Postwykształciuch Postwykształciuch
644
BLOG

Wynik wyborów, czyli podzieleni na DWA PLEMIONA

Postwykształciuch Postwykształciuch Polityka Obserwuj notkę 6

Pisałem już o mojej opinii na temat wyniku wyborów:

http://postwyksztalciuch.salon24.pl/352567,wynik-wyborow-czyli-na-zachodzie-bez-zmian 

Napisałem, że "Wyborcy okopali się w swoich poglądach, trwają w wojnie pozycyjnej i nie zamierzają przechodzić do przeciwnego obozu."  

W moim mniemaniu wynik nie jest klęską PISu, ani nie jest wielkim sukcesem PO. Tak, PO wygrała wybory. Ale to nie jest żaden sukces. Wiele wskazuje na to, że dokładnie tak musiało być. 

Zastanówcie się, gdyby przeprowadzić wspólne wybory wspólnego rządu dla mieszkańców Polski i Niemiec, to jaki byłby ich wynik? Czy Polacy zagłosowaliby na partię niemiecką, a Niemcy na partię polską, niezależnie od ich programu i osiągnięć wyborczych? Czy wygrana partii niemieckiej byłaby obiektywnym sukcesem, czy też po prostu nieuniknionością?*

Mamy również dodatkowe dowody na to co mówię. Obejrzyj załączone wykresy. 

Wystarczy spojrzeć na wyniki wyborów w podziale terytorialnym, żeby stwierdzić, że głównym kryterium głosowania na jedną lub drugą partię jest miejsce zamieszkania, a nie WIEK, POZYCJA SPOŁECZNA, ZAWÓD, PŁEĆ, POGLĄDY, BIEDA. Nie jest prawdą, że na PO głosują zadowoleni ze swojego życia i rządów, a na PIS głosują nieudacznicy i frustraci. Dysproporcje geograficzne są zbyt znaczne. Mówimy o tym, że jedna partia w obszarze swojej dominacji posiada 55 procent w stosunku do 20 procent dla drugiej. W najlepszych okręgach PO ma dwukrotną przewagę na PIS, podczas gdy PIS ma miejscami nawet trzykrotną przewagę nad PO. 

Moim zdaniem mamy do czynienia z procesem pogłębiającej się obcości dwóch plemion wynikającej z tego, że ich przedstawiciele nie rozmawiają z sobą i nie rozwiązują wspólnie zadnych zadań. Jedyne co robią, to gadanie we własnym towarzystwie o wrogości tego drugiego obozu. "Oni knują przeciw nam, dlatego nie można im ufać."

W efekcie dochodzimy do sytuacji, w której przedstawiciel obozu A może być niesamowicie wściekły na szefa obozu A, ale przecież nie zagłosuje na szefa obozu B, bo to jest wróg i byłaby to zdrada swojego plemienia. Za zdradę zwykle grozi ostracyzm społeczny. Dominująca lokalnie większość wymusza na niezdecydowanych przyłączenie się do większości. Ludzie rozmawiają z sobą w tych lokalnych grupach i rodzinach, przeklinają na polityków i wpływają na siebie. Synchronizują swoje poglądy i identyfikację plemienną.

Dla dwóch głównych partii jest to wielka korzyść. Dzięki temu mają zabetonowane elektoraty i nie muszą się obawiać odpływu wyborców. Tak po prostu się złożyło, że Kaczyński wylosował sobie 30-procentową mniejszość, a Tusk dostał 40-procentową większość. Zero ryzyka odpływu z jednego obozu do przeciwnego.

Dla Polski jest to bardzo duży problem. Skoro każdy będzie głosować na swoje plemie, niezależnie od tego jaka jest jakość rządzenia, to nie działa demokratyczny mechanizm wymiany władzy na lepszą ekipę.

Tutsi nigdy nie oddadzą władzy premierowi z Hutu. 

 

 

 

 

Dobro Ojczyzny najwyższym nakazem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka