Mariquita Mariquita
66
BLOG

W hołdzie powstańcom

Mariquita Mariquita Polityka Obserwuj notkę 3

Jutro cała Polska będzie upamiętniać 66. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Jedni wywieszą z tej okazji flagi, drudzy wybiorą się, być może po raz pierwszy, do Muzeum PW. Inni zatrzymają się na chwilę o godzinie 17, kiedy w całym kraju rozlegnie się dźwięk syren i wspomną powstańców. Jeszcze inni pójdą na obchody uroczystości w swoich miastach.

Powstanie przez wiele lat było tematem tabu. W Polsce Ludowej powstańcy zbierali się na Powązkach, aby upamiętnić pamięć poległych kolegów, gdyż nigdzie indziej nie mogli tego robić. Bodajże dopiero w latach 70. doczekali się miejsca w Warszawie, w którym mogliby się „legalnie” zbierać w każdą rocznicę. Ale i wolna Polska nie była dla nich łaskawa. Wielokrotnie wystosowywano apele do władz o stworzenie muzeum czy upamiętnienie tego wydarzenia w jakiś inny godny sposób. Doczekali się dopiero w 2004 roku, na 60 rocznicę swojego zrywu. Dzięki determinacji ówczesnego prezydenta Warszawy, śp. Lecha Kaczyńskiego, w końcu należycie oddano im cześć. Z wielką pompą i przy udziale osobistości z zagranicy, otworzono w końcu Muzeum Powstania. To właśnie wtedy świat dowiedział się o walczącej stolicy.

Genezy powstania, przynajmniej moim zdaniem, należy szukać już w II RP, w ludziach, którzy ją tworzyli, w szkołach, w których „patriotyzmem się oddychało”. To właśnie postawy tych ludzi, ich wola walki i sprzeciw wobec rozdzieraniu Najjaśniejszej na pół przez dwóch agresorów doprowadziły najpierw do kampanii wrześniowej, a później do roku ’44. Ci starsi wiedzieli już co to wojna, wiedzieli również czym jest życie pod zaborem. Młodzi, urodzeni już w niepodległym państwie, nie mieli zamiaru oddawać nikomu tej wolności, choć zapewne nie byli przygotowani na to, co przyniosła wojna. Historia zakpiła z nich okrutnie, albowiem przyszło im żyć w tych „czasach ostatecznych”; żaden z nich przecież nie marzył o tym, aby zrezygnować ze studiów, z pracy, z miłości,czy z marzeń dla śmierci na polu bitwy.

Aż w końcu przyszedł 1 września 1939, a zaraz po nim, 17, kiedy to miał miejsce kolejny cios w plecy, tym razem od naszych wschodnich „przyjaciół”. Walczyliśmy długo i to na dwóch frontach. Dłużej niż wiele bogatszych i silniejszych państw od nas. Dla wielu była to niepotrzebna ofiara. Ileż to razy już słyszeliśmy (i jeszcze usłyszymy, chociażby jutro) o niepotrzebnym wykrwawianiu się,o tym, że lepiej by było, gdyby poddali się bez walki, a już najlepiej, gdyby zaczęli współpracować z Niemcami lub Sowietami. O zgrozo, obarczają winą ofiary, a nie ich katów; jak gdyby Polacy o niczym innym nie marzyli, jak tylko o zbiorowym samobójstwie. Zastanawiające, że tego typu teorie snują ludzie, którzy żyją, mają się dobrze, a wojny nigdy nie doswiadczyli na własnej skórze. Ja równiez mogę teraz oddać wodze fantazji i powiedzieć, że z przyjemnością zginęłabym w kwiecie wieku z karabinem w dłoni. Siedząc na wygodnym łóżku i słysząc w oddali jedynie cykanie świerszczy, łatwo mi wygłaszać tego typu frazesy (nawet jeśli rzeczywiście tak myślę). Nie wiem jednak, jak postąpiłabym na miejscu tamtych ludzi, czy znalazłabym w sobie dość siły i odwagi, by poświęcić to, co mam najcenniejsze – swoje życie. A oni to zrobili. Złożyli na ołtarzu ojczyzny najwyższą ofiarę. Dlaczego? Nie wiem. Być może nie mogli bezczynnie przyglądać się zrównywaniu Polski z ziemią, być może robili to z myślą o przyszłych pokoleniach, bo sami byli już pogodzeni ze swoim losem. A może nawet nie zastanawiali się dokładnie nad tym co robią, bo wiedzieli, że tak po prostu trzeba. I właśnie za to, należy im się wieczna pamięć, szacunek i wdzięczność. Za to, że możemy teraz tu być; za to, że ONI zrobili coś, na co my pewnie nigdy byśmy się nie zdobyli.

Potem przyszedł rok 1943 i powstanie w getcie warszawskim. Cały świat słyszał o bohaterskich Żydach, którzy nie chcieli już dłużej pokornie znosić okrucieństw Niemców. Kara, jaka ich za to spotkała była okrutna. Kilka tysięcy ludzi straciło życie, kilkadziesiąt zostało wywiezionych do obozów koncentracyjnych. Ale nikt nigdy nie śmiał poddać sensu ich ofiary pod wątpliwość. Nikt również nigdy nie zapomniał, kto dokonał tej rzezi, kto był winowajcą. Nie Żydzi, którzy rozpoczęli powstanie, ale naziści, którzy palili ich żywcem.

Aż w końcu nastał rok 1944. Sierpień. Przygotowania zaczęły się oczywiście dużo wcześniej.

Być może zawiniło dowództwo AK. Być może porwaliśmy się z motyką na słońce, przeceniliśmy swoje siły. A może po prostu zostaliśmy oszukani przez aliantów, którzy nie kiwnęli nawet palcem, kiedy powstańcza Warszawa się wykrwawiała, oraz przez Sowietów, którzy z radością patrzyli na to, jak ginie kwiat polskiego narodu.

A później nie było już nic. Były tylko gruzy i mogiły. Czy dokonali tego powstańcy? Nie. To byli Niemcy. To oni mordowali i to oni burzyli i palili. Każdy,kto oskarża o zniszczenie stolicy samych warszawiaków jest zwyczajnie podły. Czy ci ludzie zdają sobie sprawę z tego, że w tym momencie niejednokrotnie wybielają nazistów? Czy właśnie o to im chodzi? O zrzucenie z nich odpowiedzialności na ofiary ich rzezi? Czy o czlowieku, który zginął w komorze gazowej, powiedzieliby, że to jego wina, bo po co się tam pchał? Mógł przecież wyjechać zawczasu, uciec, ukryć się, a tak dał się złapać Niemcom – jego wina. To nawet nie jest niesmaczne. To jest po prostu nieludzkie.

Ktoś może powiedzieć, że jestem masochistką, cierpiętnicą, czy kimkolwiek innym, ale mnie to nie obchodzi.

Zawsze będę mieć łzy w oczach na widok pomnika małego powstańca.

Zawsze będę mieć łzy w oczach czytając wiersze Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, któremu przyszło żyć w czasach „wielkiej rzeźby”.

Zawsze będę oddawać bohaterom  cześć i honor.

Czy się to komuś podoba czy nie.

 

 

Mariquita
O mnie Mariquita

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka