Marszałek Senatu Tomasz Grodzki nawiedził Stany Zjednoczone. Podczas tej wizyty, nawiązując do jesiennych wyborów w Polsce oświadczył, że zwycięstwo obecnej koalicji rządzącej oznacza, iż Polska będzie „w tarapatach” i krajowi grozi „miękki autorytaryzm”. Nic nie zmyślam, naprawdę tak powiedział, a ja wymiękłem, jak ten pisowski totalitaryzm. Szlag mnie o mało nie trafił.
No, bo jakże to tak?! Miękki totalitaryzm, kiedy Janina Ochojska mówi o masowych grobach uchodźców przy białoruskiej granicy? Kiedy Adam Michnik „bardziej obawia się rządów partii Jarosława Kaczyńskiego niż Putina”? Przecież nie po to wytrawny dziennikarz śledczy Tomasz Piątek zdemaskował pisowskiego ministra obrony jako ruskiego agenta, żeby teraz Grodzki o miękkim totalitaryzmie bredził.
Donald Tusk żyły sobie wypruwa, żeby w Polsce „ zrobić porządek żelazną miotłą”. Mecenas Giertych i minister Sikorski płuca wypluwają, żeby spółce pisowskiej tyranii z putinowską bandyterką uniemożliwić rozbiór Ukrainy. Tomasz Lis, czyli arystokracja polskiego dziennikarstwa, ogłasza, że obecna Polska ma cechy państwa faszystowskiego.
Mało tego, konstytucja zdeptana. Trybunał Konstytucyjny zgwałcony. Gospodarka rozkradziona. Niebinarni prześladowani. Aborcja zabroniona. Gazeta Wyborcza ścigana. Tymczasem Grodzki spokojniutko, jakby na jakiejś senackiej majówce był, mówi Amerykanom, że Polska „będzie w tarapatach”. No, ludzie! Faszyzm mamy już nawet nie u bram, ale w trzewiach ojczyzny, a trzecia osoba w państwie słodko pierdzi o tarapatach!
Czy ten Grodzki z jakimś symetrystą albo co gorsza pisowcem, za przeproszeniem, na łby się pozamieniał? A może jest po prostu przewidujący i szykuje sobie miękkie lądowanie w trzeciej kadencji rządów PiS?
