molasy molasy
594
BLOG

13 grudnia 1981: Dyktatura lepsza od anarchii?

molasy molasy Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 7

Autorzy analiz, próbujący wyjaśnić przyczyny tego, że niemal połowa Polaków popiera wprowadzenie stanu wojennego przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego, wskazują zazwyczaj na skuteczność propagandy komunistycznej, która od 13 grudnia 1981 r. kolportowała tezę, że ochronił on Polskę przed wojną domową oraz propagandy postokrągłostołowej, według której uratował on nasz kraj przed interwencją sowiecką.  W rozumowaniu tym jest błąd, bo de facto większość polskiego społeczeństwa przyjęła stan wojenny jako najlepsze wyjście z ówczesnej sytuacji już w momencie jego wprowadzenia. To z tego powodu protesty były bardzo słabe. Mimo, że Solidarność zapowiadała, że w razie użycia siły przez władzę komunistyczną odpowie strajkiem generalnym, to w całym kraju doszło do zaledwie ok. 200 prób zorganizowania oporu. Jedynym regionem, w którym wybuchły silne strajki, był Śląsk. Nie tłumaczy tej bierności członków Solidarności internowanie ich przywódców, bo w w 9-milionowym związku powinni się szybko znaleźć ich zastępcy. Tak się nie stało, bo ci, ktorzy chcieli stawić opór, znaleźli się w mniejszości. Jestem przekonany, że gdyby stan wojenny wprowadzono 6-12 miesięcy wcześniej, to protesty przybrałaby charakter masowy. Późną jesienią 1981 r. wiara społeczeństwa polskiego w cud Solidarności już się wyczerpała.

Większość Polaków z ulgą przyjęła stan wojenny, bo doszła do wniosku, że dyktatura jest lepsza od anarchii. Tego typu rozumowanie zwykłych ludzi zauważył Sławomir Mrożek już w l. 60. XX wieku. Moim zdaniem, jest ono stuprocentowo słuszne w odniesieniu do Grudnia 1981 r. Społeczeństwo polskie zaakceptowało stan wojenny, bo rozwiązał on politycznego pata, jaki wówczas istniał w naszym kraju. 

Powstał on z tego powodu, że w państwie o ustroju komunistycznym, czyli totalitarnym, działała wielka organizacja demokratyczna. Jesienią 1981 r. istniał w Polsce stan, który jeśli już nie zasługiwał na miano anarchii, to do niej mógł doprowadzić. Nie było bowiem żadnej siły, która kontrolowałaby przebieg wypadków. PZPR, która kierowała ówczesnym systemem tak jak układ nerwowy organizmem człowieka, przestała być sterowalna. Stało się tak przede wszystkim wskutek oddolnych ruchów demokratyzacyjnych, które w niej zachodziły. Ekipa Jaruzelskiego, czyli mózg chorego, komunistycznego organizmu, nie mogła liczyć na to, że jej polecenia będą realizowane na dole.

Natomiast Solidarność, która stała się faktycznym reprezentantem społeczeństwa, żadnych instrumentów sprawowania realnej władzy nie miała. Co więcej, przywódcy tego związku zaczęli również tracić rząd dusz. Wbrew ich apelom mnożyły się strajki i akcje protestacyjne. A wszystko to się działo przy gwałtownie pogarszającej się sytuacji gospodarczej Polski. 

Teoretycznie istniały 3 wyjścia z ówczesnej, patowej sytuacji: delegalizacja Solidarności, porozumienie między PZPR i Solidarnością, przejęcie władzy przez Solidarność. W rzeczywistości 2 ostatnie rozwiązania nie wchodziły w grę. Solidarność, która była ruchem pokojowym, nie miała możliwości zdobycia władzy przy pomocy kartki wyborczej. Porozumienie między PZPR i Solidarnością było niemożliwe, bo obie strony inaczej je rozumiały. Komunistom chodziło o wbudowanie tego związku w system, bez naruszania jego totalitarnej istoty, natomiast związkowcy chcieli demokratyzacji ustroju. Na to władze zgodzić się oczywiście nie mogły. Siłowe rozprawienie się z Solidarnością było więc nieuniknione.

Trzeba przyznać, że Jaruzelski w perfekcyjny sposób przygotował grunt pod wprowadzenie stanu wojennego. Nie zaniedbał niczego. Pozorował, że dąży do porozumienia z Solidarnością. Jego celem było przekonanie znacznej części Polaków, że winę za fiasko rozmów o współpracy ponoszą związkowcy. Przypuszczam, że niejeden z tzw. żywiołowych strajków był zorganizowany na rozkaz bezpieki przez jej agentów w szeregach tego związku. Takie protesty były władzom potrzebne, aby straszyć Polaków tym, że z winy Solidarności może dojść do całkowitego paraliżu kraju i zimą zabraknie opału oraz żywności. Trudno ustalić czy przyczyną trudności w zakupie podstawowych artykułów spożywczych był bałagan i brak towarów, czy też celowe działania władz, które chciały wytworzyć atmosferę zagrożenia klęską głodu. Warto jednak zwrócić uwagę, że po wprowadzeniu stanu wojennego sytuacja aprowizacyjna się znacznie poprawiła. Mnożyły się doniesienia o "nieznanych sprawcach" bezczeszczących groby i pomniki żołnierzy Armii Czerownej. Wiele z tych aktów wandalizmu było zapewne dziełem funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Władze w ten sposób wytwarzały atmosferę zagrożenia interwencją ze strony ZSRR.

W tej sytuacji nie można się dziwić, że większość zwykłych Polaków uznała, że wprowadzenie stanu wojennego było konieczne i Jaruzelski uratował Polskę przed katastrofą narodową. Wytworzona w znacznym stopniu sztucznie przez propagandę komunistyczną atmosfera strachu, że zagrożona jest biologiczna egzystencja narodu polskiego, spowodowała, że w Grudniu 1981 r. biernie poddali się rządom junty wojskowej. Uznali bowiem, że bez wolności można żyć, natomiast bez chleba - nie. Nie bez znaczenia był tu tradycyjny szacunek Polaków do wojska, nawet tego peerelowskiego. Ponieważ nie chcieli przyznać się, nawet przed sobą, że dali się wówczas zastraszyć, więc skwapliwie podchwycili podsunięte im przez propagandę kłamliwe tezy o zagrożeniu wojną domową czy interwencją sowiecką. I tak ten pogląd w sobie uwewnętrznili, że do dzisiaj w niego szczerze wierzą.

Być może racjonalizacja ich przekonania co do konieczności wprowadzenia stanu wojennego polega na tym, że uważają, iż anarchia, której objawy zaistniały jesienią 1981 r., doprowadziłaby do wojny domowej, za którą odpowiedzialna byłaby Solidarność. Jest to oczywiście nieprawda. Nawet jeśli ówczesną sytuację można nazwać anarchiczną, to całą winę za jej powstanie ponosiły władze komunistyczne, które podsycały niepokoje społeczne. A Polacy, reprezentowani przez Solidarność, domagali się jedynie niezbywalnego prawa do wolności. 

Nie mam wątpliwości, że za kilkadziesiąt lat ocena stanu wojennego przez Polaków będzie diametralnie inna niż obecnie. Stanie się tak wtedy, gdy odejdą pokolenia, które pamiętają go z autopsji. Fakty są niepodważalne. Stan wojenny był gwałtem na narodzie polskim. A gwałtu nic nie usprawiedliwia. 

molasy
O mnie molasy

"JEDYNIE PRAWDA JEST CIEKAWA" - Józef Mackiewicz

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura