Miałem coś napisać o Brudzińskim i jego postmodernistycznej wyobraźni (te postpolityczne narracje). Później miało być o obsesjach polskości. Tropieniu przez jedną ze stacji telewizyjnych, ponoć pierwszą informacyjną, tych, którzy wykluczają Polaków z grona Polaków i dumie, która rozpiera posła Fedorowicza na myśl o piastach Śląskich. Tutaj przypomniała mi się od razu wypowiedź posła Giżyńskiego, którą wyraził u Tomasza Lisa przy okazji rozmowy o polskim antysemityzmie, że oto on, wstydzi się tylko za swoje czyny. Choć duny jest z cudzych. Ciekawe czy równie daleko w przeszłość sięga wstyd posła Fedorowicza, co jego duma. Miało być o tym wszystkim, może i jeszcze kiedyś będzie, ale tym razem coś o sprawach witalnych dla młodzieży, za członka której wciąż się uważam, czyli o trawie.
Wczoraj, jak wiemy dzięki między innymi tytułowi, z którym współpracuje nasz drogi salonowy kolega, zalegalizowano narkotyki. Sprawa tym dziwniejsza, że, jak wieści na pierwszej stronie zacny dziennik, zdelegalizowano papierosy. Warto raz na jakiś czas wgryźć się w prasę i poczytać w jaki sposób okłamywani są ludzie z klas wyzyskiwanych bardziej niż klasa rzeczonego kolegi blogera. Choć należy przyznać, że rzeczywiście, jeśli prawdą byłoby, choć oczywiście nie jest, stwierdzenie o zdelegalizowaniu papierosów vs zalegalizowaniu marihuany, to społeczna użyteczność owej zastępczości byłaby niepodważalna: od papierosów uzależniony jest prawie każdy palący, od trawy uzależnionych jest znacznie mniejszy odsetek jej używających.
No więc państwo polskie występując przeciwko publicznemu zdrowiu, rodzicielskiej trosce, w interesie mafii narkotykowej i dopalaczowej postanowiło nie przykładać się tak szczególnie do karania ludzi palących marihuanę (bo o nią głównie się rozchodzi). Z jednej strony ponoć jest to wyjście naprzeciw potrzebom ludzi uzależnionych. I słusznie, bo ludzie chorzy na przykład na cukrzycę również nie powinni być zamykani w więzieniach z powodu swoich dolegliwości. Obawiam się, że jest w tym jednak nieco fałszu. Trudno ważyć, czy tyle co u posłanki Kempy, która twierdzi, że „Pierwszą działkę dostają za darmo, później się uzależniają, a potem im mówią: macie na własny użytek, sprzedawajcie, jak was złapią, to wam nic nie zrobią. Tak działa ta ustawa.” (stenogramy sejmowe, fajna rzecz). Nie wiem na ile Pani Kempa mówi to cynicznie, a na ile nie ma zielonego pojęcia o materii, o której się wypowiada. I nie wiadomo co gorsze.
A nie lepiej byłoby po prostu wziąć sprawę na klatę? Nie, że tam „leczymy chorych”. Owszem leczymy i to kwestia jednoznacznie pozytywna. Nie, że „pierwsza działka za darmo”, a później to już strzykawka, sine żyły i samotna śmierć pośród zielonawego, obdrapanego tynku zasikanej bramy. Nie lepiej przyznać, że to jest po prostu kulturowo zaakceptowany (wśród młodych) sposób rozrywki? Ot i już – czasy się zmieniają. My się zachlewaliśmy wódką pitą ze szklanek, a wy, nasze dzieci, palicie jointy. Po co ten cyrk? Pani Kempo, młodzież nie kupi tego, co pani mówi. Jest Pani dla nas przybyszem z Marsa. Panie ministrze, po co te opowieści o leczeniu? Pan jest dla nas, bo ja wiem, przybyszem z Wenus.