Mariquita Mariquita
67
BLOG

(...) a co z wojskiem?

Mariquita Mariquita Polityka Obserwuj notkę 11

Wielkimi krokami zbliża się 15 sierpnia, czyli Święto Wojska Polskiego i 90. rocznica Bitwy Warszawskiej (w której notabene walczył mój śp.  pradziadek). Wbrew temu, co mówią niektórzy o „cierpiętnictwie” polskich świąt narodowych (co nawiasem mówiąc jest totalną bzdurą), mamy pełne prawo do wielkiej fety. Mówię tu tylko o rocznicy Cudu nad Wisłą, bo raczej z obecnego stanu polskiej armii nie ma się co cieszyć.

Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Polskę przyjęto do NATO nie dlatego, że Sojusz zyskałby cokolwiek na naszym członkostwie – była to decyzja czysto symboliczna, żeby pokazać Rosji, że okres jej dominacji nad terenem Europy Środkowo-Wschodniej się skończył. Oczywiście względy strategiczne również odegrały tu pewną rolę, chodzi mi tu głównie o nasze położenie.  Jednak militarnie NATO nie zyskało na tym nic a nic.

O tym, że sytuacja Wojska Polskiego jest tragiczna, nie trzeba nikogo przekonywać. Niestety, o tyle, o ile choćby stan finansów państwa jeszcze kogoś interesuje, tak armię, przeciętny Kowalski, ma w głębokim poważaniu. Czasami odnoszę wrażenie, że najlepiej by bylo, jakby wojsko zostało całkowicie zlikwidowane, bo tylko niepotrzebnie idą na nie pieniądze. Można by je wydać chociażby na drogi (chyba tylko po to, żeby obce czołgi miały po czym jeździć). Wśród społeczeństwa i , co gorsza, wśród rządzacych panuje przekonanie, które było juz kiedyś bardzo popularne (przypomnijmy sobie końcówkę I RP), a manowicie – nie ma się po co zbroić! Nikt nie napada słabych, tylko silni mogą czuć się zagrożeni! Jasne, potencjalny agresor musiałby być kretynem, zeby nie wykorzystać okazji zajęcia jakiegoś państwa, przy minimalnych stratach ze swojej strony. Wyobraźmy sobie sytuację, że napada na nas Rosja, Ukraina albo Białoruś (wybrałam  akurat te kraje, ponieważ nie należą do Unii). I co się dzieje? Oczywiście operacja odbywa się pod hasłem obrony obywateli, szerzenia postępu czy czegoś tam, nieważne, UE wystosowuje jakieś protesty, a Premier Tusk wita najeźdźcę chlebem i solą, bo tak naprawdę nic innego, nawet gdyby chciał,  nie może zrobić. Czy naprawdę chcemy się doczekać takiej sytuacji?

Wielu ludziom wydaje się, że bardziej prawdopodobne byłoby uderzenie w Ziemię meteorytu, aniżeli wybuch wojny w naszej części Europy. Czy rzeczywiście? Nie mówię tego dlatego, żeby kogoś nastraszyć. Chodzi tu tylko o zabezpieczenie swoich interesów, tak na wszelki wypadek. Wbrew temu, co pisał Fukuyama, nie nastąpił koniec historii. Ona cały czas jest, dalej ewoluuje i, niestety, ale się powtarza.

A co my robimy? Likwidujemy armię, obniżamy wydatki na wojsko, nie zapewniamy należytego bezpieczeństwa naszym żołnierzom poza granicami kraju, nie chcemy dalej brać udziału w misjach zagranicznych (a gdzie niby nasi żołnierze mają zdobywać doświadczenie? A co z sojuszami?), kupujemy stary złom, który nazywamy najnowocześniejszym sprzętem wojskowym.

Kiedy PIS chciał wzmocnić wojsko (a także policję) podniosło się larum, że to już krok od państwa totalitarnego, że od tego zaczyna się państwo policyjne itp. Itd. Jakiekolwiek próby poprawienia stanu polskiej armii spotykały się z niesamowitym oporem ze strony wszelkiej maści autorytetów.

A co z WSI? Czy rozwiązanie tej instytucji naraziło nas na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, tak jak nas straszono kilka lat temu? Czy straciliśmy zaufanie naszych sojuszników? Nie. Narażały nas na to media, trąbiące na wszystkie strony o tym, że Polska nie ma wywiadu , a także MON, który zamieszcza na swojej stronie (przy okazji) kluczowe informacje na temat naszych żołnierzy, ośrodków etc. „Zgubienie” gdzieś szyfranta również nie było zbyt dobrym piarem dla naszego wywiadu.

Idźmy dalej. Czy katastrofa CASY i samolotu rządowego z prezydencką delegacją na pokładzie, nie jest efektem tego chocholego tańca w naszych Siłach Zbrojnych? A co z zamykaniem ust generałom, którzy odważyli się skrytykować rządzących i wziąć w obronę swoich żołnierzy, za których są odpowiedzialni? Oskarżani są o zdradę stanu, zwłaszcza przez prawdziwych bohaterów-generałów pokroju Dukaczewskiego, którzy brylują w mediach. Zapytać gawiedź o wskazanie najpopularniejszego zdrajcę-generała, to wskaże gen. Polko albo Skrzypczaka. Czy ktoś w ogóle liczył, ilu generałów podało się już do dymisji, zwłaszcza po 10 kwietnia? Nie, bo po co.

A co na to minister Klich? Nic. Czy ponosi on odpowiedzialność za to, co się stało, oraz za to, co ma miejsce obecnie? A gdzie tam. Bardzo spodobały mi się słowa gen. Petelickiego, który powiedział dzisiaj w Polsat News, że w każdej polskiej jednostce należałoby powiesić portret ministra Klicha, żeby władza zobaczyła jaki jest popularny wśród żołnierzy.

Ja rozumiem, że rząd ma teraz „mnóstwo” spraw na głowie, dużo ważniejszych niż suwerenność kraju i jego niepodległość, a także życie jego obywateli (zwłaszcza tych, którzy w razie czego poszliby na pierwszy ogień). Byłoby jednak miło, gdyby w przerwie między jednym meczem a drugim Premier Tusk rzucił okiem na to, co się dzieje w polskim wojsku i na to, co robią jego dworzanie. W przeciwnym wypadku stracimy nie tylko jedno święto w kalendarzu (nie ma armii=nie ma święta), ale też coś znacznie ważniejszego...

 

 

 

 

Mariquita
O mnie Mariquita

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka