artur olędzki artur olędzki
608
BLOG

Krajobraz po BXVI - papieżu

artur olędzki artur olędzki Polityka Obserwuj notkę 7

Przez swoją rezygnację z urzędu Benedykt XVI wysłał nieświadomie komunikat PR-owy, który trudno będzie w Polsce przykryć jakąkolwiek „aferą“ z panią Grodzką albo ewentualnym rajdem Donalda Tuska z tortem euro przez kraj. „Biedni“, rządowi PR-owcy... dla których „zwykły Polak“ i „zwykły katolik“ wydaje się być stracony co najmniej do połowy marca. I też według oka, a bardziej poprawnie według spojrzenia takiego Polaka i katolika, za którego uważa się jak najbardziej piszący, będzie tworzona dalsza partia tekstu. Ale wpierw wydaje sie zasadne pytanie, czy jest sens w ogóle ją z mozołem dziergać, czy można powiedzieć coś innego, coś ciekawszego, niż usłyszeliśmy, i jeszcze usłyszmy nieraz, w „środkach masowego przekazu“ do czasu konklawe. A w nich już zaczęło sie „grillowanie“ tematów zwyczajowo związanych z chwilami ważkimi dla Kościoła: giełda nazwisk „papabile“, sens i zasadność celibatu, ekumenizm i dialog międzyreligijny. Spokojnie pewnie dojdziemy, i niejednokrotnie sie tym zmęczymy, do tematu antykoncepcji, prezerwatyw w kontekscie Afryki, św. Komunii dla rozwiedzionych, a nawet kapłaństwa kobiet. „Liberalni komentatorzy“ może i porzucą marzenia o święceniu gejów na księży, ale też zapewne podejdą do tej sfery nieraz od strony afer pedofilskich. Na deser dorzucą jeszcze dane o cofaniu się Katolandu na wszystkich kontynentach świata. Słowem – najbliższy miesiąc dla obserawatora czerpiącego wiedzę o Kościele z mediów wszelakich, prawdopodobnie będzie już jakoś dobrze znany i przewidywalny, z dawno zasłyszaną i powtarzaną listą haseł i klisz publicystycznych.

Benedykt XVI nie uciekał od tych tematów, ale dla niego -  jakby to groźnie i strasznie nie brzmiało -  dyskusje o nich wydawały sie być jednak tylko przypisami do jego pracy właściwej: przypominaniu wszystkim katolikom pytania, dlaczego tak naprawdę „robimy“ Kościół. Odpowiedź jego samego była jednoznaczna, konsekwentna, a zarazem łagodna: tylko i wyłącznie ze względu na Osobę Zbawiciela. Założyciela Instytucji, która nieraz zapomina o swoim Założycielu, pompując przykładowo energię wiary w gwizdek autotematycznych problemów i obsesji: „Sobór Watykański II – już 50 lat po“, „Sobór Watykański II, a możliwy Sobór Watykański III“, „Sobór Watykańkski II, a dialog międzyreligijny‘, „Sobór Watykański II, a sprawa Polski i słonia“ itd, itd.... Kiedyś uśmiałem się cicho nieco w autobusie nad artykułem „znanego watykanisty“, który wyliczał katalog problemów powyżej już wspomnianych, a potem stawiał pełną oburzenia puentę. Że na tylu polach Benedykt XVI ponosi klęskę, a on nic tylko się zamknął w tych swoich apartamentach i z uporem maniaka pisze książkę – o zgrozo! – o Chrystusie.

Taki był właśnie Benedykt XVI: chrystocentryczny do bólu dla ludzi myślących kategoriami tego świata. Zdawał się cały czas spokojnie sączyć przekaz, że owe światowe problemy da się jedynie rozwiązać, odnajdując Boga żywego i poszerzając jak najdalej Jego Królestwo na Ziemi. Co da się z kolei zrobić tylko według formuły znanej ludziom wiary skądinąd ze świętej Mszy: „przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie“. To kapłańskie myślenie nadało jego pontyfikatowi znaczące, wertykalne wychylenie. Nie, nie był antytezą papieża Polaka. Był jego dopełnienienem, swoistą kropką nad „i“, niedużą, ale jakże potrzebną. Porządkował jego dziedzictwo ze spokojem charakterystycznym dla umysłu ścisłego, wedle odpowiednich proporcji. Jak np w obszarze „dialogu międzyreligijnego“, który też poprzez „prorocze gesty“ Jana Pawła II, a bardziej poprzez ich intepretacje, mógł być zarzewiem dodatkowych, bardzo poważnych napięć w katolicyzmie światowym. Po Benedykta „polityce“ w tym zakresie, zestawionej właśnie z jego chrystocentryzmem, jest to już raczej mało prawdopodobne.

JPII był zatem dla zwykłego „Polaka-katolika“ o wiele bardziej horyzontalny, obejmujący świat i problemy ludzi, co jego wielbiciele podkreślali w znanej frazie, że to „człowiek jest drogą Kościoła“. Benedykt XVI natomiast był o wiele bardziej dla niego wertykalny, kierujący uwagę wiernych ku Bogu w Trójcy Jedynemu, któremu cześć oddajemy również poprzez piękno ocalającej nas Liturgii. Jeżeli pierwszego charakteryzowałby najlepiej w odbiorze społecznym gest otwartych ramion, to drugiego dłonie pobożnie złożone w modlitewnym geście ku Niebu. W tej ich symbolicznej mowie ciała uwidaczniają sie różnice, które w publicystyce religijnej przyjmują tezę o innym rozłożeniu przez nich akcentów w przekazie o wierze. Byłoby jednak półprawdą czytać ich bardzo odrębnie, tak bardzo rozdzielnie, nie tylko ze względu na różnice w temperamentach. Bo też należy ich chyba postrzegać jaką jedną całość. Nie tylko w życiu, w „pracy zespołowej“, ale też w ich ideach i intuicjach. W sumie chodziło im o to samo, tylko właśnie nieco inaczej to naświetlali. Tak np. jeżeli w etycznym języku Karola Wojtyły naczelnym słowem była Miłość, to Benedykt po prostu poinformował bardzo wyrażnie ludzi, przypominając odwieczną, eklezjalną prawdę, że objawiła się ona najpełniej w Chrystusie Panu.

Wydaje się jednak, że najlepiej by było, gdyby następny papież był syntezą ich stylów, a nawet więcej: gdyby to chrześcijanie przyszłości byli tacy. Liturgiczni i światowi zarazem, tradycyjni i nowocześni, religijni i etyczni, kontemplatywni i miłosierni w czynach, wyciszeni, a odważni i radośni. Inaczej: wertykalni i horyzontalni, łączący udanie Niebo z Ziemią w dobie Sieci i kosmicznych technologii, a według wrażliwości swej kobiecej i męskiej natury. Jednym słowem – mesjańscy w najlepszym tego słowa znaczeniu, na wzór Jezusa Pana. Adorujący Go w Najświętszym Sakramencie, zanurzeni w Jego Eucharystii, by potem dalej ofiarować się światu i Bogu...

Jednak tych dwóch papieży zostawiło nas tak naprawdę z tym samym niepokojącym pytaniem: czym jest dla nas ten opłatek chleba, który kładziemy na ołtarzach świątyń: mąką z wodą czy też Bogiem, chociaż skrytym pod świętymi postaciami? Prawdopodobnie od tego, jak katolicy na całej Ziemi odpowiedzą sobie na to pytanie, i w jakiej skali, zależy nie tylko przyszłość Kościoła, ale też i „świata całego“. Bo przecież, gdyby w ten opłatek chleba tak na serio wierzono, to całodobowa adoracja Najświętszego Sakramentu we wszystkich Kościoła świata, byłaby jakąś normą, której wypełnienia strzegłaby każda odrębna wspólnota eklezjalna. Bo przecież według prawd naszej wiary, to coś więcej nawet niż Arka Przymierza dla Żydów. Tymczasem świat pogrąża się w różnorakiej niewierności, pociągając zas sobą całe rzesze ochrzczonych. Ktoś patrzący na to z boku może się dziwić, podejrzewając, że coś tu nie pasuje. No bo jak to możliwie, że świat tak coraz bardziej leci w dół, w ciemność, kiedy od dwóch tysięcy lat według nauczania Kościoła Bóg obejmuje swym Ciałem i zanurza w swej Krwi ludzi po Ziemi chodzących, dając łaskę wiecznego Życia. Może sobie zadawać on pytanie alternatywne: czy to aby rzeczywiście Bóg, czy też jego uczniowie nie dają mu szansy działać w sercach swoich? Ilu zatem katolików ma odwagę uklęknąć przed tym opłatkiem chleba i zderzyć swoją wiarę z czasem Oczekiwania. Ilu katolików ma odwagę to głosić i zaprosić przed to ukryte Oblicze pielgrzymów spoza Kościoła lub w nim jakoś pogubionych. Kiedyś, aby ludzi ocalić, przynoszono ich pod figurę węża na drzewie, zapowiedz Krzyża, dzisiaj wydaję się, aby ich ocalić, należy ich przynieść przed to ukryte Oblicze, zapowiedź Ostatecznego Odsłonięcia sie Pana przed nami. Niezależnie od tego, jakiego papieża wybiorą kardynałowie na najbliższym konklawe przyjdzie nam zmierzyć się i z tymi pytaniami, i z tymi wyzwaniami chyba tak już ostatecznie.

 

O autorze: zalogowany w korporacji The Roman Catholic Church, tropiący człowieka zwanego Mesjaszem, w stanach nagłych "łowca androidów"... ; mail: pozamatrixem.pl@gmail.com; Laureat nagrody Feniks 2011 w kategorii publicystyka religijna za książkę:"Ksiądz Jerzy Popiełuszko. Spotkania po latach.Wywiady." Cały blog „źródłowy“ - pod linkiem: www.pozamatrixem.pl strona na facebook.com: Poza Matrixem

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka