Ja nie kraczę, ja jedynie pokornie powtarzam: memento mori, moi drodzy, memento mori. Kiedyś ten dzień nadejdzie, kiedyś trzeba będzie się zmierzyć z „wolą rodziny” i rzuconym przez niezidentyfikowanych zapaleńców „pomysłem”.
Znowu na ulice wyjdą protestujący, znowu wybuchnie jałowa dyskusja. Jedynym nowym elementem będzie licytacja: czy towarzystwo „pierwszego patriotycznego prezydenta” nie będzie aby zbyt wielkim zaszczytem dla Bolka/czy towarzystwo „noblisty i bohatera Solidarności” nie przesłoni swymi nieporównywalnymi dokonaniami Brata-prezydenta o nieokreślonych zasługach.
Zwolennicy Hefajstosa z siekierą będą słusznie wskazywać, że skoro jednemu wolno, to drugiemu także. Ci drudzy zatrzęsą się w słusznym gniewie wytykając owemu agenturalną przeszłość. Pierwsi zaświecą w oczy Noblem, Solidarnością i szacunkiem świata, drudzy walką z Układem i nieposzlakowaną niezłomnością. Kardynał Dziwisz znowu uda, że dzieje się wola boska i postąpi po swojemu. Jednak tym razem każda jego decyzja zostanie potraktowana w kategoriach zdrady lub obrazy narodowej.
No cóż – będzie miał kardynał to, o czym zapewne marzy: okazję do zaprowadzenia pojednania narodowego. Okazję do pogodzenia zwaśnionych historią zapaleńców. Wstęp do stosownego apelu nawet już ktoś kiedyś napisał:
Nie jest czynem - rzeź dziecinna!
Nie jest czynem - wyniszczenie!
Jedna prawda boska, czynna,
To przez miłość przemienienie!
Jeden tylko, jeden cud:
Z Szlachtą polską - polski Lud,
Jak dwa chóry - jedno pienie! -
Wszystko inne - złudą złud!
Wszystko inne - plamą plam!
I ojczyzna tylko tam!
Zagrzmi głos kardynała nad Polską, po czym pod jego opiekuńcze skrzydła przybieżą ramię w ramię obywatele III i IV Rzeczpospolitej. A wtedy to już zaczniemy starania, by znów od morza do morza…
Obawiam się, że fantazjuję. Że burda znacznie potężniejsza nas czeka, że po kościach się to wszystko nie rozejdzie. W takim razie może niech nam Lech Wałęsa żyje wiecznie?!