckich.

Nie tak zapewne sprawy miały się potoczyć, gdy lobby łowieckie składało petycję w parlamencie. Najwidoczniej stwierdzenia typu "o orłach wiemy już wszystko" tylko zaszkodziły. Po zatwierdzeniu ustawy BASC (Brytyjskie Stowarzyszenie na rzecz Odstrzału i Konserwacji) wydało oświadczenie, iż nowe regulacje "są niemożliwe do wdrożenia i przyniosą szkodę lokalnym ekonomiom".

Cała afera, która zaczęła się od petycji środowisk łowieckich, ma też szerszy podtekst. Dla szkockiej opinii publicznej jest to prawdopodobnie sprawiedliwe zakończenie - polowania są kojarzone z ludźmi z wyższych sfer, skłonnych do fanaberii. Do tego są napędzane przez chęć dodatkowego zysku ze strony właścicieli ziemskich, zarządzającymi rozległymi pustkowiami, na obszarze których poluje się na ptactwo, jelenie czy lisy. Posiadacze ziemscy mogą budzić skojarzenia z rugami z XIX wieku, kiedy to wywłaszczano szkockich góral, by zamienienić szkockie góry w olbrzymie pastwiska owiec. Nic dziwi zatem, że przeciw wspomnianej wyżej ustawie ustawie głosowali tylko szkoccy konserwatyści (30), partia, która tradycyjnie związana była z arystokracją ziemską. Szkoccy entuzjaści ochrony przyrody wskazują, że teraz kolej, by w Anglii nałożono podobne restrykcje na organizacje łowieckie. Biorąc pod uwagę, że angielska Partia Konserwatywna ma bardzo mocną pozycję, sądzę że to nie nastąpi.

Wlygąda jednak na to, że w Szkocji aktywiści z branży łowieckiej strzelili sobie w stopę. Cała ta kuriozalna sytuacja przypomniała mi skecz z Latającego Cyrku Monnthy Pythona - grupa myśliwych wyrusza na polowanie, strzelając gdzie popadnie a pod koniec dnia wracają poturbowani, niosąc na drągu ustrzelonego małego ptaszka. Myśliwy strzela, pan Bóg kule nosi. 

 



Pawłowski
O mnie Pawłowski

Mam wiele przemyśleń na wiele tematów, staram się jednak unikać politykierstwa

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo