Nie jest dobrze. Już jakiś czas temu, tchnięty pięknotą miejsca pewnego w Warszawie, wyjąłem aparat z mocnym też postanowieniem, które przekraczało nieśmiałość: będą własne foty na „Poza Matrixem”. Dotychczasowe jednak doświadczenie nie napawa optymizmem. Rozumiem to poniekąd, że w dobie Sieci ludzie są przewrażliwieni, że obserwują Cię jakby snajpera na wojnie, jeśli trzymasz w ręku jakikolwiek aparat, czy aby go nie skręcasz w ich stronę. Ale ostatnio gorącą się nieco zrobiło wokół mnie, kiedy chciałem „pstryknąć“ sobie...jarzębinę koło posesji willowej. Rozpytali mnie tak, jakbym robił jakie plany z kidnappingu. Było niemiło, albo: bardzo mało miło. Skutkiem tego boję się, że baza foto na „Poza Matrixem” skurczy się do świata nieożywionego; no chyba, że co jakiś czas będę odwiedzał...ZOO warszawskie, na potrzeby specjalnego cyklu „Arka Noego”. Ale ile razy można „strzelać“…słonia? Z kolei foto-baza tylko nieżywiona, nawet jeśli nie będzie „problemów”, jak przy jarzębinie, pewny Matrix będzie w sumie tworzyła: że niby np. może jaki wybuch specjalnej bomby nastąpił, co to ludzi wymiata, i jedyne co może autor bloga, to dokumentować świat ocalały z przemykającymi od czasu do czasu ludźmi-ocaleńcami. Nie jest zatem dobrze, popadliśmy w szczery, a twórczy…ból głowy. Jak widać jednak na załączonym obrazku nie jesteśmy w tym odosobnieni, można zatem liczyć na współczucie świata nieożywionego. O, nawet człowiek się znalazł… tyłem (fot AO; Kraków 09.2012; kliknij na zdjęcie, aby powiększyć).