Felietony Tomasza Terlikowskiego nieodmiennie zadziwiają prostotą dowcipu i swobodną ogłady intelektualnej autora. Redaktor orężem godnym dowcipnisia z przeglądu kabaretów studenckich prowadzi walkę o wyzwolenie 30 milionów katolików w Polsce spod władzy zarządu cywilizacji śmierci. Dzisiaj, nie po raz pierwszy zresztą, na swój warsztat prześmiewczy wziął Terlikowski tematykę dotyczącą dyskryminacji małżeństw. Ponoć przejawem owej miałoby być prawo dające pewne szczególne uprawnienia związkom partnerskim. Terlikowski zwraca uwagę, całkiem słusznie, że partnerstwo w Polsce jest legalne, nieopacznie, jak sądzę, posługując się przy tym liberalną ideą mówiącą o tym, że to co nie jest zabronione, to jest dozwolone. Dalej niestety postanawia autor wysmagać pomysłowdawców nadania szczególnych uprawnień "związkom partnerskim" pewnych przywilejów biczem swojej wyszukanej ironii i sprowadza sprawy ad absurdum. To wymaga jednak pewnej wprawy Panie Tomku, której Panu, mimo lat starań, brakuje. Redaktor mówi o relacji partnerskiej „kobiety z kaktusem”. Bue he he, chce się zakrzyknąć! Wydaje mi się jednak, że taki układ jest mało prawdopodobny, gdyż partnerstwo zakłada równowagę stron. Nie wiem czy w wyobraźni publicysty partnerstwo w związku jest tak trudne do pojęcia, czy rzeczywiście występuje pewna relacyjność, choćby intelektualna, między kaktusem a samym Terlikowskim, jednak chciałbym nieśmiało zauważyć, że dla większości ludzi partnerami, ze względu na posiadanie, zarówno przez jedną, jak i drugą stronę, pywnych mentalnych cech, mogą być tylko i wyłącznie inni ludzie. Dalej Terlikowski fantazjuje na temat związku mężczyzny z kaktusem wchodząc w jakieś obleśne analne sugestie.
Najbardziej interesującym jest stwierdzenie redaktora: „Problem polega tylko na tym, że uprawnienia te związane są z pewnymi obowiązkami. W przypadku małżeństwa otrzymuje ono uprawnienia spadkowe, podatkowe (tyle ich, ile kot napłakał) ze względu na potomstwo, którego zrodzenie i wychowanie jest jego celem. Para homoseksualna, czy pani z kaktusem, choćby nie wiem, jak się wysilali dzieci mieć nie będą (przynajmniej ze sobą).” Nie słyszałem o obowiązku posiadania potomstwa przez małżeństwo. Mało tego, istnieją małżeństwa, które mimo szczerych chęci nie mogą doczekać się swoich biologicznych dzieci. Czy Tomasz Terlikowski wspinając się na wyżyny swojego poczucia humoru miałby dla nich jakiś analny żarcik?