Grzegorz Napieralski przeszedł ze mną na Ty. Ba, nie tylko ze mną, ale z milionami polskich internautów. Nie tam na żadne partyjniackie "kolego" czy "towarzyszu".
PR-owcy lewicy uznali, że ich kandydat musi być bliższy ludziom, nie bufonowaty, nie plastikowy, nie "Pan prezes", nie "Pan Przewodniczący", lecz po prostu Grzegorz - chłopak ze Szczecina co żadnej pracy się nie boi.
To nic, że wpis na twitterze: "Pora przejść na Ty. Ludzie w Internecie są wspaniali. Nie stosujmy zatem oficjalnej, nadmuchanej formy. Grzegorz jestem i lubię "surfować" brzmi jak puszczanie oka do wyborców. Nic, że Napieralski nigdy nie był kojarzony z nowymi technologiami. Wszak lewica to postęp. A dziś synonimem postępu jest używanie facebooka, twittera, oglądanie demotywatorów i wykopywanie ciekawych informacji na wykopie. Dlatego też dobrze, że Grzegorz nie chce być w tyle.
Gorzej niestety z przekazem. Większość późniejszych wpisów na twitterze nie mówi o konkretach. To cały czas eksploatowane do granic możliwości hasła starej lewicy: "walka o prawa pracownicze", "zawieśmy flagę Unii". A gdzie program? Gdzie pomysły na Polskę? Gdzie wizja prezydentury? Gdzie wyjście dalej niż do żelaznego elektoratu SLD?
Należy mieć nadzieję, że nowi koledzy Grzegorza z internetu podsuną mu kilka dobrych pomysłów, które wyciągną lewicowego kandydata z zapaści merytorycznej i sondażowej.
Bogumił Kolmasiak