hrabia Pim de Pim hrabia Pim de Pim
80
BLOG

Rejwach o szyld w Auschwitz

hrabia Pim de Pim hrabia Pim de Pim Polityka Obserwuj notkę 22

Zuchwała kradzież żelaznego szyldu z Muzeum Auschwitz z niemiecko-języcznym napisem "ARBEIT MACHT FREI" wywołała niezgorszy rejwach w mediach. Komentatorzy w mediach snują hipotezy kto mógł dokonać tego bulwersującego czynu, a organizacje żydowskie na świecie oraz wysocy rangą przedstawiciele Izraela, Instytutu Yad Vashem itp. wyrażają swoje oburzenie faktem rzekomego zbeszczeszczenia pamięci ofiar Holokaustu i żądają od polskich władz natychmiastowego wykrycia i ukarania sprawców. Władze innych państw, w tym Niemiec, wypowiadają się bardziej powściągliwie albo wcale. Warto w powstały harmider wnieść kilka rzeczowych spostrzeżeń oraz szczyptę logiki.

1. Jeśli chodzi o przedmiot kradzieży, to miał on postać charakterystycznego, znanego na całym świecie falistego napisu z żelaznej blachy. Jak wiele elementów wyposażenia Muzeum także napis był poddawany konserwacji, a przy okazji wykonano jego kopię (kopie?) w skali 1:1. Jest to standardowa procedura w wielu Muzeach świata. Częstą praktyka jest również przechowywanie oryginału eksponatu w magazynie i ekspozycja repliki. Napis z blachy nie jest dziełem sztuki i kopia nie różni się istotnie od oryginału. Skąd pewność, że ukradziono oryginał? Nie zdziwiłbym się, gdyby było inaczej. Dodatkową przesłanką przemawiającą za tą hipotezą jest dla mnie fakt iż Muzeum zadziałało rutynowo i niemal natychmiast zainstalowało nowy napis.

2. Miejscem kradzieży jest wprawdzie Muzeum Auschwitz-Birkenau, ale obóz w Auschwitz składał się jak wiadomo z kilku podobozów. Skradziony szyld był przez Niemców zainstalowany w obozie Auschwitz I. Przypomnijmy kilka faktów. Obóz Auschwitz I został założony w 1940 roku jako miejsce uwięzienia, przymusowej pracy i eksterminacji polskiej inteligencji i członków powstającego ruchu oporu. Pierwsza grupa więźniów - Polaków - została do Auschwitz przywieziona z Tarnowa w czerwcu 1940 r. Niemieckie "Endloesung der Judenfrage" postanowiono ostatecznie na konferencji w Wannsee w 1942 roku, miejscem zagłady europejskich Żydów miał być nowo zbudowany obóz Auschwitz-Birkenau, oddalony od Auschwitz I o ok. 2 km, a pierwsze transporty Żydów dotarły do Auschwitz-Birkenau na wiosnę 1942 roku. Niemiecki napis "ARBEIT MACHT FREI" z obozu Auschwitz I, podobnie jak obozowa orkiestra złożona z więźniów, wiele mówi o niemieckiej mentalnosci i swoistym poczuciu humoru, ale z pewnością nie ma żadnego związku z Żydami, którzy nie przyjeżdżali do Auschwitz do pracy lecz na śmierć. Z Auschwitz-Birkenau - faktycznym miejscem, w którym odbywała się zagłada Żydów ale także jeńców rosyjskich, kobiet itp. - kojarzy się wszystkim nie przewrotny napis witający więźniów przekraczających bramę Auschwitz I, ale słynna brama wjazdowa tego obozu, rampa kolejowa do wyładunku i selekcji ofiar oraz ruiny krematoriów. Z powyższego wynika, że to Polacy są głównymi zainteresowanymi wykryciem sprawców przestępstwa, a poruszenie oficjalnych czynników w Izraelu może mieć inny powód niż deklarowany.

3. Kradzież metalowego szyldu miała by sens, gdyby przyjąć zasadę stosowaną czasem przez muzealników i konserwatorów zabytków, polegającą na eksponowaniu jedynie obiektów oryginalnych. W Muzeum Auschwitz zastosowano takie podejście do niszczejącej substancji zabudowań krematoriów i baraków w obozie Auschwitz-Birkenau, gdzie nie rekonstruuje się zniszczonych obiektów, ale prowadzi prace zachowawcze. Gdyby przyjąć literalnie taką samą wykładnię w stosunku do skradzionego napisu bramnego z Auschwitz I, to nie wolno byłoby zainstalować jego repliki i tym samym niemiecko-języczny szyld powitalny przestałby kłuć w oczy. Tym samym zniknąłby jeden z naocznych dowodów niemieckości nazistowskiego obozu koncentracyjnego, a wykreowane w nieprzyjaznych Polsce zagranicznych mediach pojęcie "polskie obozy zagłady" zapuszczające coraz głębsze korzenie w świadomości odwiedzających obóz turystów z całego świata przestałoby być tak ewidentnie kwestionowane.

4. Prawdę mówiąc, to niepomiernie dziwi mnie pryncypialne stanowisko Izraela i Yad Vashem w sprawie niewyjaśnionej dotąd kradzieży muzealnego obiektu w Polsce nie związanego bezpośrednio z pamięcią żydowskich ofiar Auschwitz. Nie dawniej niż w maju 2001 roku Izraelczycy wykradli z Drohobycza (obecnie na Ukrainie) odkryte kilka miesięcy wcześniej malowidła ścienne (freski) wykonane tam w okresie okupacji przez Brunona Schulza, piszącego po polsku pisarza i grafika, nagrodzonego przed wojną za swoją prozę Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury. Ani Izrael ani Instytut Yad Vashem nie miał żadnego tytułu prawnego do spuścizny po Schulzu. Freski zostały wykradzione z dawnego domu Niemca Landaua i bez zgody władz Ukrainy wywiezione do Izraela, gdzie są obecnie eksponowane w Yad Vashem (zobacz 10 slajdów na stronie NYT - nie ma tam ani słowa o sposobie pozyskania malowideł!). Ostatecznie Ukraina za formalne uznanie swojej własności zgodziła się wypożyczyć skradzione obiekty na 20 lat, a kradzież została zalegalizowana. Czy można z całą pewnością wykluczyć, że napis z Auschwitz nie pojawi się pewnego dnia na jakiejś zagranicznej wystawie?

5. Kradzież została przygotowana i wykonana profesjonalnie. Niewielu złomiarzy ma odpowiednie kwalifikacje, a słynny kasiarz Kwinto z pewnością nie podniósłby ręki na wyposażenie muzeum w dawnym obozie, którego mógł być pensjonariuszem. Mogły to zrobić na przykład służby specjalne. Jeżeli wykluczymy służby polskie to pozostaje pytanie: qui prodest? Wiele do myślenia daje postawa tych, którzy korzystając z każdej okazji stawiają Polskę pod pręgierzem międzynarodowej opinii publicznej, przy bierności mediów polskich ograniczających się do relacji z nagonki.

lubię celne riposty, doceniam bezinteresowność, erudycję, autoironię i poczucie humoru piszę z przerwami od 2007 roku, współpracowałem z portalami : Wolni i Solidarni, POLIS MPC, Blogmedia24, Niepoprawni.pl, Nieznudzeni Polską.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka