W swojej ślepej nienawiści do kapitalizmu i bonzowatych, wysoko sytuowanych managerów i kapitalistów kilka zdarzyło mi się porównać tabloidy do służb bezpieczeństwa państw autorytarnych. Zarówno służby bezpieczeństwa, jak i tabloidy niszczą, często z premedytacją, ludzi skazując ich na cywilną śmierć. Jedni i drudzy wynoszą jakieś korzyści z tego procederu. Wśród jednych i drugich odpowiedzialność się rozmywa w tym stopniu, że nikt za nic nie czuje się odpowiedzialny. Jakaż niezdrowa radość spłynęła na mnie, kiedy usłyszałem, że brukowiec News Of The World podsłuchiwał ludzi, którzy w jakiś sposób zostali skrzywdzeni. Podsłuchiwał rodzinę zaginionej dziewczyny, podsłuchiwał rodziny rannych, albo zabitych w misjach stabilizacyjnych. Tabloidy najczęściej żerują na krzywdzie, sprzedają ją, aby bonzowie z wypracowanego w ten sposób zysku (przy wyzysku reporterów i tzw. stażystów) mogli wieźć swoje pretensjonalne, pełne złego smaku życie. Reklamodawcy kupują powierzchnie i jakoś wszystko się kręci. Tym sposobem niektórzy producenci nie tylko eksploatują tanią siłę roboczą, przyczyniając się do tego trwania obozów pracy w Azji, nie tylko przyczyniają się do niewolniczej pracy dzieci przy zbieraniu bawełny w jakiejś Mongolii, ale również biorą udział w obrzydliwych procederach podsłuchiwania ludzi, na których krzywdzie kapitał medialny może zarobić.
Interesujące w całej sprawie brytyjskiego szmatławca jest to, na ile takie praktyki są rozpowszechnione. Do jakich obleśności ucieka się na co dzień kapitał, aby wypracować zysk. Czy podsłuchiwanie to tylko i wyłącznie domena i wymysł podległych Murdochowi psychopatów, czy to powszechny proceder? Znajomi, którzy pracują w tego typu tytułach mówią, że ewentualne odszkodowania po przegranych procesach tabloidy mają wliczone w koszta swojej działalności. Z jednej strony mamy więc oficjalny przekaz, który mówi o prawie do informacji, o tym, że „ludzie mają prawo wiedzieć”, z drugiej strony mamy twarde realia wypracowywania zysku, w którym „prawo do informacji” jest kolejnym nic nie znaczącym sloganem reklamowym. Gazeta/telewizja/radio ma przynieść zysk, a informacja jest profilowana pod odbiorcę i destylowana w ten sposób, aby delikatnie na niego oddziaływać. W ten sposób np. w powstałych przy wyzysku reasercherów i reporterów tzw. programach interwencyjnych przedstawiane są losy ludzi „pokrzywdzonych przez aparat biurokratyczny”. Prasa nie jest instrumentem informowania, a dezinformacji; produkcji rzeczywistości wirtualnej, która ma za zadanie spełnić odpowiednią funkcję wobec kapitału i określonych sił politycznych.
Wracając do analogii między tabloidami, a służbami bezpieczeństwa. W Polsce ciągle odbija się czkawką poprzedni system, na negacji którego powstała zbitka „demokracja=wolny rynek”. Stąd ekonomia wyjęta jest poza obszar polityczności. Skurwysyństwa czynione w imię kapitału mają krycie ze strony obowiązującego dyskursu. W takiej optyce nie liczą się szkody, które zostały dokonane, ale sam winowajca. Przeniesiony jest ciężar dyskusji z pokrzywdzonego na krzywdzącego. Jeżeli winowajcą są/były (polityczne) służby bezpieczeństwa, to obrzydliwość jest obrzydliwością po stokroć. Jeżeli winowajcą jest kapitał (pozostający poza sferą polityczności), to tylko jakaś aberracja wieńczącego historię systemu gospodarczego.