payssauvage payssauvage
1896
BLOG

KOD szuka rolnika, a w gospodarstwach rolnych... #czarnyprotest

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 25

No proszę, kto by pomyślał? Okazuje się że teraz MWzWM (młodzi wykształceni z wielkich miast) już się nie liczą, bo obecnie w modzie są SDPP (starzy, doświadczeni po przejściach). Może zresztą nie tyle "w modzie", ile w KOD-zie. Oto Mateusz Kijowski zapytany na spotkaniu w Olsztynie o to, dlaczego w tym jego całym Komitecie Obrony Demokracji jest tak mało młodych ludzi stwierdził: "Po pierwsze uważam, że młodość jest mocno przereklamowana. Doświadczenie, mądrość życiowa to są te wartości, na których można coś trwałego zbudować."  Patrzcie państwo! A ileż to było natrząsania się z „moherowych beretów” i nadymania „młodych, wykształconych” lemingów, lansowanych na sól ziemi czarnej, jak stroje i podniebienia nieprzejednanych aborcjonistek. I to jeszcze niecałą dekadę temu. Wtedy nikt nie mówił o tym, jak cenne jest „doświadczenie i mądrość życiowa”, było za to sporo grożenia palcem, że jak ktoś nie nadąża za nieubłaganym postępem, to wyginie „jak dinozaury”.

Inna sprawa, że nawet lemingi potrzebne były jedynie jako wyborcze mięso armatnie, co wprost oznajmił im swego czasu nadredaktor gazety wiadomej, który bodaj w 2011 r. surowo przykazał im, by karnie stawili się przy urnach i zagłosowali na partię miłości, a potem to już mogą spadać na zmywak do Irlandii. No, oczywiście nie wyraził tego tak brutalnie, ale sens jego słów by właśnie taki. Obecnie jednak młodość okazuje się passée, a liczy się „doświadczenie życiowe” – jak rozumiem najlepiej takie, zdobyte w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego albo Spraw Wewnętrznych PRL. To nie jest jednak tak, że młodych od KOD-u się odpycha –  wręcz przeciwnie. Problem jednak w tym, że, jak utrzymuje Kijowski, młodzi, którzy chcieliby się zapisać do Komitetu Obrony Demokracji są „zastraszani” i to nawet, horribile dictu!, w korporacjach międzynarodowych. „Jedno z ważnych wytłumaczeń[dlaczego młodzi nie garną się do KOD-u] jest takie, że mamy bardzo dużo sygnałów, że ludzie są po prostu zastraszani. Nawet w korporacjach międzynarodowych zachęca się ludzi, żeby nie pojawiali się publicznie w miejscach, gdzie mogą być skojarzeni z jakąkolwiek działalnością polityczną. W podtekście się rozumie, że chodzi o KOD” – twierdził Kijowski.  Bardzo lubię takie „mądrości”. To może nie jest tak spektakularne, jak słowa pani Scheuring-Wielgus walczącej z „dyktaturą kobiet”, albo Ryszarda Petru wysyłającego chłopaków do ginekologa (ciekawe czy jego już ginekolog zbadał), ale jak się zastanowić to sensu w tym tyle samo. Ja już pomijam fakt, że KOD jest nam stręczony jako „oddolny ruch społeczny”, a więc tym bardziej wspomniane zastrzeżenia nie powinny się do niego odnosić, ale na jakiej zasadzie pan Kijowski uważa, że zniechęcanie do pojawiania się w miejscach, gdzie można być „kojarzonym z działalnością polityczną” odnosi się do jego organizacji, a nie – dajmy na to – do ONR, wie chyba tylko sam Pan Bóg.

Okazuje się jednak oko Saurona, pardon, nie żadnego „Saurona”, tylko komitetu. No, więc oko komitetu spoczęło nie tylko na młodzieży, ale też na rolnikach indywidualnych. Wychodzi na to, że nie tylko rolnik szuka żony, ale również KOD szuka rolnika. Kijowski zdradził, że jego organizacja ma „programy, które wychodzą w stronę rolników", a jak już wyjdą w ich stronę, to prawnicy z KOD podobno nawet „organizują spotkania, podczas których tłumaczą rolnikom w jaki sposób zmiany w prawie mogą wpłynąć na ich życie”. A że wpłyną źle i wszystko to wina PiS, nie trzeba chyba tłumaczyć. Nie zdziwię się tedy, jeżeli już wkrótce rolnicy masowo zasilą szeregi komitetu, nawet jeżeliby mieli to być tacy „rolnicy”, jak ci, co to swego czasu zapisali się do PSL, mimo że przez 4 lata byli posłami Ruchu Palikota. Zresztą, tacy są nawet lepsi, bo od razu wytresowani w nowoczesności i nie trzeba im tłumaczyć, że jak Krzysiek przebierze się w kieckę i zacznie chodzić w szpilkach, to należy się z tego cieszyć i tytułować go „Anna”.

A tak w ogóle, to bardzo możliwe, że właśnie rolnicy stanowią awangardę postępu, a w gospodarstwach rolnych bije źródło nowoczesności. W każdym razie nie można tego wykluczyć, zwłaszcza, że poszlaki wskazujące, że coś jest na rzeczy daje sama „Gazeta Wyborcza” piórem niejakiej Aleksandry Klich, która napisała: „Panie prezesie Kaczyński, dziś suweren nie idzie do pracy. Dyrektor teatru daje wolne aktorkom, dziekan uczelni - studentom. Matki wypisują córkom usprawiedliwienia nieobecności w szkołach. Pozamykane będą sklepy, żłobki, domy kultury, kliniki, biura rachunkowe, myjnie, gospodarstwa rolne. W Zgierzu, Warszawie, Golczewie, Łodzi, we Wrocławiu. W całej Polsce.”Zadumałem się i oczyma wyobraźni ujrzałem tych rolników (i rolniczki), którzy jak Polska długa i szeroka nie dają zwierzętom jeść, nie wyrzucają obornika, nie doją krów, tylko w imię kolejnej lewackiej szajby malują węglem na ścianie obory hashtag #czarnyprotest. Bo chyba tak to widzi miastowa paniusia, której wydaje się, że mleko bierze się z kartonu, mięso z Biedronki, a taki rolnik jeden z drugim pracuje od 8.00 do 16.00, a potem to już może iść protestować przeciw aborcji. Tak sobie pomyślałem – jak to jednak dobrze być dziennikarzem/dziennikarką mejstrimowej gazety, zamkniętym w lewicowym getcie, walczącym z urojonymi problemami, z dala od prawdziwego życia. Ileż to kobiet tyrających po tych różnych lidach, albo biedronkach, w gospodarstwach rolnych, albo w okienku gdzieś na zapyziałej poczcie chętnie by się zamieniło i stukało w klawiaturę (ostrożnie, żeby manikiuru nie zniszczyć) to nadęte, kabotyńskie: „Panie prezesie Kaczyński, dziś suweren nie idzie do pracy.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka