artur olędzki artur olędzki
141
BLOG

Ludzie Ciszy - franciszkanin

artur olędzki artur olędzki Kultura Obserwuj notkę 0

 

„Ludzie Ciszy” to nie tylko nasze zdjęcie, które dobry kolega M. sobie stapetował w trybie całkowicie pirackim na ekran laptopa (notabene - gratulujemy trafnego wyboru), ale też planowany cykl, wątek, który „Poza Matrixem” będzie się często pojawiał. Z tego względu, że na naszym blogu będziemy intensywnie fedrowali na odcinku słów, które w polskim Katolandzie wydają się być nieco zapomniane albo też i zakurzone. Są nimi: starodawna triada – „prawda”, „dobro”, „piękno”, a ponadto: „cisza”, „tajemnica”, „serce”, w wersji dla panów - „braveheart”. Tylko proszę nie myśleć, że to ostatnie nakazujemy wcielać na sposób krzyżowca. Co to, to nie – współcześnie rozgrywać się je winno raczej w poetyce minimalistycznego w swej formie filmu „Szpieg” (o czym kiedy indziej dłużej). Ale też wysunięcie bardziej na pierwszy plan tychże słów jest niebywałą szansą w staraniach ewangelizacyjnych. Bo gdy poznaje się np. „dyskurs” takiej „Krytyki Politycznej”, to w ogóle zdają się one w nim nie występować. Jak się słucha „dziewcząt” i „chłopców” z pisma, które spędza tak często sen z powiek adeptom wielu prawicowych think tanków, to prawie się myśli, że zamiast serc mają oni zlepek „izmów” wszelakich. Oczywiście – mają serca, i wiadomo, że katolicka „polityczna poprawność” słusznie nakazuje nie osądzać, co w tych sercach się kłębi. Ale jeśli chodzi o „wojnę” dyskursów, narracji, to bracia „katole” – wyciągamy nasze „serca” na wierzch, o… przepraszam – nasze „braveheart”. Bo też słowo „serce” „immanentnie”, „strukturalnie” (to już chyba bliżej „Krytyki”), odsyła nas…do Boga. Oczywiście możliwy to zarzut, że takimi postulatami uprawiamy jakiś filozoficzno-teologiczny forrestgampizm, że przecież wiara i wiedza w jednej chodzą parze kontemplacyjnej. Nie przeczę – uprawniony to zarzut może być (czy w ostatnich słowach nie popadłem aby w składnię Mistrza Yody?). Ale tym, co zaraz w dalszej części napiszemy, nie kwestionujemy zasadności teologicznych studiów wszelakich, regularnego poznawania Biblii i Tradycji.

W planie prywatnym dopowiemy jednak, że akurat piszący ma taki feler w sobie, że gdy czyta dłużej dzieło o Bogu, grube i szczegółowe jak książka telefoniczna, to coś jakby w brzuchu zaczyna go boleć i ratunek na ten syndrom znajduje najczęściej w samotnej, a przedłużonej, sesji „terapeutycznej” w kaplicy. I proszę wierzyć piszącemu: w tym puklerzu wiary, którym się on chwali, jest pewien prześwit, pewna szczelina…która się nie domyka od lat, i którą jakiś snajper może kiedyś wreszcie wykorzysta… Aby jednak nie popaść za bardzo w tryb programu „Ewa Drzyzga Show” wątek ten na tym skończymy.

W planie ogólnym natomiast dopowiemy, że straszny byłby to Bóg, gdyby przybliżenie się do Niego zależało od lektury „Sumy Teologicznej” św. Tomasza. Wierzymy bowiem, że chrześcijaństwo jest rzeczywistą opowieścią o Bogu, który dał sobie przebić Serce za losy świata, co sprawia, że jest ono zarazem najbardziej demokratycznym systemem w tym świecie. Punkty zdobywa się w tym systemie jedynie za wierność znanej frazie: „All You need is Love” (niezależnie od wszelkich innych przymiotów osoby - wykształcenia, pieniędzy, zdolności pisania o wierze etc.). W ten sposób patrząc na Kościół, odkrywa się w sumie mądrość, że chodzi w nim tak naprawdę tylko o to, aby to jedno Serce ustawiło jak najwięcej serc ludzkich według swojej niesłyszalnej Symfonii.

„Poza Matrixem” trawestujemy zatem wspomnianą frazę na inną: „All you need is Silence”. Oczywiście – świat może wysunąć wobec tego naszego „Silence” inną ciszę; np. jogi. Ale teraz my wyciągamy asa z rękawa, bo ową Ciszę utożsamiamy ostatecznie… z aktem adoracji eucharystycznej. Odważymy się zatem od razu powtórzyć ową intuicję, którą „Poza Matrixem” wypowiedzieliśmy już ponad rok temu. Kościół Przyszłości - wiele za tym przemawia -  będzie musiał być o wiele bardziej Kościołem Adoracji, jeśli będzie miał przetrwać. Zadziwia jak w tej prostej, a najgłębszej, formie modlitwy może się spotkać wielu ludzi świata. W tym ci, którzy są od Kościoła jakkolwiek oddaleni, i ci, którzy są bardzo blisko niego, jak np. zwolennicy „starej” i „nowej” Mszy świętej; na co dzień okładający się tak często pałami. Oczywiście do tego, co napisaliśmy, znajdujemy odpowiednie przypisy u JPII i BXVI, więc o jakiejś totalnej samowolce eklezjalnej raczej nie może być mowy w tych pomysłach, intuicjach, które tutaj przedstawiamy. Piszący też nie postrzega siebie jako proroka Ciszy. Tacy w Kościele pojawiali się już dawno temu (kartuzi, kameduli) i wciąż pojawiają (ojciec Delfieux ze swoim Wspólnotami Jerozolimskimi). Bardziej postrzega siebie zatem jako PR-owca ludzi Ciszy.

Na stronach internetowej telewizji franciszkańskiej znalazł on takiego jednego człowieka. Powiemy krótko: Im więcej takich ludzi w Katolandzie, tym lepiej. Podejrzewamy, że niekoniecznie trzeba być pustelnikiem, aby stać się takim rodzajem człowieka. Mamy nadzieje znaleźć kiedyś takich ludzi i na Giełdzie Warszawskiej. W międzyczasie proponujemy tapetę na ekran wykonaną przez naszego dobrego kolegę M. (link do ściągnięcia pod filmem).

 

https://www.dropbox.com/s/106e99d5tyzrw9e/ludzie%20ciszy.jpg

 

 

O autorze: zalogowany w korporacji The Roman Catholic Church, tropiący człowieka zwanego Mesjaszem, w stanach nagłych "łowca androidów"... ; mail: pozamatrixem.pl@gmail.com; Laureat nagrody Feniks 2011 w kategorii publicystyka religijna za książkę:"Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkania po latach.Wywiady." Cały blog „źródłowy“ - pod linkiem: www.pozamatrixem.pl strona na facebook.com: Poza Matrixem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura