Ruda Zołza Ruda Zołza
864
BLOG

Księgowa. Pracownik jak inni.

Ruda Zołza Ruda Zołza Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Są takie zawody, których przedstawiciele cieszą się sympatią, prestiżem, którymi ludzie ich niewykonujący się interesują.
Niektórzy na imprezie, u cioci na imieninach i we wszelkich innych sytuacjach społecznych, będą pytani o swój zawód, będzie im okazywany szacunek, w niektórych wypadkach zazdrość. Taki lekarz, albo informatyk... W najgorszym wypadku zostaną poproszeni o darmową poradę ;)

Co do mnie, to wystarczy, że w towarzystwie przyznam się, że jestem księgową, żeby zapadła niezręczna cisza. Ktoś z nieśmiałym uśmiechem rzuca: „Ja to bym nie mógł w tych cyferkach tylko, to strasznie nudne musi być”. Ktoś inny szybko zmienia temat.

Takie opinie są wynikiem niewiedzy, jednak dziś nie zamierzam was przekonywać, że mój zawód jest interesujący i satysfakcjonujący. Chcę wam opowiedzieć o nim coś innego. Coś, co może się wam wydać wspólne dla mojej i waszej pracy zawodowej.

Impulsem do tej opowieści był następujący ciąg zdarzeń:
1) Od jakiegoś czasu pojawiają się sygnały, że mój zawód miałby znów zostać uregulowany. Czyli, żeby go uprawiać w ramach działalności gospodarczej, trzeba by było mieć certyfikat. Żeby zdobyć certyfikat, należałoby zdać określony egzamin.
2) Ministerstwo Finansów i Stowarzyszenie Księgowych w Polsce przeprowadzało sondaże wśród przedsiębiorców i pracodawców księgowych na temat jakości usług po tym, jak kilka lat temu nastąpiła deregulacja zawodu księgowego (już kiedyś certyfikaty obowiązywały, potem to zniesiono).
3) Wyniki wspomnianych sondaży wskazują, że nasi klienci i pracodawcy źle oceniają naszą pracę. Według nich popełniamy więcej błędów niż przed deregulacją, młodzi adepci zawodu nie są dostatecznie przygotowani do zawodu, nie chcą się uczyć nowych rzeczy, nie znają programów księgowych. Ogólnie, jesteśmy do bani.

Pracuję w tym zawodzie od 14 lat. I po wszystkim, co widziałam i czego doświadczyłam, takie oceny odczuwam jako głęboko niesprawiedliwe.

Już widzę, jak wielu z was się zżyma: „Twoje jednostkowe doświadczenie to nie statystyka. Nie znasz ogólnego obrazu.” Miałam takie same wątpliwości. Dlatego postanowiłam zapytać księgowych z całego kraju o warunki ich pracy. Chciałam się dowiedzieć, czy patologie (tak!) rynku pracy, które zaobserwowałam w firmach, w których pracowałam, występują gdzie indziej. Moją ankietę wypełniły 153 osoby. Reprezentowane są wszystkie województwa. Sondaż był skierowany do księgowych i kadrowych, bo nasze zawody są niemal ze sobą zrośnięte, musimy ze sobą współpracować bardzo blisko, a charakterystyka funkcjonalna obu zawodów jest, w mojej ocenie, niezwykle zbliżona.

Zakładam, że niewielu z was będzie chciało czytać bardzo długą, pogłębioną analizę wyników tej ankiety. Dlatego dziś skupię się na najważniejszych, moim zdaniem, jej punktach. Szczegółowy opis wyników ankiety opublikuję nieco (?) później. Choćby z szacunku dla tych, którym chciało się ją wypełnić. Mam jednak nadzieję, że zapoznają się z nim nie tylko oni.

W pierwszej kolejności, chciałam wam przedstawić moich respondentów. Nie, nie zacznę od danych demograficznych, rozkładu wysokości wynagrodzenia ani stanowisk. Chciałabym, żebyście zobaczyli, z jakim rodzajem ludzi mamy do czynienia.

Dla jasności: uważam, że cechy, które za chwilę przedstawię, są wspólne dla większości (o ile nie wszystkich) pracujących osób. Dlatego byłabym bardzo zainteresowana wynikami podobnych sondaży w innych branżach. Bo jeśli czegoś nie wiemy, to wystarczy zapytać ludzi – dziś, w dobie internetu i mediów społecznościowych to naprawdę nie jest wielkie wyzwanie.

Bardzo mi zależy, żebyście czytając resztę tego tekstu mieli z tyłu głowy odpowiedzi, jakie padły na te pytania. Bez komentarza. Czyste wykresy.

image



image


image


image




Żeby było jasne: w pytaniach P2, P3, P4 było więcej odpowiedzi do wyboru. Tak to wyglądało:

image



Jednak nikt, podkreślam: NIKT, nie wybrał jednej z dwóch opcji z „nie”.

Moim zdaniem waga tego jest nie do przecenienia. Ciągle słyszę o leniwych, roszczeniowych pracownikach. Tymczasem ludzie chcą być rzetelni i uczciwi. Trzeba im tylko dać szansę, stworzyć warunki. A jeśli ktoś z was uważa, że ludzie tak odpowiadają (w anonimowej ankiecie!), bo chcą się wydawać sobie i światu lepsi, niż są w rzeczywistości, to, w mojej ocenie, projektuje na innych swoje własne skłonności. Stare ludowe powiedzenie, że każdy mierzy własną miarą (w wersji z piaskownicy: każdy sądzi po sobie) jest efektem doświadczeń i obserwacji zbieranych przez pokolenia. Nie ma podstawy naukowej, jest intuicyjne. Niemniej współczesna psychologia dość dobrze rozpoznała mechanizm projekcji.

W kontekście uczciwości zawodowej (choć nie tylko) zwracam waszą uwagę na ciekawe badanie dr Marii Czajkowskiej-Białkowskiej, realizowane w 2021 roku, "Uczciwość jako wartość w przestrzeni organizacyjnej". Jego wyniki i opracowanie dostępne są tutaj: https://zeszyty-naukowe.uek.krakow.pl/article/viewFile/2153/1561

Zanim przejdziemy do zasadniczej części opowiadania, poznajmy jeszcze jedną cechę naszego bohatera. Bowiem okazuje się, że jest on... bohaterką.

image

Księgowość jest wysoce sfeminizowana, praca w działach kadr także. Dlatego właśnie będę w tekście używać żeńskiej formy „księgowa”. Proszę was jednak, abyście pamiętali, że mowa o księgowych i kadrowych płci obojga.

Opowieść zaczyna się od tego, że księgowa podejmuje zatrudnienie. Czy jest to biuro rachunkowe, czy też wewnętrzny dział księgowości w firmie – zakres obowiązków, jakie powierzy się nowemu pracownikowi może być naprawdę różny. Tymczasem 30% księgowych w chwili podjęcia zatrudnienia nie zna zakresu swoich obowiązków, a ponad 60% z nich w praktyce wykonuje więcej obowiązków, niż wynika z pierwotnych ustaleń.

image



image


Najciekawsze, jak zwykle w tego typu sondażach, kryje się w otwartych odpowiedziach pod hasłem „Inne”. Mamy tutaj np. konieczność „obsługi” prywatnych spraw szefów, ich rodziny i znajomych, a także stwierdzenie: „robię wszystko, co jest potrzebne”. Szkoda, że autorka (autor?) nie uszczegółowiła odpowiedzi, bo w tym „wszystko” może się zawierać zarówno szerszy zakres obowiązków typowo księgowych, ale też np. sprzątanie biura, obsługa korespondencji czy właśnie załatwianie prywatnych spraw szefa. O tych „dodatkowych czynnościach” będzie jeszcze szerzej mowa w dalszej części.

Nałożenie na pracownika większej ilości obowiązków niż wynika to z pierwotnej umowy musi rodzić pytanie o możliwości wykonania ich wszystkich w obowiązującym w Polsce czasie pracy. Jeżeli słowo „księgowa” kojarzy się wam z nadgodzinami, to bardzo słusznie. Zaledwie 26% z nas nie pracuje ponad normę czasu pracy, a tylko 33,5% bierze nadgodziny w wyjątkowych sytuacjach. 39,3% księgowych co najmniej kilka razy w miesiącu pracuje w tym trybie.

image


I znowu mamy w sekcji otwartej ciekawostki, np.:


  • jestem jedyna, która nie bierze nadgodzin; w zamian spotyka mnie mobbing;
  • nadgodzin jako takich nie robię, ale muszę łączyć się zdalnie podczas dłuższego urlopu;


a tu autorka się rozwinęła (dzięki!):

  • Wszystkie moje koleżanki w chwili zatrudniania miały postawiony warunek nieodpłatnej pracy w jedną sobotę w miesiącu. Mnie tego warunku nie postawiono, więc udaję idiotkę i z uśmiechem mówię, że za tę sobotę, to ja biorę za tydzień wolny dzień. Gdy szefowa się zorientowała, że ze mną numer z nieodpłatnymi nadgodzinami nie przejdzie, pilnuje, żebym broń boże nie zostawała po godzinach. Ale też szybko uznała, że mnie w firmie nie chce - jestem w okresie wypowiedzenia.


Dopełnieniem tego jest ocena samych pracowników dotycząca adekwatności ilości i jakości obowiązków służbowych do wymiaru czasu pracy.

image


Odpowiedź otwarta na to pytanie: „Czasu mi wystarcza, ale tylko dlatego, że jestem sprawna i taki mam charakter, jednak moim zdaniem zakres obejmuje co najmniej 2 osoby.” jest chyba sama w sobie wystarczającym komentarzem. Zresztą (trochę uprzedzając dalszą część opowieści), przypadek tej respondentki jest dość symptomatyczny choć dla nieznających realiów naszego zawodu może być szokujący: wykształcenie podyplomowe, staż pracy w księgowości w przedziale 21-25 lat, stanowisko głównej księgowej i – uwaga! - wynagrodzenie brutto w przedziale 5001 – 6000 zł brutto. Zatem, zanim następnym razem powiesz, albo przyjmiesz bezkrytycznie twierdzenie, że księgowe dobrze zarabiają, to przypomnij sobie o tej osobie i weź pod uwagę odpowiedzialność, jaka na tej osobie spoczywa, wiedzę, jaką musi mieć i ciągle aktualizować, a także to, że często musi rezygnować z wielu rzeczy, które są dla ciebie normą: urlop, czas spędzony z rodziną, odpoczynek – i dopiero z tym zestaw te „dobre” zarobki.

Choć napisałam wcześniej, że zakres obowiązków księgowej może być bardzo różny, to jednak da się wyodrębnić czynności typowo księgowe, które na ten zakres powinny się składać. Ujmując rzecz w dużym skrócie i jeszcze większym uproszczeniu (dla nie-księgowych), nasza praca polega na księgowaniu – czyli ewidencjonowaniu operacji gospodarczych zachodzących w firmie – naliczeniu podatków, wysyłce deklaracji podatkowych. To tak na co dzień. Bo przecież jeszcze co jakiś czas (wcale nie tylko raz do roku) musimy sporządzać różne sprawozdania (na przykład dla Głównego Urzędu Statystycznego – to, co słyszysz w mediach o gospodarce, jest wynikiem naszej pracy, to od nas GUS, a potem politycy, dostają dane, którymi częstują cię z telewizora). Kadrowa co miesiąc musi naliczyć twoje wynagrodzenie i wysłać deklarację ubezpieczeniową. Błogosławione te dni, kiedy nie „wyskakuje” nic nadzwyczajnego, w rodzaju awarii serwerów rządowych (albo serwerów w naszych firmach), kontroli skarbowej, nietypowego zdarzenia, które wymaga dodatkowej wiedzy nie tylko podatkowej, ale także w zakresie poprawnego udokumentowania go, błąd w dokumentacji i tym podobne, i tak dalej. Ze wszystkimi tymi zadaniami mamy naprawdę wystarczająco dużo pracy, żeby wypełnić co do minuty pięciodniowy tydzień pracy po osiem godzin dziennie. Mimo tego oczekuje się, że zrobimy całą masę rzeczy – najczęściej tych niewdzięcznych, czasochłonnych, żmudnych, o których myśli się, że „księgowa będzie wiedziała” (ciekawe, że z taką łatwością nikt nie zwraca się do prawników z tymi „drobiazgami”; może dlatego, że prawnik za identyczną czynność policzyłby sobie słoną cenę za każdą minutę na niej spędzoną).

image


Widzicie to? Jedynie 5% osób twierdzi, że ich dnia pracy nie „dociążają” żadne czynności dodatkowe, niezwiązane z księgowością albo kadrami. Okazuje się, że moje czternastoletnie doświadczenie w zawodzie nie dało mi pełnego obrazu tego, co można zlecić księgowej do wykonania w ramach obowiązków służbowych. Poza zaproponowanymi przeze mnie odpowiedziami, w sekcji otwartej znalazły się takie wypowiedzi:

  • Tak, do moich zadań należy pomoc współpracownikom z działu administracji, prowadzenie kasy firmowej (gotówka na zakupy i tankowanie samochodu);
  • Tak, firma przyjmuje na praktyki nowych pracowników których później nie zatrudnią, ale ma korzyści finansowe z OHP za przeprowadzenie praktyk, gdzie nie ma za tą dodatkową naukę dodatków do wypłaty;
  • Czasem mam wrażenie, że jestem księgową, sekretarką, prezesem zarządu – niańczymy naszych klientów, praktycznie prowadzimy za nich ich biznesy;
  • Pisanie umów;
  • Robienie zakupów do biura;
  • Szkolenia pracowników;
  • Analizy ekonomiczne;

I w tej samej sekcji głos z drugiego końca skali, jakby z zupełnie innego uniwersum:

  • Moja szefowa uważa, że my - księgowe z wieloletnim stażem - nie umiałybyśmy sporządzić deklaracji podatkowej, zatem sprawdza KAŻDE nasze księgowanie, sama sporządza deklaracje i je wysyła. Totalny brak zaufania do naszej wiedzy i umiejętności.

Zauważcie, że nie zapytałam respondentów o to, czy ich nadgodziny są opłacane przez pracodawców - w ogóle, lub tak, jak nakazują przepisy. Zrobiłam to celowo. W mojej ocenie wynagrodzenie za nadgodziny, nie tylko w mojej branży, zasługuje na osobną, poszerzoną i pogłębioną analizę.

Przy odpowiedziach na to pytanie chciałabym się zatrzymać dłużej, bo ilustruje ono co najmniej kilka problemów.
Po pierwsze: od księgowych wymaga się, by doradzały swoim klientom i pomagały im płacić mniejsze podatki (lub nie płacić ich wcale!). I oczekują tego od nas zarówno nasi klienci, jak i nasi przełożeni. Nawet Stowarzyszenie Księgowych w Polsce nie widzi w tym nic niestosownego (polecam wypowiedzi z tego artykułu: https://biznes.newseria.pl/news/profesjonalizacja-albo,p2119096967). Rzecz w tym, że to jest nielegalne. Zawód doradcy podatkowego jest w Polsce ściśle regulowany, żeby świadczyć usługi w tym zakresie trzeba być licencjonowanym doradcą podatkowym (albo radcą prawnym lub audytorem). Pytanie w mojej ankiecie dotyczyło tylko doradztwa w zakresie optymalizacji podatkowej (która w polskich warunkach, moim zdaniem, dotyczy głównie nieuczciwego unikania opłacenia podatków i składek ZUS, które się fiskusowi należą), ale trzeba mieć świadomość, że Ustawa o doradztwie podatkowym już w drugim artykule wyraźnie mówi, że każde doradzanie w zakresie obowiązków podatkowych jest nią objęte.

image



Po drugie: same czynności księgowe i dotrzymanie obowiązujących terminów to wystarczająco dużo pracy jak na jedną osobę. Nie chcę, żeby zabrzmiało to tak, że jesteśmy „za dobre” na coś, że nas obraża wykonywanie jakiś czynności, do których się nie kształciłyśmy. Chodzi po prostu o to, że w zdecydowanej większości przypadków na dodatkowe czynności nie mamy czasu. Albo inaczej: nikt nie uwzględnia w rozliczeniu naszej pracy tego dodatkowego obciążenia.


Jakiś czas temu pracowałam z chłopakiem, który przyszedł do księgowości z innej (pokrewnej) branży. Powiedział kiedyś, że to jest jego pierwsza posada, w której czas pracy ma wypełniony w 100%, do ostatniej minuty, w której nigdy nie ma takiego czasu, że wszystko jest zrobione, że akurat można sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia. To idealne podsumowanie tego, jak wygląda nasza praca (jeśli to czytasz, Łukaszu, pozdrawiam :D).

Po trzecie: uważam za bardzo korzystne i chwalebne, że firmy przyjmują na praktyki młodych adeptów zawodu, żeby ich szkolić. Potrzebne są nam nowe kadry, bo jest nas, w mojej ocenie, za mało. Każda księgowa i każda kadrowa chętnie dzieli się swoją wiedzą z mniej doświadczonymi koleżankami. Powszechnie występującym zjawiskiem jest „obgadywanie” tematów księgowych (szczególnie nowych), bo żadna z nas nie ma wiedzy i doświadczenia we wszystkim. Nawet doświadczona księgowa potrzebuje czasem konsultacji z inną księgową. Taka jest specyfika tej pracy – jeśli mamy ją wykonywać dobrze, musimy mieć czas na zastanowienie się i omówienie pojawiających się problemów i wątpliwości. Jeśli jednak firma uzyskuje korzyści z zatrudniania praktykantów, czy to w formie dofinansowania z publicznych instytucji, czy to w formie ich niskopłatnej (albo nieodpłatnej!) pracy, to poza podzieleniem się tymi korzyściami z pracownikiem oddelegowanym do szkolenia praktykantów, powinna uwzględnić czas, jaki musi na to poświęcić, w obciążeniu jej innymi obowiązkami służbowymi. To wydaje się takie proste, takie logiczne, a jednak, nie tylko w mojej branży, wcale nie widać, żeby ktoś to dostrzegał.

Po czwarte: robienie z nas sekretarek jest bardzo, ale to bardzo nie fair. I żeby było jasne: sekretarka, asystentka (sekretarz / asystent) to poważny zawód. To nie jest ładna osoba od podawania kawy i odbierania telefonów. We wszystkich wypadkach, jakie znam, to kluczowa osoba, bez której firma nie działa płynnie i sprawnie. De facto organizuje pracę wszystkim innym, dba o to, żeby mieli niezbędne narzędzia i materiały do pracy, obsługuje firmową korespondencję i robi właściwie wszystko, co jest potrzebne do codziennego zarządzania firmą. Jeśli firma ma szczęście mieć kompetentną, operatywną asystentkę, to zarówno jej pracownikom, jak i szefom pracuje się po prostu łatwiej.

Nie chodzi mi zatem o to, że księgowe są „ponad to”, że jesteśmy lepsze i nie będziemy się zniżać do takich zadań. Chodzi o to, że mamy wystarczająco dużo obowiązków księgowych, żeby nas jeszcze obarczać zadaniami sekretarskimi. Szczególnie w biurach rachunkowych widać to wyraźnie: większość naszych klientów uważa, że załatwimy wszystko to, co powinna „ogarnąć” sekretarka, a jeśli jej nie ma, sam przedsiębiorca.

A już polecenie załatwiania prywatnych spraw naszych szefów uważam za grubą niestosowność. I jeśli uważasz, że to wymaga wyjaśnienia, to zastanów się nad sobą.

Reasumując: księgowe i kadrowe nie są wyjątkiem gdy rozważa się przeciążenie pracą i obowiązkami, które nie należą do danego stanowiska. Jak każdy inny pracownik spotykamy się z żądaniami wykonywania czynności, które powinny zostać wykonane przez kogoś innego. Tyle, że temu „komuś innemu” trzeba by było zapłacić za pracę. Pracownika, którego już „mam”, mogę obciążyć czymś ekstra właściwie za darmo. Mogę go potraktować jak osobistego służącego. Przykro mi, tak to obecnie wygląda – wszędzie.


O ile w badaniu nieźle wygląda stosunek wykonywanych obowiązków do wykształcenia i doświadczenia pracowników, bo aż 83% respondentów deklaruje, że wykonuje obowiązki bardziej lub mniej zgodne z ich wykształceniem i doświadczeniem...


image


o tyle aż prosi się o głębszą refleksję stosunek księgowych do nowych zadań, jakie są im powierzane.


image



Zwróćcie, proszę uwagę, że blisko 17% z nas nie może liczyć na żadne wsparcie w uporaniu się z zadaniami, z którymi do tej pory nie miało do czynienia. Aż 24,5% z nas może liczyć na wsparcie współpracowników, ale wróćmy tu do kwestii szkolenia praktykantów. Dotyczy to także młodszych, mniej doświadczonych koleżanek i kolegów. Każda z nas chętnie dzieli się z nimi wiedzą i doświadczeniem, tak, jak robiły to nasze starsze koleżanki. Nikt jednak nie uwzględnia czasu, jaki musimy na to poświęcić w określeniu zakresu naszych podstawowych obowiązków.

A już największym smutkiem napawa fakt, że ponad 26% z nas jest obciążana nowymi zadaniami i nie tylko nie może liczyć na żadne wsparcie, ale także nie wiąże się to z awansem, czy to formalnym, czy to finansowym. I, naprawdę, trudno się dziwić, że ludzie są rozżaleni i mają poczucie niesprawiedliwości, gdy piszą:

  • Uważam, że jest to szansa na zdobycie nowych umiejętności, ale niestety nigdy nie wiąże się to z premią. Nadal lubię swoją pracę, ale nie chce już rozwiązywać "dziwnych" spraw, bo zajmuje to dużo czasu, a ja nie mam za to ani "dziękuję", ani więcej pieniędzy. Poświęcę swój czas na "dziwne" sprawy, a później zabieram dokumentu do domu, żeby zdążyć policzyć podatki...
  • Kiedyś traktowałem to jako szansę na rozwój, teraz mnie to denerwuje i wkurza bo robię pełno rzeczy niezwiązanych ze swoim stanowiskiem.


Nawet osoby nie mające nic wspólnego z podatkami i księgowością wiedzą, że system podatkowy jest skomplikowany i często zachodzą w nim zmiany. Dlatego nikogo chyba nie dziwi, że księgowe muszą się nieustannie szkolić, poszerzać i pogłębiać swoją wiedzę, a także ją aktualizować. Obowiązek zorganizowania i sfinansowania takich szkoleń spoczywa na naszych pracodawcach. Tak samo, jak w innych branżach. I gdy mowa o zamiarach uregulowania zawodu księgowego, należałoby w pierwszej kolejności rozliczyć naszych szefów z tego, jak się wywiązują z tego obowiązku. Bo rzeczywistość jest zatrważająca.

image


Niespełna 21% firm regularnie szkoli wszystkich swoich pracowników księgowych i kadrowych, a blisko 33% przedsiębiorców w ogóle ignoruje ten obowiązek. I naprawdę, wcale nie jest zabawnie, gdy czytamy:

  • Prezes wysyła linki do darmowych webinarów :-)
  • Przez 10 lat pracy w firmie, byłam na DWÓCH szkoleniach. Sama muszę zadbać o swoją wiedzę - szefowa jedynie sygnalizuje co się zmienia i czego się mamy douczyć. I żąda, żebyśmy znały najnowsze przepisy i umiały je zastosować.


Co do zasady od księgowej i kadrowej wymaga się, żeby znała aktualne przepisy, żeby była w ich zakresie ekspertem, umiała doradzić (!) i zastosować te przepisy, jednak przy niskim poziomie wynagradzania naszej pracy (będzie o tym mowa dalej) żąda się także od nas, abyśmy sobie same tę wiedzę zdobyły. Bo do tego sprowadzają się wnioski z odpowiedzi na pytanie o sposoby organizacji szkoleń.

image

Zwracam uwagę na ciekawą kategorię: szkolenia, które odbywają się w czasie pracy księgowych, podczas gdy pracownicy normalnie wykonują swoje obowiązki, a wykład on-line jest odtwarzany gdzieś w tle. 19% pracodawców, z tych, którzy szkolą swoich pracowników, właśnie tak to organizuje. Od czasu wybuchu pandemii szkolenia w tej formie zyskały na popularności, a pracodawcy zauważyli, że można zaoszczędzić podwójnie:

  1. zgłasza się do szkolenia jedną osobę i za nią się płaci; jeśli po szkoleniu dostaje się certyfikat, zgłoszoną osobą jest zazwyczaj sam szef;
  2. pracowników nie trzeba zwalniać z wykonywania bieżących obowiązków na czas szkolenia, wystarczy im wydać polecenie skupienia się na dwóch rzeczach jednocześnie – sami sobie odpowiedzcie na pytanie o jakość nabytej w ten sposób wiedzy.

W sekcji otwartej na to pytanie jest wiele odpowiedzi, ale wszystkie sprowadzają się do jednego stwierdzenia: „Sama się szkolę, po pracy i za swoje pieniądze”.

Wróćmy teraz do opinii pracodawców i klientów o naszym słabym przygotowaniu do zawodu i przyjrzyjmy się zarzutowi, że dotyczy to głównie młodych pracowników w zakresie znajomości oprogramowania księgowego (i znowu: mam silne podejrzenie, że ten problem nie dotyczy tylko zawodu księgowego / kadrowego).

Po pierwsze: na rynku funkcjonuje wiele programów księgowych, nie ma przepisu, który narzucałby wybór jednego z nich. Każdy ma nieco inny interfejs – czyli używa się go nieco inaczej. Niby te narzędzia powinny spełniać te same standardy, bo sposób prowadzenia księgowości jest regulowany przepisami, to jednak choćby nazewnictwo stosowane przez różnych producentów różnych programów potrafi być skrajnie odmienne. Niestety, informatycy to nie księgowi, czasem używają słów i wyrażeń, które są zrozumiałe dla nich, niekoniecznie dla księgowego. Nie istnieje, moim zdaniem, księgowy, choćby i doświadczony, który bez treningu, bez odpowiedniego wdrożenia, poradzi sobie bezproblemowo z obsługą programu księgowego, którego nie zna. Wiem, co mówię – pracowałam w kilku firmach i za każdym razem dawano mi narzędzie, które pierwszy raz widziałam, z komunikatem: „radź sobie”. Pewnie, że w ostatecznym rozrachunku sobie radzimy (gorzej lub lepiej), ale nasza praca zabiera wówczas więcej czasu, a możliwość popełnienia błędu drastycznie rośnie. Wydawałoby się, że pracodawca, który przyjmuje do pracy osobę, o której wie, że nie pracowała dotąd z programem używanym w jego firmie, zechce taką osobę przeszkolić choćby w podstawowym zakresie. No, właśnie: wydawałoby się. W praktyce wygląda to tak:

image


image

image


Zdajmy sobie sprawę z faktu, że żadna szkoła, żadna uczelnia (w żadnym zawodzie!), nie uczy znajomości wszystkich dostępnych na rynku programów, niezbędnych w przyszłej pracy zawodowej, bo to by było niewykonalne. Załóżmy, że uczyłaby jednego. To nadal, gdy firma używa innego programu, nowego pracownika należałoby przeszkolić z jego funkcjonalności. Nie bardzo mi się mieści w głowie fakt, że polscy pracodawcy tego nie rozumieją.

Ktoś powie: nie jest tak źle, przecież 38,6% wskazań mówi o tym, że instrukcja wyszła od szefa albo współpracownika. Ja jednak twierdzę, że fakt, iż ponad 50% z nas musi sobie poradzić z narzędziem, którego nie zna, bez żadnego przeszkolenia jest po prostu zbędnym obciążeniem, bez którego po prostu moglibyśmy być bardziej wydajni i lepsi w tym, co robimy. Szczególnie, że jakość tych narzędzi jest przez nas oceniana, w większości, pozytywnie. Symptomatyczny jest jednak głos jednego z respondentów: „Narzędzia, których używam powodują znaczny spadek mojej wydajności i prędkości pracy, bo nikt mnie nie przeszkolił porządnie z ich funkcjonalności. Nawet szefowie nie znają dobrze oprogramowania, którego używamy.”

Dla porządku dodajmy, że w zasadzie pracodawcy wyposażają nas we wszystkie lub w większość narzędzi, których w naszej pracy potrzebujemy. O braku kluczowych, ważnych programów wspomina w odpowiedziach mniej niż 10% respondentów.

image

image

Wszyscy słyszymy opowieści o tym, że przedsiębiorca to osoba innowacyjna i nowoczesna. Taki typ. Tymczasem tylko 14,5% z nich zapewnia swoim pracownikom sprzęt który jest jednocześnie nowoczesny, niezawodny i sprawny. Zestawmy to z 13% respondentów twierdzących, że w pracy używa przestarzałego, zawodnego sprzętu i obrazek robi się mało pochlebny dla naszych pracodawców. Jedna z respondentek w sekcji otwartej napisała: „Powiedzieć, że sprzęt jest przestarzały to nic nie powiedzieć. Poleasingowe drukarki, które szwankują wtedy, gdy są najbardziej potrzebne, komputer po synku szefowej, z ewidentnie zbyt małą ilością pamięci operacyjnej. Najwolniejszy internet na rynku. Sieć postawiona przez jakiegoś amatora. Wszystko się wiesza - oczywiście, że w terminie wysyłki deklaracji bywa nerwowo.” Zakładam, że ten przypadek to wyjątkowe ekstremum, ale widziałam już w swoim zawodowym życiu tyle, że nie zdziwi mnie nic w tym zakresie. Absolutnie nic.

Życie składa się z drobiazgów. I czasem drobiazgi potrafią zadecydować o tym, czy pracuje się nam dobrze, czy mamy wrażenie ciągłego „użerania się” z czymś. W tym kontekście fakt, że zaledwie 52% z nas zawsze ma do dyspozycji niezbędne materiały nie brzmi imponująco.

image


Niepokojąco brzmią dwa głosy z sekcji otwartej:

  • Nie mam drukarki do pracy zdalnej
  • Dziurkacze, zszywacze, spinacze, materiały papierowe - to jest coś, na czym się bardzo oszczędza. Potrzebowałyśmy dużego zszywacza do grubych plików. Dostałyśmy po 3 miesiącach marudzenia. Z poleceniem, żeby używać go wyłącznie do określonych zadań (LOL)


Jedna sprawa to sam brak materiałów i tego, że takie „drobiazgi” jak konieczność wykonania wydruku nie została uwzględniona w przepisach o pracy zdalnej. Druga, to że wielu z was pewnie się żachnie, że przecież od papieru się odchodzi, trzeba pracować na dokumentach bez ich drukowania. Ja to bym nawet była się skłonna z tym zgodzić. Pod warunkiem, że dostaniemy komputery wyposażone w dwa wysokiej jakości monitory, zagwarantuje się nam dopłaty do okularów (większość pracodawców ignoruje ten przepis!), przerwa przysługująca nam po godzinie pracy przy monitorze (minimum 5 minut po każdej godzinie pracy) będzie bezwzględnie egzekwowana. Nikt z nas oczu na śmietniku nie znalazł, wzrok mamy tylko jeden i musi nam wystarczyć na całe życie. Nie tylko do pracy.

A jak to, o czym przed chwilą napisałam, wygląda w praktyce? Otóż, tak:

image


image


Nie, nie jest dobrze, gdy odsetek pracowników, którzy dostali do używania narzędzia, sprzęt i wyposażenie bezpieczne i ergonomiczne, osiąga wartości poniżej 42%. I jest fatalnie, gdy pracownicy, którzy nigdy nie korzystają z przysługujących im przerw w pracy przy komputerze, stanowią 54,9% ogółu. To jest przepis na seryjną produkcję sfrustrowanych, wypalonych kalek.

Gdy publikowałam moją ankietę, byłam przekonana, że na poniższe pytanie odpowiedzi „Tak, codziennie z niej korzystam” osiągną wynik zbliżony do co najmniej 90%. I właściwie nie wiem nawet jak skomentować fakt, że wyniki wyglądają zupełnie inaczej.

image


Muszę coś powtórzyć. Nie uważam, żeby jakaś praca była poniżej godności księgowego i kadrowej. To nie jest tak, że jestem skłonna uważać się za kogoś lepszego od ludzi wykonujących inną pracę. Jednak poświęciliśmy dużo czasu, często także pieniędzy, żeby zdobyć wiedzę niezbędną do wykonywania właśnie tego zawodu, a nie innego. Ta wiedza, nasze kompetencje, mają konkretne przeznaczenie. Każda, nawet najprostsza, praca jest obarczona jakimś zakresem odpowiedzialności. Błąd lekarza może pacjenta kosztować życie. Błąd sprzątaczki najczęściej prowadzi jedynie do czyjegoś dyskomfortu, choć, będąc alergikiem, nieco inaczej na to patrzę. Dobre sprzątanie to jest także ważna i odpowiedzialna praca. Lepiej, żeby robiły to osoby, które są specjalnie do tego zatrudnione, niż np. księgowe. Nie dlatego, że nie umiemy. Dlatego, że nasz czas pracy jest wypełniony innymi zadaniami, z którymi ledwo nadążamy. A piszę o tym dlatego, że rzeczywistość skrzeczy.

image


W kontekście odpowiedzi jednej z respondentek: „Od 2,5 roku pracuję zdalnie” zastanawia mnie, w jakich jeszcze obszarach nasi pracodawcy oszczędzają, gdy pracujemy we własnych domach. Dopełnieniem tego obrazu są wypowiedzi takie, jak te:

  • Pracownicy dbają na własną rękę o czystość, tj. wynoszą śmieci, odkurzają czy myją podłogę. Nie ma osoby sprzątającej, a szef nie sprząta.
  • Szefowa wyznaczyła dyżury. Co tydzień inna para pracownic sprząta całe biuro. Zabiera nam to zwykle prawie cały dzień roboczy. Czyli mamy mniej czasu na wykonanie swoich zasadniczych obowiązków księgowych. Nie jest to uwzględnione, nie dostajemy za to dodatkowego wynagrodzenia, choć nasze stanowiska pracy w umowach i zakres obowiązków tego nie przewidują.
  • Nie. Nikt nam tego nie nakazuje, ale nie chcąc spędzać 8 godzin dziennie w brudzie, sprzątamy same.


Zgodnie z brzmieniem art. 162 Kodeksu pracy, pracownik musi raz w roku dostać urlop nie krótszy, niż 14 dni. Bardzo jasno wypowiedziała się także na ten temat Państwowa Inspekcja Pracy:

https://www.pip.gov.pl/pl/baza-wiedzy/prawo-pracy/urlopy-pracownicze/123299,czy-musze-koniecznie-wykorzystac-urlop-wypoczynkowy-w-taki-sposob-aby-jedna-czesc-trwala-co-najmniej-14-dni-.html?print=1

Z mojej wiedzy wynika, że jest to jeden z najczęściej łamanych przepisów prawa pracy, co potwierdzają respondenci mojej ankiety.

image


Gdy czytam w sekcji otwartej odpowiedź: „nie, bo nie chcą dwóch tygodni” to wiem, że wypowiada się szef, a nie pracownik. Przykro mi, użycie osoby trzeciej w zdaniu, zdradza to aż nazbyt wyraźnie. I, naprawdę, fakt, że udało się przekonać wielu pracowników, że to jest w porządku, nie jest żadnym usprawiedliwieniem i nie powoduje, że wchodzimy w konflikt z prawem „tylko troszkę”. Otóż, tak, jak nie można być „trochę w ciąży”, tak, albo się przestrzega prawa pracy, albo nie. W mojej ocenie potrzeba nam pilnie wdrożenia kampanii edukacyjnych dla pracowników, które uświadamiałyby im ich prawa i obowiązki. Może wówczas w podobnych badaniach nie będą padać odpowiedzi, jak te:

  • W mojej firmie tylko księgowi i szefowa mają 2 tyg. urlopu. Kadry nie mogą sobie na to pozwolić i urlop spędzają przed komputerem.
  • Raczej bierzemy krótsze urlopy, w okresach mniejszego nakładu pracy.
  • Szef bierze i jedna księgowa. Tak to nikt nie ma czasu.
  • Ze względu na specyfikę pracy ja nie mogę, pozostali biorą.
  • W biurze rachunkowym nie jest to możliwe do zrealizowania.

Chcę, żeby to bardzo wyraźnie wybrzmiało: żadna „specyfika pracy”, żadne „biuro rachunkowe”, żaden „brak czasu” nie jest usprawiedliwieniem dla łamania prawa. Nie będę tu pisać o głupocie i krótkowzroczności pracodawców, którzy strzelają sobie w stopę nie dając pracownikom możliwości porządnego wypoczęcia, bo już tomy o tym napisano. Skupmy się na tym, że za organizację pracy w firmie odpowiada pracodawca. Ma on to zrobić zgodnie z prawem. To trzeba chcieć i umieć. Stawiam dolary przeciw orzechom, że większość z przedsiębiorców nie chce. Co nie wyklucza ewentualności, że także nie potrafią. Tylko czy to powinien być problem pracownika?

Pracownicy mają ciała. Organizmy. Te ciała czasem chorują. Czasem nawet chorują z winy pracodawcy, bo to on przyszedł do firmy zasmarkany i nas zaraził. Pandemia doskonale pokazała, do jakiego stopnia nasze organizmy nie są przez naszych szefów szanowane. Jesteśmy tylko biomasą przerabianą na zysk i dopóki jesteśmy w stanie stać lub siedzieć o własnych siłach, to mamy zasuwać dla firmy bez względu na wszystko.

image


Odpowiedzi otwarte:

  • Korzystamy wtedy z pracy zdalnej
  • Home office
  • Z katarem i kaszlem tak, jak maja coś do zrobienia
  • Przychodzą lub pracują zdalnie innej opcji nie ma.
  • Tak, zawsze przychodzą chorzy.
  • Home office w przypadku choroby
  • Nie wolno mi iść na zwolnienie, w trakcie choroby pracuje zdalnie
  • Tak, właściwie nikt chory nie zostaje w domu, tylko przychodzi do pracy
  • niektórzy przychodzą (bo nie uważają że są chorzy, nie są zmuszani), ale można pracować zdalnie
  • Tak przychodzą chore, gdy są bardzo chore biorą pracę do domu i pracują zdalnie lub pracodawca dowozi im dokumenty. Zdarzyło się że pracodawca dostarczył dokumenty pracownikowi do szpitala.
  • Choroba, ale także żałoba, ciężka choroba bliskiej osoby, nie jest powodem do opuszczenia stanowiska pracy - taka jest opinia naszej szefowej i egzekwuje to z całą bezwzględnością. Potrafi sama przyjść chora do pracy, pozarażać nas wszystkie (a pośrednio także nasze rodziny).
  • W czasie choroby: przyjście do pracy, praca zdalna, ale zwolnienie to chyba byłoby tolerowane wyłącznie, gdybym leżała nieprzytomna w szpitalu. Tolerowano w firmie osoby, które miały (potwierdzony testami) Covid (w tym jeden z szefów!). Koleżanka zaraziła tym swojego ojca, który zmarł w efekcie tego zakażenia.
  • Słowo "choroba" nie istnieje w słowniku mojej szefowej. Musiałabym umrzeć, żeby nie przyjść do pracy. Gdy koleżanka miała kowida i została skierowana na kwarantannę, szefowa co dwa dni do niej dzwoniła z pytaniem, kiedy wraca. Na pracę zdalną nie pozwala.
  • Wielu pracowników jest na śmieciówkach - oni przychodzą do pracy, albo pracują zdalnie niezależnie od stanu zdrowia. Ci na umowach o pracę mają wynagrodzenie prowizyjne - zatem ze względów ekonomicznych też przychodzą do pracy chorzy. Pracodawca to toleruje, choć to jasne, że wydajność takich pracowników jest znacznie obniżona.

Wypowiedź pracodawcy wobec powyższego traktuję sceptycznie: „chorzy pracownicy, nawet z katarem biorą urlop lub zwolnienie”.

Drobna uwaga: urlop ma służyć wypoczynkowi. Nie ma żadnego racjonalnego powodu, dla którego miałby być wykorzystywany w czasie choroby. Nawet przepisy mówią o tym, że gdy pracownik zachoruje w trakcie urlopu, to urlop zostaje przerwany. Dlatego, w mojej ocenie, należy zlikwidować przyczynę, dla której pracownik woli wziąć urlop, czyli obniżenie wynagrodzenia / zasiłku w czasie choroby. W trakcie choroby bowiem pracownik nadal musi się utrzymać, tak, jak zdrowy człowiek (nikt mi nie obniży rachunku za prąd z powodu mojej choroby), musi się tak samo odżywiać i zachować higienę. Ma natomiast dodatkowe wydatki: leki, rehabilitacja, czasem jakieś odpłatne badania.

U podstaw idei uregulowania zawodu księgowego leży przekonanie, że ludzie prowadzący biura rachunkowe to fachowcy w zakresie rachunkowości i prawa podatkowego. I tylko ich oraz głównych księgowych, miałby dotyczyć ewentualny przepis o obowiązku posiadania certyfikatu. Przypominam zatem, że takie rozwiązanie już kiedyś w Polsce funkcjonowało i wielu księgowych te „stare” certyfikaty ma. Jak to zatem jest, że księgowi, którzy oceniają fachowość swoich pracodawców wysoko, to niespełna 20% ankietowanych? I że na merytoryczne wsparcie ze strony przełożonych może liczyć mniej niż 25% z nas?

image


image


I nie mówcie mi, że pracownik nie ma kompetencji, żeby oceniać swojego pracodawcę. Akurat w moim zawodzie ma całkiem niezłe.

Przeglądacie czasem oferty pracy? Oczywiście. Ja też. Widzieliście kiedyś firmę, która nie oferowałaby „wspaniałej atmosfery”? No, ja także nie ;) A jak jest naprawdę?

image


I jeszcze sekcja „inne”:

  • Prezes się nie wtrąca, ma inne ważniejsze zadania
  • Przełożony formalnie stanie po mojej stronie w relacji z klientem, jednak  będzie wyraźnie niezadowolony że do takiej sytuacji doszło, nawet jeśli nie wynikła z mojej winy.
  • Nie miewam konfliktów ze współpracownikami (wierzę, choć wiem, że to nie zawsze zależy od nas samych; a co z klientami? z samym szefem? z kimś, kto chce niedzielny obiad z rodziną w knajpie wrzucić w koszty?)
  • Trudno powiedzieć, przełożonego raczej to po prostu nie obchodzi i nas zbywa.
  • Nie ingerują w spory.
  • Moja szefowa sama wywołuje konflikty. Ma nas za głupie, leniwe pindy. Ciągle powtarza, że prowadzi firmę wyłącznie po to "żebyśmy miały gdzie sobie przyjść" (to jej słowa). Nawet w obecności klientów okazuje nam brak szacunku, wręcz pogardę. Jest mobberem.
  • W sporze z klientami (głównie dotyczącymi tego, co jest dopuszczalne prawem, a co nie), szef staje zawsze po mojej stronie (bo wie, że się na tym znam, a klient nie). Ale relacje wewnątrz firmy są psute głównie przez szefów.
  • Z klientami nie mamy kontaktu - szefowa uznaje, że tylko ona ma do tego prawo. W efekcie szwankuje komunikacja, nie docierają do nas ważne z punktu widzenia księgowego, informacje. O relacjach między pracownikami szefowa nic nie wie, bo w firmie ma być cisza. Nawet radia nie ma.


Gdyby komuś przyszło do głowy zarzucać mi, że się czepiam: art. 94 pkt 10 Kodeksu pracy nakłada na pracodawcę obowiązek kształtowania właściwych zasad współżycia społecznego w miejscu pracy.

Cała idea kapitalizmu obiecuje, że za dobrą pracę dostaniesz dobrą zapłatę. Znam osoby, które ciągle w to wierzą i naprawdę usiłują ciągle pracować więcej, starać się bardziej, okazywać zaangażowanie i lojalność. Kto jednak i według jakich kryteriów orzeka, czy pracujemy dobrze, czy źle? Chcę, żebyście zobaczyli cały blok odpowiedzi dotyczących tego zagadnienia, bez komentarza. Jeśli jesteście pracownikami, to zakładam, że w tych wykresach dostrzeżecie także samych siebie.

image


image

Odpowiedzi „inne”:

  • Nie zostały mi przedstawione
  • Ocena zależy od stosunków koleżeńskich szefa z pracownikami.
  • Nie stosowane są oceny
  • Nie wiem (takiej odpowiedzi udzieliło czworo respondentów)
  • Nie ma czegoś takiego
  • U mnie w firmie nie ma regulaminu oceniania pracy


image


„Inne”:

  • Raczej w drugą stronę. Potrącenia w przypadku nieosiągnięcia celu
  • zależy od szefa :)
  • Nie ma reguły
  • W tej firmie jest ogromna rotacja. Wyciska się pracownika jak cytrynę - za niewielkie wynagrodzenie żąda się wykonania niebotycznej ilości obowiązków. A gdy zaczynasz słabnąć, wymienia się Ciebie na kogoś innego. Niektórzy sami odchodzą, ja też zamierzam.
  • Korporacyjna zasada: obsłuż więcej klientów, przynieś firmie więcej przychodu, to zarobisz więcej. Moim zdaniem wysoce szkodliwa w księgowości - tu się nie da pracować na akord, to generuje jedynie problemy i błędy.


image

„Inne”:

  • Tak, funkcjonuje jakiś system wynagradzania, ale go nie znam.
  • Każdemu byle jak najmniej.
  • Ile kto sobie wynegocjuje, tyle ma. Z tego powodu nowe osoby mogą mieć więcej niż starsi pracownicy, co nie do końca jest okej.
  • Jest system, ale nikt go nie przestrzega



image


„Inne”:

  • nie wiem (trzykrotnie)
  • nie znamy wynagrodzeń innych, znamy zasady premiowania
  • Nie znam zarobków innych ludzi
  • Nie, są równi i równiejsi. Osoba z dłuższym stażem ode mnie, z większym doświadczeniem i wykonująca więcej bardziej odpowiedzialnych zadań zarabia tyle, co ja. A obie zarabiamy poniżej wartości naszej pracy.


image

W „innych” tylko: „nie wiem” i jedna odpowiedź „różnie” (cokolwiek to znaczy).

Większość księgowych w Polsce pracuje w biurach rachunkowych. To nic dziwnego – większość firm w naszym kraju to niewielkie podmioty, często wypchnięci na samozatrudnienie faktyczni pracownicy, dla których zatrudnienie księgowej, zorganizowanie jej stanowiska pracy, o nadzorze nad wykonywaniem przez nią obowiązków nie wspominając, byłoby po prostu zbyt dużym obciążeniem. Ale taki outsourcing jest też sposobem na cięcie kosztów w większych firmach. Między bajki należy włożyć opowieści z wykładów w wyższych uczelniach (sama ich słuchałam) o tym, czym outsourcing powinien być. Nie pozostawia co do tego wątpliwości fakt, że choć ponad 77% z nas legitymuje się wyższym wykształceniem, a ponad połowa badanych ma ponad pięcioletnie doświadczenie, to blisko 3/4 z nas o średniej krajowej płacy czyta tylko w mediach.

image


image


image


image


Na pierwszy rzut oka zaskakująco dobrze wypada forma zatrudniania księgowych, jednak w mojej ocenie zbyt wielu respondentów w komentarzach pisze o tym, że umowa o pracę jest tylko listkiem figowym, w której mają zagwarantowane najniższe możliwe wynagrodzenie, podczas gdy zawiera się z nimi fikcyjne umowy cywilnoprawne w sytuacji, gdy de facto pracują dla jednego podmiotu.

image


Pełne wyniki ankiety (w formie arkusza kalkulacyjnego) są dostępne tutaj: https://docs.google.com/spreadsheets/d/e/2PACX-1vTO_CYlliJnxzf75gEa8-f78q5UcqW-IjbK0RL10QAK10EXocJznsOpsTOkhyrjZ-RLGXYqEmUL-GMy/pub?output=xlsx

Jeśli dotarłaś / dotarłeś aż tutaj, to czas na podziękowania. I wnioski.

Po co w ogóle całe to badanie? Otóż, ktoś bardzo chciałby znowu wprowadzić certyfikaty dopuszczające księgowe do zawodu – a raczej do prawa prowadzenia samodzielnej działalności gospodarczej w tym obszarze. Czas sobie jasno powiedzieć: to nie spowoduje, że nagle księgowe przestaną popełniać błędy, które wynikają z przepracowania i przeciążenia obowiązkami. Nie zmieni to faktu, że właściciele biur rachunkowych nie szkolą swoich pracowników, albo robią to nieefektywnie. Certyfikacja będzie rozliczać ze szkoleń samych przedsiębiorców usługowo prowadzących księgi. Zatem taki szef będzie uczestniczył w szkoleniach – nie tanich, ktoś na tym całkiem dobrze zarobi (w tym miejscu serdecznie pozdrawiam Stowarzyszenie Księgowych w Polsce). Tyle, że w większości biur rachunkowych większość pracy wykonują szeregowi pracownicy, na których się oszczędza. Którym się nie daje urlopów, od których się oczekuje, że będą w pracy bez względu na stan zdrowia. Którym się mało płaci, a na których zrzuca się ilość obowiązków, którą powinny wykonywać co najmniej dwie osoby. Których obarcza się obowiązkami spoza ich obszaru zawodowego. I tym ludziom, którzy w efekcie tej frustracji dojdą do wniosku, że zamiast dawać się wyzyskiwać, mogliby pracować sami na siebie, ta certyfikacja bardzo mocno podniesie poprzeczkę wejścia na ten rynek. Trochę to wygląda, jak ograniczanie konkurencji, która może powstać z własnych niezadowolonych pracowników.

Jesteśmy ludźmi zmęczonymi, sfrustrowanymi, wielu z nas myśli o porzuceniu zawodu. Jesteśmy także jedną z najbardziej cichych grup zawodowych, co jest zastanawiające. Dlaczego właściwie nie walczymy o swoje prawa? Dlaczego się nie zrzeszamy? Przecież nikt nam nic nie da z dobrego serca – swoje prawa pracownicze musimy egzekwować i o nie walczyć. Potrafią to zrobić górnicy i pracownicy handlu, dlaczego my nie możemy? Tak, rozproszenie spowodowane faktem, że większość z nas pracuje w małych biurach ma tu znaczenie. Ale to nie jest czynnik uniemożliwiający skuteczne działanie. Nie w XXI wieku, gdy mamy do dyspozycji internet. Tylko wyobraźcie sobie, strajk księgowych (np. włoski – gdy pracujemy tak, jak większość z nas chce pracować: bez pośpiechu, rzetelnie, porządnie, a nie na chybcika, taśmowo produkując deklaracje podatkowe). Wielu ludzi dostrzegłoby nagle, jak ważnym elementem systemu jesteśmy.

Podzielę się z Wami na koniec moim małym marzeniem: a gdyby tak biura rachunkowe były spółdzielniami pracy? Miejscami, których właścicielami są pracownicy, którzy sprawiedliwie dzielą między sobą obowiązki i dochody? Którzy szanują prawo pracy i wyceniają swoje usługi zgodnie z ich wartością?

I którzy potrafią lobbować w sprawach prawdziwie ważnych. Na przykład: formalnie księgowej nie wolno doradzać klientowi, jeśli nie jest licencjonowanym doradcą podatkowym. Ale doradcy podatkowemu wolno świadczyć usługi księgowe. Zatem, jeśli nie doradzę klientowi, odeślę go do doradcy podatkowego, to stracę tego klienta, bo on tam już zostanie, mając zapewnioną kompleksową obsługę. W drugą stronę jakoś ten przepływ nie następuje. System zmusza nas albo do łamania prawa, albo do zaniżania ceny swoich usług, bo tylko tym możemy z doradcami podatkowymi wygrać. A to jest bardzo, ale to bardzo nie fair, nie uważacie? Nic dziwnego, że coraz więcej klientów uważa nas za osoby bezmyślnie „wklepujące dane do systemu” - tak, z takimi opiniami także się spotkałam. Ciekawe dlaczego tym aspektem SKwP dotąd się nie zajęło.

Czy księgowi w pracy czują się niesprawiedliwie traktowani? Niedostatecznie wynagradzani? Wykorzystywani? Po trzykroć tak. I nie jest to ani odkrywcze, ani nowe. Tak, jak moja ankieta. Kto z księgowych wie, że naukowcy z Uniwersytetu Łódzkiego badali symptomy wypalenia zawodowego u księgowych? I że wiele postawionych w mojej ankiecie pytań także postawili? (Nota bene: pracowali na podobnej ilościowo i jakościowo próbie do mojej.) Księgowym, choć nie tylko. Polecam lekturę wyników tego badania:
https://www.pibr.org.pl/pl/aktualnosci/1530,Wypalenie-zawodowe-specjalistow-rachunkowosci-i-zawodow-pokrewnych.

Czy remedium na to jest wprowadzenie certyfikatów i podniesienie progu wejścia na ten rynek? W mojej ocenie nie. Niczego to nie zmieni, jeśli nie zacznie się egzekwować prawa pracy, a pracownicy nie zaczną się szanować i żądać poważnego traktowania przez naszych pracodawców. Nasz zawód nie jest wolny od żadnej z patologii występującej na polskim rynku pracy. Jesteśmy takimi samymi pracownikami jak pracownicy handlu, ochrony, produkcji czy gastronomii. Sprzedajemy swoją wiedzę, umiejętności i czas. Tak, jak pracownicy innych branż, po uczciwym przepracowaniu 8 godzin dziennie 5 dni w tygodniu, nie jesteśmy już naszym pracodawcom i klientom nic winni. Czas, żeby do nich (i do Ministerstwa Finansów, i do SKwP) dotarło, że nie chcemy ponosić konsekwencji faktu, że ktoś oszczędza na ilości zatrudnionych pracowników, na wysokości naszego wynagrodzenia, że przyjmuje więcej klientów, niż jest w stanie obsłużyć, że żałuje pieniędzy na porządne szkolenia.

I jeszcze słowo do klientów biur rachunkowych: musicie państwo wiedzieć jaka jest prawda. Wielu z was uważa, że płaci niemałe pieniądze za nasze usługi. To nie jest prawda. Policzcie sobie ile kosztowałoby was zatrudnienie księgowej, zorganizowanie jej stanowiska pracy, materiałów i niezbędnych szkoleń, zapewnienie zastępstwa na czas choroby lub urlopu. Wówczas mielibyście księgową na wyłączność, ale zapłacilibyście za to wielokrotność kwoty, jaką płacicie za usługę biura rachunkowego. Będąc klientem biura, musicie pamiętać, że wasza księgowa nie jest tylko wasza. Że takich jak wy, ze wszystkimi waszymi pytaniami, wymaganiami (często pozaksięgowymi), żądaniami, ona ma na głowie kilkunastu, kilkudziesięciu, kilkuset. I jeśli dzwonicie z żądaniem jakiegoś wydruku, dokumentu, sprawdzenia czegoś „na już”, to najprawdopodobniej nie jesteście jedyni w kolejce do załatwienia podobnej sprawy, a zasadniczą pracą księgowej jest naliczenie waszych podatków w ustawowych terminach.

Na marginesie: jeżeli to my dzwonimy z pytaniem, to nie powoduje nami niezdrowa ciekawość, ale to, że chcemy wam sprzedać usługę najwyższej możliwej jakości. Bez pełnej i rzetelnej informacji to po prostu nie jest możliwe. Naprawdę, te wszystkie szczegóły nie są nam potrzebne do życia i byłybyśmy szczęśliwsze i spokojniejsze bez nich. A jednak często spotykamy się z podejrzliwością, pretensjami, i – oczywiście – zwlekaniem w nieskończoność z odpowiedzią. Otóż, jeśli proszę o jakiś dokument / informację, to nie jest to szykana, tylko tego żądają ode mnie przepisy prawa bilansowego lub podatkowego.

Tak po prostu: od usługi nie można oczekiwać więcej, niż ona kosztuje. A od pracownika przeciążonego, sfrustrowanego i źle wynagradzanego nie oczekujcie wysokiej jakości pracy. Bo choć wielu z nas naprawdę bardzo się stara (mimo wszystko, to zadziwiające!), to w tej sytuacji błędy ludzkie - wynikające nie ze złej woli, nie z niewiedzy, nie z niekompetencji, ale właśnie z pośpiechu i zbyt dużej ilości zadań do wykonania w zadanym czasie – są nieuniknione. Tyle, że my nie jesteśmy lekarzami. Oni, gdy popełnią błąd, mogą spowodować czyjąś śmierć lub kalectwo. Nasze błędy są w większości do skorygowania i nie niosą za sobą jakiegoś wielkiego niebezpieczeństwa czy bardzo poważnych konsekwencji. Nie chcemy jednak w żadnym wypadku uczestniczyć w procederze pomagania przedsiębiorcom unikania płacenia należnych podatków. Jako twoja księgowa zrobię wszystko, żebyś nie zapłacił podatku większego, niż faktycznie jest należny, ale nie mieszaj mnie do swoich oszustw w tym zakresie. Choćby dlatego, że jako pracownik realnie płacę zwykle większe podatki od ciebie – nie ucieknę ze swoimi przychodami w żadne fikcyjne koszty. Płacę je także dlatego, że jestem uczciwą osobą i nie chcę widzieć w lustrze złodzieja.

I jeszcze: wiele słyszę ostatnio o braku lojalności pracowników wobec firm. W mojej ocenie jest tylko jedna odpowiedź na ten zarzut: to musi działać w obie strony. Trudno oczekiwać lojalności od pracownika, wobec którego firma nie jest lojalna. A takim brakiem lojalności jest wszystko to, co opisałam powyżej.

Ciąg dalszy (prawdopodobnie) nastąpi...

Ruda Zołza
O mnie Ruda Zołza

Zwyczajna kobieta z powiatowego miasta. Nikt znany, ani ważny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo