Na galaktycznych krańcach wyobraźni,
Gdzie nie ma masy, energii i czasu,
Gdzie Bóg nie sięga, co pewnie go drażni,
Tam myśl spogląda na ogród z tarasu.
Ten raj stworzyła łza nieuroniona,
Tkając z majaków bez chwil, bez wytchnienia,
Wyczekiwane miłości ramiona,
Smaki i barwy poznane z istnienia.
Tam dom łagodny, nieciasny ogromnie,
Spleciony z wody na igle kompasu,
Wysiała magia, gdy ja nieprzytomnie
Pływałem w gwiazdach od czasu do czasu.
Ten świat tam znaczy tylko kształt konieczny,
Reszta iluzji to chęć w wieczność wbita,
Tak niefizyczna, że duch jest bezpieczny
I z mych pamięci nieskończoność czyta.
Gdy życie pryśnie swą siłą ulotną,
A przed niechwilą, kiedy śmierć łaskawa
Zechce mnie pożreć nicością pierwotną,
Tam czmychnę niczym gorączkowa zjawa.