Elity polityczne długo przygotowywały się do grudniowych wyborów parlamentarnych. Jednak to dopiero pierwszy etap w procesie zachowania przywilejów dotychczasowego układu. Kolejny będzie miał miejsce już w marcu 2012 r., gdy obywatele Federacji Rosyjskiej wybiorą prezydenta.
Dziś ponad tydzień po pójściu Rosjan do urn, celem wyłonienia składu Dumy szóstej kadencji, wydaje się, iż niezadowolenie obywateli dał o sobie znać z nieznaną od 1993 r. siłą. Na marginesie warto przypomnieć, iż obchodzimy obecnie dwudziestą rocznicę rozpadu Związku Radzieckiego. Czyżby więc na naszych oczach kończyła się era post-radziecka?
Zapowiedź pyrrusowego zwycięstwa
Nim rozpoczniemy snuć przewidywania na przyszłość, zdiagnozujmy stan obecny. Elity, skupione wokół Wladimira Putina i Dmitrija Miedwiediewa, prowadziły operację „następca” już od ponad dwunastu miesięcy. Próbą generalną przed elekcją władzy ustawodawczej i wykonawczej stały się wybory lokalne z marca 2011 r.
Warto zacząć analizę właśnie od nich. Poziom poparcia dla pro-kremlowskiej Jednej Rosji, ogłoszony przez Centralną Komisję Wyborczą po wyborach z 4 grudnia wykazuje bowiem wyjątkową zbieżność z wynikami osiągniętymi przez ugrupowanie władzy w pierwszym kwartale 2011 r. .
Wówczas, w kilku regionach, Jedna Rosja uzyskała rezultat poniżej 40%, co uznano za porażkę. Na poziomie całego kraju zaś osiągnęła ona średnio 46% - uznano ten wynik za porażkę. Szczególnie, gdy przypomnimy sobie dumne uwagi prominentnych członków partii rządzącej mówiących, iż Jedna Rosja uzyska większość bezwzględną [1].
Zwycięstwo będące klęską
Natomiast oficjalne i ostateczne wyniki, podane przez Centralną Komisję Wyborczą 9 grudnia, głoszą, iż pro-kremlowska Jedna Rosja uzyskała 49,32% głosów, co przekłada się na 238 mandatów w 450-miejscowej Dumie, tj. większość absolutną. Przekroczenie wyniku 50% w izbie niższej, to efekt niekorzystnej dla opozycji ordynacji wyborczej. Zgodnie z nią wybory są proporcjonalne, a próg wynosi aż 7%.
Kolejne trzy partie, które weszły do parlamentu zwiększą swój stan posiadania. Największym ugrupowaniem opozycyjnym z wynikiem równym 19,19%, została po raz kolejny Komunistyczna Partia Federacji Rosyjskiej. Uzyskane poparcie przyniosło jej 92 miejsca w Dumie (35 więcej niż we wcześniejszych wyborach). Trzecie miejsce uzyskała Sprawiedliwa Rosja z rezultatem równym 13,24%, co przełożyło się na 64 mandaty (wzrost o 26 miejsc). Najmniejszą partią w izbie niższej została Liberalno-Demokratyczna Partia Rosji. Poparło ją 11,67% głosujących, co oznacza 56 mandatów (w roku 2007 jedynie 40). Pozostałe partie nie uzyskały poparcia pozwalającego zasiadać w niższej izbie federalnego parlamentu [2].
Choć pro-kremlowska Jedna Rosja zwyciężyła, to z punktu widzenia obozu władzy, wybory nie zakończyły się sukcesem. Poparcie poniżej 50% to wynik wysoce niesatysfakcjonujący, będący sygnałem ostrzegawczym wysłanym przez społeczeństwo. Oczywiście taka interpretacja obowiązuje, jeśli uznamy głosowanie za przeprowadzone zgodnie z demokratycznymi standardami. Wielu jednak wątpi, iż obowiązujące na Zachodzie zasady zostały zachowane.
Reakcje w kraju i za granicą
Obserwatorzy z ramienia Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, podobnie jak i inni przedstawiciele wspólnoty euroatlantyckiej, stwierdzili w swym oświadczeniu, iż miały miejsce „liczne nieprawidłowości” [3]. Prócz tego, jak nigdy wcześniej, odkąd w rosyjskiej polityce pojawił się W. Putin, zaprotestowali obywatele. Od niedzieli 4 grudnia w głównych miastach Federacji, m.in. Moskwie czy Petersburgu ludzie wychodzą na ulicę, protestując przeciw fałszerstwom, domagając się powtórzenia wyborów oraz odejścia premiera z funkcji państwowych.
Największa demonstracja miała miejsce w stolicy, na placu Bołotnym 10 grudnia. Według różnych szacunków zgromadziło się od 20 do 40 tysięcy przeciwników kremlowskich władz. Zebrani domagali się już nie tylko unieważnienia wyborów, lecz również uwolnienia inicjatorów rozpoczętej fali protestów, a zarazem liderów pozasystemowej opozycji, czyli m.in. Ilija Jaszyna i Aleksieja Navalnego [4].
Na marginesie warto wspomnieć, iż zgodnie z danymi opozycyjnej partii Jabłoko, Jedna Rosja w rzeczywistości otrzymała jedynie 25% głosów [5]. Jeśli te informacje uzyskałyby potwierdzenie, co jednak wątpliwe, to oznaczałoby to, iż skupione wokół W. Putina elity utraciły poparcie społeczeństwa, które jednocześnie jest wewnętrznie rozbite.
Warto podkreślić, iż w protestach biorą udział przeciwnicy reżimu zarówno z opozycji koncesjonowanej, jak i tej zdelegalizowanej przez władze. Większość stanowią, co najistotniejsze, zwykli nie zaangażowani dotąd politycznie obywatele Federacji Rosyjskiej. Demonstrujący nie są rozpędzani przez siły porządkowe, które jedynie czuwają wokół protestujących jak i urzędów państwowych. Na koniec należy wspomnieć, iż wyrazy sprzeciwu wobec wyników wyborów nie ograniczają się do Petersburga i Moskwy. Również w mniejszych ośrodkach, jak: Rostów nad Donem, Władywostok czy Iżewsk, trwają demonstracje, choć oczywiście na znacznie mniejszą skalę [6].
Do euforii wciąż daleko
Z pewnością wynik wyborów stanowi zaskoczenie. Szczególnie w kontekście mających miejsce protestów. Nie należy jednak popadać w euforię. Niedemokratyczny reżim wciąż bowiem posiada najistotniejsze narzędzia. A establishment stanowi jednolitą siłę. Wzrost liczby otwarcie wyrażających niezadowolenie z pewnością skłania do refleksji, czy możliwe są zmiany. Paradoksalnie jednak wielość protestujących stanowi o słabości przeciwników obozu władzy. Jak bowiem stwierdziła rozmowie z polskim korespondentem jedna z uczestniczek demonstracji w Moskwie: „nie mamy naszego Lecha Wałęsy” [7]. Słowem - prócz samej negacji obecnego stanu w Federacji Rosyjskiej brak jest spoiwa jednoczącego przeciwników reżimu.
Nieobecność lidera reprezentującego oburzone społeczeństwo, jak i szerokie spektrum ugrupowań opozycyjnych, przesądzić może o porażce całego przedsięwzięcia. Obóz władzy wciąż jest bowiem wystarczająco silny i trudno dostrzec rysę, sygnalizującą możliwe podziały wewnątrz jego przedstawicieli.
Stąd też, choć nie należy oczekiwać fundamentalnych zmian w systemie politycznym Rosji, to z pewnością jesteśmy świadkami interesującego procesu. Na chwilę obecną trudno prognozować na temat przyszłych wydarzeń. Z pewnością jednak należy je z uwagą śledzić. Szczególnie, iż już w marcu odbędą się w Federacji Rosyjskiej wybory głowy państwa.
Wobec wciąż niejasnej sytuacji wypada jedynie wyrazić odważną tezę. Otóż próba złagodzenia oblicza rosyjskiej władzy nie powiodła się. Symbolizujący program modernizacji państwa, a jednocześnie przewodzący Jednej Rosji na listach wyborczych do Dumy Państwowej, D. Miedwiediew rozbudził nadzieje na reformy. Szczególnie zawiedzeni poczuli się przedstawiciele inteligencji i dopiero kształtująca się klasa średnia.
Paradoksalnie, odważny program reform kojarzonych z osobą prezydenta Federacji, musiał stawić czoła niełatwej rosyjskiej rzeczywistości. W ostatnim czasie o niemocy rosyjskiego państwa świadczą chociażby przywołane w artykule Nico Popescu dwa czynniki. Uniemożliwiły one osiągnięcie przez Jedną Rosję pożądanego przez obóz władzy rezultatu w elekcji z 4 grudnia, pchając jednocześnie do działania przedstawicieli społeczeństwa. Otóż z jednej strony przeprowadzono „raczej wolne niż uczciwe wybory”, z drugiej władza potrzebowała apatii społeczeństwa, by zachować swoje przywileje i uprawnienia [8]. W rezultacie wystąpienia tych dwóch czynników wzajemnie się wykluczających doszło do trwających od tygodnia wielotysięcznych protestów.
Wojciech Łysek
Starszy analityk w Zespole Ekspertów Klubu Jagiellońskiego
|