Stała się rzecz niesamowita. Dziesiątki lat nieskutecznej walki o zmniejszenie prędkości na polskich drogach wydawały sie pracą Syzyfa. Najważniejsze osoby w państwie, słuzba uzbrojona w środki przymusu, broń palną i bloczki mandatowe nie potrafiły tego zmienić. Niewzruszone słupy z fotoradarami pracujące 24 godziny na dobę, nie dały rady.
A tu nagle kilka dni, wystarczyło że ciężarówki wjechały na drogi lokalne i "średnia prędkość poruszania sie po Polsce zmalała dwukrotnie, trzykrotnie"...
Pani Ziutka z Katowic do koszalina jechała 2x dłuzej. Pan Henio z Gdańska do Rzeszowa jechał 3x dłuzej!
W mediach, w komunikatach rządowych winno nie gasnąć radosne Alleluja! Policjanci winni być pijani ze szczęścia, że nie muszą ciągnąć 3 etatów!
A tu jakieś oburzenie, próby karania, zabraniania??!??
Czyżby te lane przez lata krokodyle łzy nad losem Polaków narażonych na żer drogowego piractwa, to taka hucpa i pic na wodę? Czy chodziło o to tylko, by doić Polaczków z tej 1/5 pieniędzy, pozostałych po bandyctwie podatkowym?
Swoją drogą nie przypuszczałem, że dożyję czasów kiedy oficjalnym stanowiskiem będzie wezwanie Polaków do szybszej jazdy!